Druzowie, to etniczni Arabowie wyznający odrębną monoteistyczna religię wyłonioną z islamu, której zasady utrzymywane są w tajemnicy. Oprócz fragmentu południowej Syrii zamieszkują także okoliczne obszary Libanu i samego Izraela. Dla rządzących dziś w Damaszku sunnickich fundamentalistów są oni niegodnymi zaufania i pozbawionymi praw niewiernymi. W ubiegłym tygodniu w internecie pojawiło się zaś przypisywane jednemu z ich szejków nagranie, znieważające jakoby proroka Mahometa.

Szejk zarzekał się, że nie ma z tym nic wspólnego, a syryjskie MSW potwierdziło, że nagranie jest wyprodukowaną z pomocą AI fałszywką, pochodząca zapewne z Turcji. Mimo to doszło do odwetowego ataku na druzyjskie przedmieście Sahnaja i pobliskie miasto Dżaramana, w którym bojówkarze rządowych sił bezpieczeństwa zabili siedmiu druzów. Po marcowej rzezi ponad tysiąca alawitów w nadmorskiej Latakji na druzów padł blady strach, a ich izraelscy rodacy zażądali od władz interwencji. Jerozolima nie może zaś ich do siebie zrazić – to najbardziej lojalna i zasłużona w bojach mniejszość. Jednym z nich jest na przykład generał major Ghassan Alijan, koordynator działań wojska na terenach okupowanych. Stąd izraelskie naloty.

Assad i druzdowie

Ale sytuacja jest w rzeczywistości dużo bardziej skomplikowana. Druzowie byli faworyzowani za czasów krwawej dyktatury alawickiego rodu Assadów, wspieranej przez Rosję i Iran. Na zamieszkałych przez nich terenach nadal czynni są dygnitarze obalonego reżimu. Kuzyn Assada, skorumpowany biznesmen Rami Makhlouf, ogłosił, że formuje alawicki ruch oporu przeciwko „sunnickim fundamentalistycznym terrorystom” nowego prezydenta Ahmeda al-Szary. Ten istotnie niegdyś dowodził syryjskim odłamem ISIS i al-Kaidy. Niektórymi oddziałami druzyjskiej samoobrony kierują zaś generałowie obalonego reżimu. Rząd al-Szary odciął się zaś od zbrodni popełnianych przez ludzi nominalnie będących pod jego dowództwem.

Część syryjskich druzów, obawiając się wznowienia ledwo co zakończonej dziesięcioletniej wojny domowej, skłonna jest, z braku lepszej możliwości, udzielić mu kredytu zaufania. Na dowód tego oddziały rządowe zostały wpuszczone do Dżaramany. Pytanie tylko, czy kredyt ten nie jest na wyrost: choć rzezie alawitów ustały, trwają porwania ich dla okupu i ekspropriacje alawickich domów. Nie jest jasne, ile w tym religijnej nienawiści, a ile powojennego odwetu. Ci druzowie, którzy gotowi są na ugodę z Damaszkiem, mają nadzieję, że dzięki niej unikną podobnego losu.

Jerozolima kategorycznie nowym władzom syryjskim nie ufa, choć Szaraa kilkakrotnie zapewniał, że jest gotów do normalizacji stosunków z Izraelem. Budził tym wściekłość Hamasu oraz władz Autonomii Palestyńskiej, a także zapewne części własnych ludzi, którzy po zwycięstwie publicznie krzyczeli: „Po Damaszku – Jerozolima!”. Zarazem jednak część Syryjczyków czuje do Jerozolimy wdzięczność, bo izraelska wojna z libańskim Hezbollahem sprawiła, że kontrolowani przez Iran szyiccy bojówkarze musieli wycofać się z Syrii, co ułatwiło obalenie wspieranego przez nich Assada. Porozumienie z Izraelem otworzyłoby też drogę dla zagranicznych inwestycji niezbędnych dla odbudowy zdewastowanego wojną kraju. Te z kolei nie przyjdą, jeśli będzie mu groziła nowa wojna. Po doświadczeniach z Hamasem Izraelczycy uważają jednak, że byłym islamistycznym terrorystom, którzy dorwali się do władzy, absolutnie nie można wierzyć. Ani myślą wycofać się ze strefy buforowej na wzgórzach Golan, którą zajęli rzekomo tylko czasowo po upadku Assada.

Turecki udział

Tu już chodzi nie tylko o al-Kaidę: dla Jerozolimy Szaraa to jedynie marionetka Turcji, która istotnie go przez lata zbroiła i finansowała, by trzymał w szachu znienawidzonych przez Ankarę Kurdów. Ci ostatni zawarli wprawdzie ugodę z nowymi władzami, ale nie spieszą się z wprowadzeniem jej w życie, domagając się politycznych gwarancji dla swojej z takim trudem wywalczonej podczas wojny domowej autonomii. Ugoda ta jest jednak nie do przyjęcia dla Ankary, która deklaruje, że siłą powstrzyma jej wprowadzenie. Nowa tymczasowa konstytucja syryjska ją wyklucza, koncentrując pełnię władzy w rękach prezydenta Szary.

Turcja zamierzała wesprzeć jego reżim, a zarazem zapewnić sobie nad nim kontrolę, dyslokując w Syrii, pozbawionej po izraelskich atakach lotnictwa, swoje siły powietrzne. Jerozolima w odpowiedzi zbombardowała w kwietniu wszystkie pozostałe po rządach Assada bazy wojskowe, zdolne przyjąć tureckie maszyny. Benjamin Netanjahu także zabiegał u prezydenta Donalda Trumpa, by zażądał od nowego rządu syryjskiego zgody na pozostawienie w kraju baz rosyjskich, mających być przeciwwagą dla tureckich wpływów. W konflikcie Jerozolimy z Ankarą usiłował mediować Azerbejdżan, związany z oboma rywalami licznymi więziami. Skończyło się na odwołaniu planowanej na ten weekend wizyty premiera  Netanjahu w Baku, bo Ankara nie wyraziła zgody na przelot jego samolotu przez turecką przestrzeń powietrzną.

Między młotem a kowadłem

Historycy długo będą się spierać, a komentatorzy spierają się już, czy odmowa udzielenia przez Jerozolimę kredytu zaufania nowym syryjskim władzom była zasadna, bo islamistycznym terrorystom nie można ufać. Czy władze Izraela nie zmarnowały niepowtarzalnej szansy na pokój z Syrią, i na deeskalację konfliktu z Ankarą?

Druzów podobnie będzie dzielił spór o to, czy ich tragiczna sytuacja w porewolucyjnej Syrii – bo inny bieg wypadków trudno prognozować – wynika z niedostatecznego oporu wobec nowej władzy, czy też, przeciwnie, z niedostatecznego władzy tej poparcia. I tak źle, i tak niedobrze. Wszystko niedobrze.

This issue was published as part of PERSPECTIVES – the new label for independent, constructive and multi-perspective journalism. PERSPECTIVES is co-financed by the EU and implemented by a transnational editorial network from Central-Eastern Europe under the leadership of Goethe-Institut. Find out more about PERSPECTIVES: goethe.de/perspectives_eu.

Co-funded by the European Union. Views and opinions expressed are, however, those of the author(s) only and do not necessarily reflect those of the European Union or the European Commission. Neither the European Union nor the granting authority can be held responsible.