0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Felietony > [Projekt: Polska] Nie...

[Projekt: Polska] Nie traćmy głosu – nie idźmy na referendum

Michał Żakowski

Demokracja bezpośrednia to jedno z najmodniejszych haseł ostatnich lat. Na poziomie lokalnym już korzystamy z szeregu oferowanych przez nią narzędzi, jak choćby budżet partycypacyjny czy inicjatywa lokalna, które dobrze się sprawdzają. Na poziomie krajowym najważniejszym instrumentem demokracji bezpośredniej pozostaje referendum. To najbliższe każe się jednak zastanowić, czy umiemy z niego korzystać.

Referendum na poziomie ogólnokrajowym jest instytucją w zasadzie nieznaną. W historii III RP tylko raz – w 1996 r. – zostały zarządzone (organizowane jednego dnia) dwa referenda dotyczące kwestii, w których konsultacje ze społeczeństwem nie były obligatoryjne. O wiele częściej instrument ten wykorzystywany był na szczeblu samorządowym – najczęściej referenda odbywały się w celu odwołania włodarzy, rzadziej w celu poznania opinii mieszkańców na temat szczególnie istotnych problemów.

W przypadku referendów lokalnych, przeciwnicy odwołania danej osoby lub wypromowania określonego rozwiązania nawoływali do bojkotu głosowania. Zawsze uważałem taką postawę za sprzeczną z demokratycznymi wartościami. O ile byłem przeciwnikiem referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz, szanowałem wolę osób, które podpisały się pod wnioskiem o jego zarządzenie i uważałem wypowiedzenie się w tak ważnej kwestii za swoją – jako mieszkańca Warszawy – powinność.

Muszę przy tym zaznaczyć, że moje poparcie dla vox populi nie jest bezwarunkowe. W drodze referendum nie można podejmować decyzji dotyczących czyjegoś życia (czyli np. decydować o przywróceniu kary śmierci) czy podstawowych praw człowieka lub obywatela (czyli np. decydować o zaostrzeniu ustawy o warunkach dopuszczalności przerywania ciąży). Muszą istnieć instrumenty chroniące te wartości, inaczej demokracja zamieni się w jakąś formę ochlokracji. Tego i tylko tego rodzaju referenda byłbym w stanie zbojkotować, o ile mogłoby to wpłynąć na ich status prawny.

Dzisiaj jednak mam ogromny problem. W referendum nie będziemy rozstrzygać o wspomnianych, fundamentalnych dla etyki życia publicznego kwestiach. Jednocześnie nie mamy tu do czynienia z kwestią uszanowania woli setek tysięcy osób angażujących się w zbiórkę publiczną. Problem z referendami w 1996 r. polegał na tym, że treść pytań była merytoryczna, ale niezrozumiała dla większości obywateli. W najbliższym referendum pytania będą skonstruowane prosto, wszystkim będzie się wydawać, że wiedzą, nad czym głosują. W istocie ani jedno pytanie nie jest jasne, w związku z czym, choć wielokrotnie czytałem ich treść, nadal nie wiem, co będzie oznaczał mój głos oddany na „tak” lub „nie” przy każdej z pozycji.

W pytaniu pierwszym nie wiadomo, co dokładnie oznacza wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych. Czy w wypadku zwycięstwa zwolenników JOW-ów będzie to system brytyjski, mieszany, czy jeszcze inna forma ordynacji większościowej? Z całą pewnością nie byłoby sytuacją korzystną wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych w całym kraju. Na zasadzie eksperymentu możemy wprowadzić okręgi jednomandatowe w wybranych miejscach, ew. dać obywatelom możliwość oddawania głosu na dwie listy – z jednej kandydaci będą wybierani na zasadzie ordynacji większościowej, z drugiej – na zasadzie ordynacji proporcjonalnej.

Nie wiem, czy mój głos oznaczać ma poparcie dla każdego z tych rozwiązań, czy też jednego z nich. A może mam po prostu powiedzieć, czy generalnie wolę ordynację proporcjonalną (w jakimkolwiek jej wariancie), czy też większościową? Jeżeli pytanie mam rozumieć jako przejaw poparcia dla jednego z dwóch modeli, wtedy mogę śmiało odpowiedzieć „nie”. Tylko właściwie co ma z tej mojej opinii wyniknąć?

W pytaniu drugim mamy zająć stanowisko na temat obecnego sposobu finansowania partii politycznych. W tak skonstruowanym pytaniu kryje się jedna pułapka – odnosi się ono do negatywnej oceny danego zjawiska, ale nie do przedstawia żadnej konstruktywnej propozycji. Na pytanie o to, czy KRUS powinien funkcjonować w obecnej formie, udzieliłbym zapewne takiej samej odpowiedzi jak Janusz Korwin-Mikke – co nie oznacza, że jestem, tak jak on, zwolennikiem całkowitej likwidacji ubezpieczeń społecznych.

Nie jestem zwolennikiem przeznaczania publicznych pieniędzy na billboardy i demagogiczne spoty. Nie miałbym natomiast problemu z ustanowieniem modelu niemieckiego – wspieraniem ze środków publicznych działalności fundacji działających przy partiach politycznych oraz kongresów programowych czy innych wydarzeń o charakterze merytorycznym (również mającym na celu podnoszenie kompetencji działaczy partyjnych). Dotyczy to, oczywiście, również tych partii, z których poglądami całkowicie się nie zgadzam. Ferment intelektualny stanowi istotną wartość, a z efektów tak wydanych środków skorzystamy wszyscy.

Gdyby w pytaniu została zawarta konstruktywna propozycja, łatwiej by mi było się do niego odnieść. Jeżeli celem pytania ma być otwarcie drogi do całkowitego zlikwidowania finansowania partii z budżetu państwa – jestem całkowicie przeciwny. Idea finansowania społecznościowego, zaproponowana ostatnio przez NowoczesnąPL, wygląda bardzo pięknie w teorii. W praktyce nikt mnie jednak nie przekona, że 2,8 mln osób żyjących poniżej granicy skrajnego ubóstwa będzie w stanie wyłożyć ze swoich środków kwotę porównywalną do tej, którą może zaoferować partiom politycznym dziesiątka najbogatszych Polaków. Zlikwidowanie finansowania partii z budżetu to prosta droga (nie tylko zresztą w polskich realiach) do władzy korporacji i osób o najwyższych dochodach. Zagraża to jednej z fundamentalnych zasad demokracji, tj. równości. Miliony osób zostaną pozbawione własnej reprezentacji, a ich głos nie będzie istotny. Jest to sytuacja potencjalnie niebezpieczna dla samego ustroju parlamentarnego – nieuwzględnianie głosu najsłabszych musi prowadzić do umacniania pozycji skrajnych ugrupowań. Ponownie zatem – kompletnie nie wiem, jaka odpowiedź jest zgodna z moimi własnymi oczekiwaniami.

Pytaniu trzeciemu poświęcę najmniej uwagi – nowelizacja ordynacji podatkowej, wprowadzona w lipcu, ustanowiła zasadę rozstrzygania wątpliwości na korzyść podatnika. Odpowiedź na to pytanie w referendum nie ma zatem najmniejszego znaczenia.

Wrześniowe referendum jest zatem wyjątkowo słabo przygotowane merytorycznie. W tym wypadku wydaje mi się, że jego bojkot nie będzie przejawem antyobywatelskiej postawy czy działania w duchu niedemokratycznym. Zignorowanie referendum z tak postawionymi pytaniami można raczej uznać za przejaw troski o wspólny interes. Nie jest dla mnie rzeczą obojętną, w jaki sposób są finansowane partie polityczne albo jaką metodą wybierani są nasi reprezentanci. Referendum ma jednak sens wtedy, kiedy udzielenie odpowiedzi „tak” lub „nie” oznacza wybór jednej lub drugiej opcji. W tym wypadku odpowiedź na pytania powinna brzmieć „tak, ale….” lub „nie, ale…”. Nie widzę zatem ani jednego dobrego powodu, dla którego w tej sytuacji zabranie przez obywateli głosu miałoby jakiekolwiek merytoryczne uzasadnienie.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 343

(31/2015)
10 sierpnia 2015

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj