0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Felietony > [Polska] Lipiec ‘16....

[Polska] Lipiec ‘16. Marzec ‘68. Smutno i wstyd

Helena Jędrzejczak

Problematyka zbrodni wołyńskiej staje się centralnym elementem myślenia o relacjach polsko-ukraińskich. Tak jakby przekreśleniu uległy stulecia wspólnej – niejednokrotnie trudnej, ale wspólnej – przeszłości.

Kilka dni temu odmówiono wjazdu do Polski ukraińskiemu zespołowi Ot Vinta. Wcześniej odwołano ich koncert w Przemyślu, powołując się na „promowanie ideologii banderowskiej”. Jeszcze wcześniej pobito uczestników grekokatolickiej procesji religijnej, także w Przemyślu. Gdyby nie odmowa wjazdu do Polski, można by optymistycznie sądzić, że może to jakieś lokalne animozje, choć napaść na procesję nawet w „kulturze” kibicowskiej czy nacjonalistycznej byłaby pewnym – i koszmarnym – novum.

W Polsce, na podstawie art. 256 par. 1 Kodeksu karnego zabronione jest promowanie faszyzmu lub totalitaryzmu, co uszczegółowione jest w sposób następujący:

„Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”.

Wiele z użytych w ustawie określeń jest nieostrych; „nawoływaniem do nienawiści” łatwo manipulować. Łatwo jednych oskarżyć o to, że nawołują, równie łatwo twierdzić, że inni nie nawołują, a jedynie przypominają trudną historię, zaś ewentualna eskalacja poglądów, postaw i zachowań rasistowskich, nacjonalistycznych czy cechujących się niechęcią wobec jakiejś grupy etnicznej to już efekt własnej refleksji odbiorców. Zapewne problematyczna w zdefiniowaniu jest także nienawiść. Osoby oskarżane o używanie mowy nienawiści mogą bronić się w sądzie (o ile w ogóle dojdzie do rozprawy), twierdząc, że to była jedynie „silna niechęć” albo właśnie przywoływanie wybranych faktów historycznych. Mające na celu skłonienie do zastanowienia nad relacjami Polaków i innych nacji.

Trudna historia, trudne relacje

Relacje Polaków z innymi narodami są trudne, zwłaszcza w odniesieniu do tych, z którymi łączy nas wspólna historia. Wspólna historia to także wspólne traumy, pogłębione przez blisko pół wieku komunizmu, w którym władze PRL umiejętnie grały nastrojami nacjonalistycznymi, budując lub podsycając niechęć do narodów czy grup etnicznych, fałszując historię, przemilczając jedne fakty i uwypuklając inne. Odzyskanie wolności w 1989 r. niestety – jak pokazują najnowsze wydarzenia – ani nie wyeliminowało tych problemów, ani też nie skłoniło polityków, zwłaszcza tych bardziej „patriotycznych”, do porzucenia słów przywodzących na myśl retorykę znaną z 20-lecia międzywojennego, z czasów akcji „Wisła” czy z Marca 1968 r.

W relacjach z Ukrainą na przykład zdarzają się, to prawda, gesty pojednania, jak spotkanie prezydentów Polski Lecha Kaczyńskiego i Ukrainy Wiktora Juszczenki w Pawłokomie czy apel Jana Pawła II o pojednanie między narodami polskim i ukraińskim. Mimo to w ostatnim czasie mamy do czynienia z bezprzykładną eskalacją nastrojów antyukraińskich.

Zaskakująco wiele uwagi media poświęcają ukraińskim nacjonalistom, zwanym – jak w rosyjskiej propagandzie – banderowcami, którzy są siłą marginalną i pozbawioną poparcia większości społeczeństwa, co widać choćby w wyborach do ukraińskiego parlamentu. Do dyskursu publicznego powracają „bandy UPA”, przedstawiane praktycznie wyłącznie przez pryzmat tych oddziałów, które dopuszczały się mordów na ludności cywilnej. To tak, jakby całe polskie powojenne podziemie niepodległościowe sprowadzić do „Burego”. Problematyka zbrodni wołyńskiej staje się centralnym elementem myślenia o relacjach polsko-ukraińskich. Tak jakby przekreśleniu uległy stulecia wspólnej – niejednokrotnie trudnej, ale wspólnej – przeszłości.

Kolejne manifestacje niechęci wobec Ukraińców nie są dowodem patriotyzmu, tylko hańbą.

Helena Jędrzejczak

Obawiam się, że niedługo bycie „prawdziwym Polakiem” będzie wymagało nie wspierania prozachodnich dążeń Ukrainy i procesów jej uniezależniania się od Rosji, ale przyklaśnięcia tym, którzy walczących o wolność Ukrainy nazywają banderowcami. By uniknąć niedomówień – to w rosyjskich mediach kijowski Majdan pełen był „banderowców”, z którymi walczyło dzielne rosyjskie wojsko w Donbasie.

Co to ma wspólnego z niewpuszczeniem zespołu Ot Vinta? Przede wszystkim: nie można tej decyzji rozpatrywać jako wydarzenia wyrwanego z kontekstu. Odmowa wjazdu do Polski wpisuje się w szerszy problem narastania nastrojów antyukraińskich. Uzasadnienie, jakim miało być „promowanie ideologii banderowskiej”, pozwala bardzo niepokojąco rozszerzyć katalog tego, co może spowodować, że zostanie się w Polsce uznanym za osobę niepożądaną.

Co więcej, przy uwzględnieniu problemów z dostrzeganiem polskich przewin w zakresie stosowania mowy nienawiści, z niechęcią sądów i prokuratur do zajmowania się prześladowaniami mniejszości narodowych, niszczeniem mienia i miejsc pamięci czy z bezsilnością wobec organizacji koncertów zespołów jawnie neonazistowskich, wygląda na to, że przywołany artykuł Kodeksu karnego stosuje się tylko w jedną stronę. I że można uzupełniać ten katalog o kolejne „ideologie”, a także przypisywać ich głoszenie ludziom czy zespołom, w których twórczości wcześniej nie dostrzegano niczego problematycznego.

Szczerze mówiąc, boję się też przygotowywanego filmu „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego. Obawiam się, że produkcja ta wyzwoli demony, które – mieliśmy nadzieję – udało się jeśli nie wyrugować z polskiej przestrzeni publicznej, to przynajmniej szczelnie zamknąć w pojemniku z napisem „koszmarna historia”. Boję się, że przypomnienie tragedii sprzed 70 lat, utrzymane w brutalnej poetyce filmów tego reżysera, sprawi, że wielu Polaków uzna, że zbrodnia domaga się nie przepracowania i wybaczenia, ale odpłaty.

Jakby mi ktoś w mordę dał

Ostatnie wydarzenia – odwołanie koncertu i późniejsze niewpuszczenie Ot Vinty, pobicie uczestników grekokatolickiej procesji, kolejne zniszczenia grobów i miejsc pamięci – chyba nie tylko u mnie wzbudzają skojarzenia z Marcem ’68. Oczywiście, ukraińskiej mniejszości nikt z Polski nie wyrzuca. Nie mamy do czynienia z nagonką władz, Ukraińców nikt nie zwalnia z pracy za pochodzenie, nikt tych, którzy je mają, nie zmusza do zrzeczenia się polskiego obywatelstwa. Jednak – narasta klimat może (jeszcze?) nie wrogości, ale niechęci.

Czując wstyd, złość i smutek, przypomniałam sobie słowa wygłoszone przez o. Aleksandra Hauke-Ligowskiego podczas kazania na mszy pogrzebowej Tadeusza Mazowieckiego. Dominikanin wspominał swoją reakcję na antysemicką nagonkę Marca ’68. W mocnych słowach wspomniał swoje rozgoryczenie z powodu polityki władz PRL. Kiedy zobaczył polskich Żydów stojących w kolejce pod amerykańską ambasadą, poczuł się, „jakby mu ktoś w mordę dał”.

Fakt, iż niespełna ćwierć wieku po Szoah tu, na tych ziemiach, Żydzi znowu są prześladowani, był dla niego niezwykle trudnym i budzącym najgorsze emocje doświadczeniem. Opisywał reakcję Mazowieckiego, który – również boleśnie odczuwając haniebność wydarzeń Marca ’68 – odżegnywał się od złości, uznając za zgodne ze swoim chrześcijańskim światopoglądem raczej wsparcie dla ofiar prześladowań, zdecydowane zabranie głosu w obronie ich godności, a także refleksję nad wyznawanymi wartościami, naturą człowieka i samym sobą.

Najprostsze pytania
Dziś musimy jasno i zdecydowanie mówić o tym, że wydarzenia takie jak ostatnio nie mogą być akceptowane. Że kolejne manifestacje niechęci wobec Ukraińców nie są dowodem patriotyzmu, tylko hańbą. Że przejawem naszego chrześcijaństwa, hucznie w tym roku świętowanego z okazji 1050-lecia chrztu Polski, jest umiejętność przebaczania i skłonność do dialogu, a nie uleganie narracji środowisk, które jedną ręką wymachują sztandarem walki z nacjonalizmem (ukraińskim), a drugą zapraszają na koncerty zespołów i wokalistów lubianych przez sieć „Blood & Honour”.

Tadeusz Mazowiecki w reakcji na Marzec ’68 i trwającą antysemicką nagonkę lat 1968–72 w eseju „Powrót do najprostszych pytań” z 1973 r. napisał:

Także i teraz, nie tylko w naszej indywidualnej, lecz i zbiorowej egzystencji, stajemy niekiedy wobec sytuacji naprawdę granicznych i wówczas ujawniają się wierności albo odejścia od owych najbardziej prostych wartości. Ten czas sprawdzania się jest czasem świadomego poczucia właśnie graniczności sytuacji, właśnie wyboru, w którym nawet choćby dla siebie musimy rozstrzygnąć, jakie jest nasze rozumienie ludzkiej godności, jej zobowiązań i praw, jej jednostkowego i zbiorowego wyrazu i jaka jest nasza za nią odpowiedzialność. [1]

Jeszcze nie mamy do czynienia z „sytuacją graniczną”. Jeszcze możemy – dając wyraz polskiemu patriotyzmowi czerpiącemu z tradycji Rzeczpospolitej Obojga Narodów i korzystając z chrześcijańskiego dziedzictwa – zapobiec tragedii. Jeszcze możemy, mając w pamięci ideały „Solidarności”, okazać braciom Ukraińcom, że są w Polsce mile widziani i że chcemy wspierać ich dążenia do wolności, niezależności, bezpieczeństwa. Że doceniamy to, że jako naród, zgodnie z badaniami przytoczonymi przez Olę Hnatiuk, są niesłychanie pozytywnie nastawieni do Polski i Polaków. Że bolą nas doświadczane przez nich prześladowania. Wreszcie – że list byłych prezydentów, dysydentów, polityków i intelektualistów jest głosem polskiego społeczeństwa. Społeczeństwa, które chce dobrych, braterskich relacji z Ukrainą i Ukraińcami i które nie pozwoli, by w Polsce rozpowszechniały się zarówno postawy jawnie wrogie, jak i te, które w odniesieniu do Żydów Tadeusz Mazowiecki nazwał „antysemityzmem ludzi łagodnych i dobrych”.

W 1968 r., stosując argumentację wyciągniętą niemal z „Protokołów Mędrców Syjonu” i grając na społecznych emocjach, udało się uzyskać sporą akceptację dla „antysyjonizmu” i prześladowań. Jak napisał jeszcze w 1960 r. Mazowiecki, ludziom „łagodnym i dobrym”, nie działającym aktywnie antysemicko, również zdarza się powiedzieć „porządny człowiek, chociaż Żyd” [2]. Dziś musimy zrobić wszystko, by w dyskursie publicznym nie utarło się określenie „porządny człowiek, chociaż Ukrainiec”.

Przypisy:

[1] Tadeusz Mazowiecki, Powrót do najprostszych pytań, [w:] idem, Druga twarz Europy, wyd. Biblioteka „Więzi”, Warszawa 1990, s. 53.

[2] Tadeusz Mazowiecki, Antysemityzm ludzi łagodnych i dobrych, [w:] ibidem, s. 59.

* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Evgeny Feldman (Own work) [CC BY-SA 3.0]; Źródło: Wikimedia Commons.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 391

(27/2016)
7 lipca 2016

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj