[Wyszehrad plus] Fantastyczna Czwórka
Co powiedział nam kryzys uchodźczy o Grupie Wyszehradzkiej?
Co powiedział nam kryzys uchodźczy o Grupie Wyszehradzkiej?
„Posługiwanie się pojęciem człowieczeństwa robi się modne i wygodne. Bywa wytrychem do trudnych spraw. Nie jest jednak tak, by niepewność i wątpliwości, jakie dzielą obywatele Europy, miały cokolwiek kwestionować. Etyczne zobowiązanie nie może piętnować za posiadanie wątpliwości”.
„Rosja może zabrać nam Grupę Wyszehradzką”. Bzdura, przecież Grupa nie jest niczyją własnością, ani tworem prywatnym, którego niepodzielnym dysponentem jest to albo inne państwo.
„Orbán stawia zasłonę dymną. Zastanawia się teraz nad przyszłością Ukrainy, nad sposobem utrzymania kraju pozostającego poza unijną wspólnotą, a potrzebującego jej gigantycznego (nie tylko politycznego, ale przede wszystkim finansowego) wsparcia” – o nowej strategii zarządzania swym wizerunkiem przez węgierskiego premiera pisze Magdalena M. Baran.
„Czechy, Słowację i Węgry nadal łączy przekonanie, że Rosja to najważniejszy partner na Wschodzie i jako taka nie powinna być izolowana”. O krótkowzroczności i „bezstronności” państw Europy Środkowej wobec kryzysu na Ukrainie pisze analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, Dariusz Kałan.
O popularności słowackiego prezydenta Andreja Kiski oraz politycznej przydatności oblewania się wodą z lodem w Ice Bucket Challenge pisze Dariusz Kałan z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Nie chodzi wyłącznie o względy socjalne, ale o dumę narodową, której wyobcowani Węgrzy potrzebują niczym powietrza.
Gdy partie polityczne, a wraz z nimi demokracje, nie osiągnęły jeszcze pełnoletniości, trudno mówić o stabilności samego systemu.
O tym, że czeski prezydent Miloš Zeman ma chętkę na poszerzanie obszaru swej władzy, wiadomo nie od dziś. Mówiono o tym już podczas ubiegłorocznej kampanii prezydenckiej u naszych południowych sąsiadów, wyrokując, iż jeśli to właśnie on zasiądzie na fotelu opuszczanym przez Václava Klausa, będzie stosował całą masę zabiegów, by podkreślić swą rolę, a często i uprzykrzyć życie rządzącej koalicji. Tymczasem gabinet Petra Nečasa sam mu się podłożył, gdy okazało się, że „siłą napędową” afery korupcyjnej była szefowa jego własnego gabinetu. W efekcie czeski rząd został zmieciony z politycznej sceny, a rozgrywającym został zacierający z radości ręce prezydent.
Zeman namieszał, choć może lepiej powiedzieć, że właśnie wyciął zarówno czeskiej opozycji, jak i koalicji niezły numer, przy okazji udowadniając obu, iż nie będzie łatwym przeciwnikiem. Podobnie jak przez lata trudno było dogadać się z poprzednim mieszkańcem Hradczan, Vaclavem Klasuem, tak i ostatnie decyzje Milosza Zemana nie są raczej zapowiedzią owocnej i przyjaznej współpracy.
533 kilometry – trasa wytyczona z Budapesztu do Krakowa, tak by chociaż zahaczyć o każdy z krajów wyszehradzkiej braci. Rajd nietypowy, w którym nie zamykano ulic, a ponad 200 uczestników (w towarzystwie motocykli i samochodów) pokonywało trasę w zwykłym ruchu ulicznym. Limit czasu, który dano uczestnikom na pokonanie dystansu – 24 godziny.
„Nie chcemy pobierać świadczeń socjalnych! Chcemy pracować!” – transparenty z takimi hasłami równo miesiąc temu miały zdominować ulice Bratysławy. I faktycznie, pojawiły się, jednak demonstracja, która szła pod tymi „sztandarami”, była znacznie mniejsza, niż można by się spodziewać.
Widziałam kilka dni temu zaśnieżony Szeged. Cudne miasto tuż przy południowej granicy Węgier. Choć tam chciałoby się wypatrywać wiosny, ale… w Szeged śnieg głęboki, puchaty, jakby wyczekiwał na zupełnie inne święta.
Jeszcze kilka dni temu siedziałam spokojnie w węgierskim Györ. Miejsce urokliwe, któremu (nie tylko ze względów geograficznych) zdaje się być bliżej do Wiednia niż do rodzimego Budapesztu.
Magdalena M. Baran Flaga narodowego niepokoju Całkiem niedawno nad budynkiem węgierskiego parlamentu załopotała intrygująca flaga. Podobna zawisła na wielu budynkach rządowych i samorządowych, a nawet w miejscach nieco mniej oczywistych. Pojawienie się błękitnego sztandaru ze złotym pasem, zdobnego w słońce i półksiężyc, nie oznaczało jednak oficjalnej wizyty głowy dalekiego, zaprzyjaźnionego państwa. Nikt specjalny nie odwiedzał […]