Piotr Kieżun

Cudowna moc Allium sativum

Jest coś wzruszającego w relacjach o magicznych, leczniczych roślinach, które znajdujemy na kartach starożytnej literatury. Wszyscy zdajemy sobie bowiem sprawę, że dziś nie da się czytać tych opisów tak, jak chcieliby tego ich autorzy. Dla Europejczyka żyjącego w XXI wieku mandragora nigdy nie będzie człekokształtnym, diabelskim płodem ziemi, tylko byliną należącą do rodziny psiankowatych, a żeń-szeń nie stanie się siedliskiem ducha gór, lecz co najwyżej ginsenozydów, które wspomagają regenerację organizmu. W wypadku magicznej flory nauka nie pozostawiła żadnego miejsca dla naszej wyobraźni.

Istnieją jednak w literaturze nieliczne fragmenty, które dzielnie bronią tajemnicy. W X księdze „Odysei” znajdujemy opis cudownego ziela, które Hermes wręcza głównemu bohaterowi jako antidotum na czary Kirke. Jego „korzeń był czarny – czytamy – kwiat podobny do mleka. Bogowie nazywają je moly. Mężom śmiertelnym trudno je wyrwać, bogowie zaś wszystko potrafią”.

Passus ten już dla starożytnych stanowił zagadkę. Słowo „moly” jako określenie magicznego zioła pojawia się w greckim piśmiennictwie właściwie tylko raz, właśnie u Homera. Trudno stwierdzić, o którą roślinę dokładnie chodzi. W słowniku grecko-polskim Węclewskiego przy haśle „μω̃λυ” podstawowe tłumaczenie ma charakter niepokojąco tautologiczny. Według słownika moly to po prostu „czarodziejska roślina moly”. Tajemnica zatem nadal pozostaje nierozwiązana.

Nic więc dziwnego, że opowieść o boskim darze wcześnie zaczęto interpretować jako alegorię. Odyseusz symbolizuje w niej cały rodzaj ludzki, w naturalny sposób umiejscowiony pomiędzy niebem, czyli siedzibą bogów, a światem podziemnym. Położenie to sprawia, że człowiek, który zawsze dąży do tego, co boskie i rozumne, przez całe swoje życie narażony jest na zbydlęcenie. Taki też los spotyka towarzyszy Odyseusza. Kirke, która jako chtoniczne bóstwo reprezentuje w tej historii ciemne moce podziemia, zamienia ich w świnie. Samego Odyseusza ratuje Hermes, posłaniec bogów, postać, która w neoplatońskiej nauce późnego antyku jest pośrednikiem między człowiekiem a kosmicznym logosem. To on wręcza herosowi moly, roślinę posiadającą podwójną naturę: białe, świetliste kwiaty i ciemny jak ziemię korzeń. Jak ujmie to zwięźle autor jednego z greckich epigramatów: kwiat moly to otrzymany od Boga „dobry lek przeciwko złym myślom”.

Wyjaśnienie alegoryczne, choć piękne i pełne poezji, pozostawia jednak niedosyt. Utwory Homera mają to do siebie, że świat opisują w sposób niezwykle namacalny. Czytając opowieści o ucztach, czujemy zapach pieczonego mięsa i smak wina. Również moly ma określony kształt i kolor. Możemy sobie wyobrazić jak Hermes wyrywa ziele z ziemi i podaje je Odyseuszowi. Musi to być zatem roślina, którą znali archaiczni Grecy, i którą potrafili sobie unaocznić.

Mimo że Homer pozostawił nam znikomą liczbę informacji i prawdopodobnie nigdy nikomu nie uda się rozstrzygnąć definitywnie kwestii moly, istnieje w greckiej literaturze pomocny trop. W sukurs przychodzi nam Teofrast, nieoceniony uczeń Platona i Arystotelesa. W IX księdze swojej „Historii roślin” wspomina o leczniczej roślinie rosnącej na skalistych gruntach niedaleko Feneos i na górze Kyllene w Arkadii. Przypomina ona moly. Jej korzenie są bulwiaste jak cebula, a liście podobne do liści cebulicy. Używana jest przeciwko zaklęciom i sztuce magicznej.

Tych kilka zdań z Teofrasta natchnęło całe rzesze uczonych filologów, historyków i botaników. Werdykt wydano niemal jednomyślnie: moly to nic innego jak Allium sativum, czyli nasz stary dobry… czosnek. Typowano także cebulę, por, szczypior oraz szalotkę. Homerowy tekst wreszcie nabrał smaku i aromatu.

Niektórzy mogą powiedzieć, że utożsamiając moly z czosnkiem, odbieramy opisowi Homera jego poetycką siłę wyrazu. Ulatuje gdzieś nastrój tajemniczości towarzyszący nieznanej magicznej roślinie. Proszę jednak pomyśleć, jak sugestywna staje się wówczas scena z udziałem Odyseusza i Kirke. Opowieść nie traci przy tym nic ze swej narracyjnej spójności.

W tej wersji Odyseusz idąc za radą Hermesa, zabiera ze sobą czosnek jako środek przeciwko czarom nimfy. W eposie nie ma słowa o tym, żeby miał go zjeść. Stąd łatwo zgadnąć, że moc czosnku tkwi raczej w jego zapachu niż smaku. Prawdopodobnie Odyseusz naciera się kilkoma ząbkami, a następnie dzielnie stawia czoła bogini. A ta, zgodnie z przepowiednią Hermesa, ulega (jak nie ulec w takim wypadku) i zaprasza zwycięskiego Odyseusza do łożnicy.

Jak widać czosnek też ma swoje tajemnice.

* Piotr Kieżun, doktorant w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW.