Paulina Sieniuć
O „Wielorybie, czyli przypadku obiektywnym”
Biorę książkę do ręki i co widzę? Dwa przedsłowia, na okładce cztery rekomendacje-interpretacje: Nataszy Goerke, Jana Gondowicza, Michała Pawła Markowskiego i Marka Zaleskiego. Uznana pisarka i wybitni krytycy literaccy, słowem – crême de la crême polskiego światka literackiego. Wiem już a priori, że książka musi być dobra, skoro takie osobistości ją wychwalają. Jeśli uznam inaczej (zawsze trzeba założyć taką możliwość), będę musiała się mierzyć z ich autorytetem, wiedzą, umiejętnościami… Co gorsza, lektura not okładkowych właściwie może zastąpić jakąkolwiek pracę intelektualną – którą nawet średnio wyrobiony czytelnik wykonuje w trakcie czytania – a w skrajnych przypadkach, samą lekturę. No bo ostatecznie, skoro wiemy dokładnie, co i jak, to po co w ogóle czytać? Chyba tylko po to, żeby orzec: „prawdę powiadali” lub: „ha! nie zgadzam się”. A te dwie postawy – epigona analitycznego oraz zbuntowanego ucznia – są mało twórcze i równie mało kuszące. Możliwość indywidualnej egzegezy, uciecha z samodzielnego odszyfrowywania – nawet najprostszych – symboli czy nawiązań jest chyba podstawową zachętą do czytania czegokolwiek. Krótko mówiąc, wolę sama dochodzić do wniosków. Niestety, w wypadku najnowszej książki Agnieszki Taborskiej – bo o tym tomie tu mowa – wszystko mamy podane na talerzu: analizy, interpretacje, możliwe skojarzenia. I to jeszcze zanim dojdziemy do tekstu głównego. Żałuję więc, że najpierw przeczytałam teksty na okładce i gotowe interpretacje podane zamiast wstępu. Skutek mojej niefrasobliwości był taki, że ociągałam się z lekturą, a książka, która w zamierzeniu miała być lekka, przyjemna i – jak czytamy na okładce – „sympatyczna”, na początku spotkała się z moim oporem odbiorczym. Ale nic to, przejdźmy do tego, co naprawdę istotne.
Agnieszka Taborska to wybitna znawczyni surrealizmu i historii sztuki w całej rozciągłości, autorka wielu książek, w tym popularnych również zagranicą opowiastek dla dzieci. Jej najnowsze dzieło – „Wieloryb, czyli przypadek obiektywny” – dowodzi, że pozostała wierna swojemu zamiłowaniu do poetyki absurdu i dziwactwa o baśniowej proweniencji. Wspomniany tom bowiem to zbiór opowiastek, z których każda ukazuje jakąś absurdalną – zdaniem autorki – (choć z życia wziętą) sytuację, zachowanie lub zjawisko. Mamy tu historyjki naprawdę urocze, które mogą rozbawić do łez. Inne pozostawią czytelnika niewzruszonego, zastanawiającego się, co też nadrealnego czy dziwnego jest w tej, jak się zdaje, najzupełniej zwyczajnej anegdocie. W niektórych momentach Taborska błyskotliwie punktuje drobne niesamowitości tak zwanej realności, w innych zadziwia odbiorcę swoim zdziwieniem: wszak pochyla się nad rzeczą, która wydaje się być jak najdalej od abstrakcyjności. Bynajmniej nie jest to zarzut – może właśnie najciekawsze są te konfrontacje wizji autorki z naszym, prywatnym poczuciem surrealizmu. Może w tych miejscach właśnie najbardziej wychodzi na wierzch polifoniczność, a więc niejednorodność rzeczywistości rozczłonkowanej na jednostkowe recepcje. Postawa dziwienia się światu jest warta uwznioślenia, ale nie bywa ona nigdy uniwersalna, wspólna wszystkim, statystyczna. I temu akurat dziwić się nie należy.
Nie jest błędem w wypadku „Wieloryba” mówienie o „autorce” zamiast o „nadawcy” czy „podmiocie mówiącym”. Książkę stanowią liczne anegdotki przypominające formą wypisy z dziennika, uwagi pozostawione na marginesach czytanych utworów, notatki czy też szkice, które można by rozwinąć w jedną wielką opowieść. To raptularz, którego karty wypełniają przykłady na dziwność, a czasem śmieszność świata tego. Świata, w którym szczotka klozetowa ma napis „WC”, gdzie pocztą wysyła się broń, a francuskie szympansy onanizują się w środy:
„Szympansy w środę”
Jeden z tłumaczonych przez R. i K. francuskich poetów minimalistycznych lubił chadzać do zoo. Uwagę jego szczególnie przykuwały szympansy, które zawsze uprawiały seks. W pewną środę poeta zaprosił na spacer zaciekawionych jego opowieściami znajomych. Na miejscu okazało się jednak, że oddzielone od samic samce siedzą w osobnych klatkach i onanizują się, zapomniawszy o reszcie świata. W środy francuskie dzieci nie chodzą do szkoły i rodzice często przyprowadzają je do zoo. Pracownik ogrodu wyjaśnił, że – chcąc uniknąć demoralizacji młodych widzów – dyrekcja raz na tydzień rozłącza pary. Samce spędzają ów dzień w pojedynkę, onanizując się w oczekiwaniu czwartku.
W krótkiej przedmowie autorka jasno określa swoje przesłanie: „Odpryski codziennego życia, zbiegi okoliczności […] dowodzą, że tak poszukiwaną przez surrealistów cudowność oraz przypadki obiektywne spotkać można wszędzie”. Wymienia patronów duchowych „Wieloryba” – to Buñuel, John Cage i Roland Topor. Przywołuje też tezę tego ostatniego, że „opowieść prawdziwą poznaje się po braku puenty”. Zaiste, niektóre opowiastki są zostawione same sobie, pozbawione wyraźnego finału, zwieńczenia. Tak tworzy się przestrzeń na nowe historie i własne wspomnienia. To taktyka zapowiedziana zresztą w motcie tomiku, które głosi: „Historie opowiada się tylko po to, żeby ktoś je powtarzał, i przestaje się je opowiadać, kiedy tracą świeżość, a tracą świeżość wtedy, gdy podczas słuchania nie powstają nowe wątki”.
I tu da się zauważyć pewna niespójność: z jednej strony deklaratywny brak puenty i idea „dopowiadania”, „otwartości” wpisana w dzieło. Z drugiej, gąszcz przedmów, mott, wstępów, interpretacji, gąszcz, który czytelnikowi nie zostawia wolnego wyboru, który tworzy dokładny przepis na odbiór, receptę na recepcję. Ale może się mylę, może to jest właśnie fundamentalny i zamierzony surrealizm dzieła, jego absurd i paradoks będące subtelną dominantą kompozycyjną? Podać wzór na lekturę, podsunąć wnioski pod nos, a potem zostawić czytelnika uzbrojonego w instrukcje wyłożone explicite, a przez to (o, paradoksie!) bezbronnego (bo unieruchomionego zasadami) wobec każdej jednej opowiastki. To byłby zamysł zaiste złowieszczo inteligentny i wspaniale surrealistyczny.
Książka:
Agnieszka Taborska, „Wieloryb, czyli przypadek obiektywny”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010
* Paulina Sieniuć, redaktorka, krytyk literacki i filmowy.
„Kultura Liberalna” nr 79 (29/2010) z 13 lipca 2010 r.