Léopold Chauveau był francuskim artystą pierwszej połowy XX wieku – z wykształcenia chirurgiem (leczył żołnierzy podczas drugiej wojny światowej), później – rzeźbiarzem, pisarzem i ilustratorem książek dla dzieci. W 2020 roku w Muzeum d’Orsay w Paryżu odbyła się wystawa artysty, która w pewnym sensie ukonstytuowała jego wartość jako twórcy wszechstronnego i wybitnego [1]. Rzeźbił głównie stworzenia fantastyczne i monstra, różne potwory pojawiały się również na tworzonych przez niego rysunkach. „Dziwność” owych kreatur, nienormatywność, baśniowość wydawały się otwierać twórcy drzwi do innego świata, gdzie nie tyle wszystko, ile więcej, było możliwe. Podobną aurę niesamowitości możemy odnaleźć w dwóch publikacjach, które pojawiły się w Polsce za pośrednictwem wydawnictwa Noir Sur Blanc w przekładzie Marii Raczkiewicz-Śledziewskiej i wstępami Grzegorza Kasdepke – kolejno w latach 2023 oraz 2024. Mowa o ikonotekstach trudnych do zakwalifikowania, a przez to niezwykle ciekawych pod względem formalnym: „Cudownych kuracjach Doktora Popotama” [Les Cures merveilleuses du Docteur Popotame] z 1927 roku oraz „Króliku, królewnie i marmoladzie” [Histoire de Roitelet] z 1928 roku.

Śmierć to najmniejszy problem

Trzymając się chronologii, zacznijmy od pierwszej wspomnianej pozycji autorstwa Chauveau, na którą składają się seria bajek zwierzęcych (z pewnością inspirowanych La Fontaine’em, którego utwory ilustrował) z doktorem Popotamem w roli głównej, cudownym uzdrowicielem mieszkającym w Afryce (francuskiej kolonii?), oraz kilka innych, niepowiązanych ze sobą opowieści. Publikację otwiera krótka, niestety nieco infantylizująca zbiór, przedmowa Kasdepke, ale na zdecydowanie większą uwagę zasługuje wstęp syna Francuza, któremu artysta oddaje głos. I słusznie, bo trudno o lepszą zachętę do dalszej lektury, jak nazywa je Henio [Renaud], „bajek”. Jak zatem możemy się domyślać, określenie to dotyczy kolekcji historii opowiadanych (słowem i obrazem) synowi przez ojca. Przed niektórymi z nich odnajdujemy krótkie dialogi między chorym chłopcem a autorem, które niekiedy rzucają inne światło na daną opowieść. Po każdym tekście w zbiorze cała historia opowiedziana jest ponownie w formie krótkiej sekwencji obrazkowej, przywołującej na myśl klasyczne picturebooki. 

I tak otwierająca zbiór „Oko słoniątka” poprzedza właśnie taka rozmowa, podczas której dziecko mówi, że boli je „w środku”, „[b]oli mnie wszystko jedno gdzie” [2]. Po niej przywołana jest krótka bajka zwierzęca o słoniku, któremu doktor Popotam wymienił uszkodzone oko na sztuczne, ale w pełni funkcjonujące; w następnej historii słonikowi rekin odgryza ogon, który odrasta dzięki specjalnej diecie zaleconej przez niezwykłego medyka. Popotam jest nawet w stanie dosłownie posklejać krokodyla rozerwanego przez pocisk wystrzelony przez myśliwego. W świecie Chauveau żaden przypadek medyczny nie wydaje się zatem wielkim problemem. Cudowny doktor miał z pewnością zatem pomóc również i Heniowi, którego ból, niestety, nie był tak łatwy do wyleczenia, jak rozczłonkowane ciała zwierząt.

Jest kilka motywów łączących historie ze zbioru Chauveau. Oprócz zantropomorfizowanych postaci zwierzęcych wskazujących na gatunkowość utworów (wspomniana już bajka zwierzęca), mamy do czynienia z wątkami kolonialnymi, kłusownictwem, znęcaniem się nad zwierzętami i przedmiotowym traktowaniem „braci mniejszych”. Jedna z bohaterek, małpa, tak wspomina w „Ogonie słoniątka”: „Wtedy przypomniały jej się opowieści starych małp, których słuchali wszyscy w zimowe wieczory przy kominku: opowieści o małpach złapanych w pułapkę, zapakowanych na statek, wywiezionych do krajów, gdzie ciągle pada i nigdy nie świeci słońce, gdzie umiera się z nudów albo na gruźlicę” [3]. 

Jeszcze ciekawszy wydaje się przypadek z bajki „Krokodyl”. W nim doktor Popotam słyszy wystrzały i od razu domyśla się, że musi to być „Biały człowiek na polowaniu!”. Ma rację – w czółnie płynącym po rzece dostrzega białego myśliwego i czarnego wioślarza, i od razu przystępuje do działania: „Popotam podpłynął cichutko, chapnął czółno pośrodku, przegryzł na pół, potem chapnął białego myśliwego i roztarł go w zębach. Czarnym wioślarzem się nie zajął” [4]. 

W przytoczonym fragmencie nie tylko obserwujemy brutalną sprawiedliwość wymierzaną przez zwierzęta, przywołującą na myśl motywy z „Prowadź swój pług przez kości umarłych” Olgi Tokarczuk, lecz także wyraźną świadomość rasową autora i kolonialne zależności Francji względem krajów afrykańskich. Motyw ten jest ostatecznie tym ciekawszy, że poszkodowany krokodyl, któremu czarni pielęgniarze pomagają dojść do zdrowia, zjada swoich wybawców. W geście tym pokazana jest wieloznaczność rasowości człowieka i bezwzględności przyrody. Konflikt pomiędzy kulturą i naturą zdaje się przenikać w zasadzie cały zbiór Chauveau.

Rasizm jest krytykowany przez narratora bajek, jednak należy pamiętać, że jest to krytyka na miarę pierwszej połowy XX wieku – progresywna jak na tamten czas, ale z dzisiejszego punktu widzenia z pewnością niepełna czy niewystarczająca. Choćby w utworze „Eureka!” doktor Popotam wpada na genialny pomysł wyeliminowania białych myśliwych poprzez zabarwienie ich ciał na czarno (bo przecież czarni ludzie zachowują się przyzwoicie). Kiedy jeden z kłusowników zostaje poddany procederowi, który dziś nazwalibyśmy blackface’em, ten stwierdza, że już polować nie chce, nie widzi również potrzeby noszenia jakichkolwiek ubrań czy jedzenia mięsa.

Z historycznoliterackiego punktu widzenia takie obrazowanie czarnych jest zrozumiałe, niemniej jednak przy wspólnej lekturze z dzieckiem należy zwracać szczególną uwagę na te i inne wątki wymagające komentarza świadomego czytelnika dorosłego.

Ilustracje Chauveau zachwycają, historie – wprowadzają w przyjemny stan niesamowitości czy nawet niepokoju. Jego opowieści są bardzo dynamiczne i plastyczne – jak na prawdziwego rzeźbiarza przystało, formuje świat przedstawiony na bieżąco, dostosowując bohaterów do wypadków stających im na drodze. Śmierć jako ostateczna forma rozpadu wydaje się z kolei najmniejszym problemem. W bajce „Otruta małpa, czyli maszyna do robienia choroby morskiej” doktor Popotam wprost mówi: „Zwykli lekarze zajmują się zwykłymi przypadkami. Jeśli ich pacjent żyje, przypisują sobie wszelkie zasługi. Jak tylko umrze, zostawiają go! Akurat w chwili, kiedy najbardziej potrzebuje, żeby go ktoś wyleczył. Głupki! Ja leczę swoich chorych właśnie po śmierci, kiedy moje kuracje mogą się do czegoś przydać. […] Śmierć jest tylko chorobą, trochę poważniejszą od innych” [5]. 

„Cudowne kuracje” ekscentrycznego hipopotama nie tylko mogą dawać nadzieję, lecz także zarysowują nowe horyzonty o charakterze egzystencjalnym. Przywoływanie obrazów rozczłonkowanych ciał zwierząt i magiczne ich łączenie może stanowić próbę uleczenia traum wojennych pisarza; może również być remedium dla trudnego przeżywania choroby syna. Jak dowiadujemy się z posłowia tłumaczki, Marii Raczkiewicz-Śledziewskiej, Renaud – w polskiej wersji Henio – był „bohaterem i współtwórcą bajek”, zmarł jednak przedwcześnie, co dla Chauveau było ogromnym ciosem. Dzięki opowiadaniom z pewnością wskrzeszał wspomnienie o synu – niczym doktor Popotam, cudowny uzdrowiciel, śmiejący się śmierci w twarz.

A na śmierć – najlepsza marmolada

W przypadku ostatnio wydanej w Polsce książki Chauveau „Królik, Królewna i Marmolada” mamy już do czynienia z jedną baśnią, w której tekst i obraz są przedstawione równolegle, zbliżając utwór pod względem formalnym do tradycyjnej książki obrazkowej. Styl ilustracji pozostaje charakterystyczny dla twórcy, podobny do tych poznanych w „Cudownych kuracjach”. Tak jak i w poprzedniej pozycji Francuza, tekstowi towarzyszą wstęp Kasdepke, posłowie Raczkiewicz-Śledziewskiej oraz – najważniejsze – didaskalia Henia, czyli Renauda. Tym razem prosi ojca o opowiedzenie mu bajki o marmoladzie. Ten naturalnie spełnia jego prośbę.

Historię otwiera przedstawienie dorastającego chłopca o imieniu Królik, który wraz z wiekiem zamiast rosnąć – maleje. Nie porzuca jednak marzeń o wielkich przygodach. Pewnego dnia rekwiruje chodak swojego ojca i niczym Pan Maluśkiewicz woduje zaadaptowaną łódkę i płynie wraz z prądem rzeki ku nieznanemu światu. Niebawem na swojej drodze spotyka kaczą mamę, sprawnie uczy się kaczego języka i pomaga ptakowi ocalić zamknięte jeszcze w jajach kacze dzieci. Podczas wspólnego rejsu, natrafiają na królewską flotę, zagubioną na szerokim morzu, eskortującą królewnę obiecaną innemu władcy – olbrzymowi. Królik postanawia jej pomóc, co czyni ze szczególną troską – królewna jest bowiem maleńka jak on sam, a ma zostać wydana za kogoś znacznie większego od siebie. Pod przewodnictwem wiernej kaczki jedynie Królik i królewna docierają na ląd, uratowani z niebezpiecznego sztormu. Na lądzie wita ich olbrzym, zaprasza do swojego domostwa i częstuje królewnę marmoladą, dzięki której dziewczyna rośnie coraz większa. Zakochany już po uszy chłopiec musi odtąd zmierzyć się z okrutnym losem, który nie tylko zabrał mu wzrost, lecz także – miłość życia. Na szczęście marmolada okazała się bardzo skuteczną bronią przeciwko społecznej niesprawiedliwości. Inaczej przecież cała historia nie miałaby sensu. 

Choć tym razem mamy do czynienia ze zdecydowanie mniej zniuansowaną pozycją (bo też tylko jedną historią), pozwala ona lepiej przyjrzeć się formule, jaką była chauveauwska baśń literacka. Pełna jest ona absurdu, zwrotów akcji, zabaw językowych, a także motywów kanibalizmu (dobrze znanych z „Cudownych kuracji”). Cennym wsparciem w zrozumieniu tekstu jest posłowie tłumaczki. Wskazuje ona, że Królik (po francusku roitelet) może również oznaczać „małego króla” – co językowo także w polskiej wersji ma przecież ze sobą dużo wspólnego (na co Raczkiewicz-Śledziewska również zwraca uwagę). Takich gier językowych w „Króliku…” jest w pewnością o wiele więcej, co przywodzi na myśl klasyczne rozwiązania literackie stosowane choćby przez Lewisa Carrolla (włączając w nie motywy nagłych zmian rozmiaru, okrucieństwa i oniryzmu). Niewykluczone, że przy dokładniejszym zestawieniu tekstu Chauveau z choćby „Alicją w Krainie Czarów”, na powierzchnię wypłynęłyby kolejne sensy – co stanowi o jeszcze jednej zalecie twórczości Francuza i jego intertekstualnych inklinacji – jak na prawdziwego postmodernistę przystało. 

***

Te i liczne inne konteksty wspierają tezę o wyjątkowości opowiadań Léopolda Chauveau, który dzięki swojej wszechstronności tworzył kompleksowe, intrygujące, momentami wręcz szaleńczo przyciągające obrazy świata zwierząt i ludzi, redefiniując ich relacje i zwyczaje, pokazując nowe punkty widzenia, oswajając tabu. Powrót do tego artysty, a raczej odkrycie go w ramach polskiego dyskursu literatury dziecięcej, jest wartością samą w sobie. Pod koniec maja wydawnictwo zapowiada kolejną odsłonę francuskiego talentu. Jest duża szansa, że nie będzie ona rozczarowująca. 

Przypisy:

[1] Online wciąż można podziwiać kolekcję jego autorstwa.

[2] Léopold Chauveau, „Cudowne kuracje Doktora Popotama”, przeł. Maria Raczkiewicz-Śledziewska, Noir Sur Blanc, Warszawa 2023, s. 12.

[3] Tamże, s. 21.

[4] Tamże, s. 36.

[5] Tamże, s. 64.

 

Książki: 

Léopold Chauveau, „Cudowne kuracje Doktora Popotama”, przeł. Maria Raczkiewicz-Śledziewska, Noir Sur Blanc, Warszawa 2023.

Proponowany wiek odbiorcy: 6+

Léopold Chauveau, „Królik, królewna i marmolada”, przeł. Maria Raczkiewicz-Śledziewska, Noir Sur Blanc, Warszawa 2024.

Proponowany wiek odbiorcy: 6+

 

Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.