1. Przed powrotem do pracy: lęk. Kiedyś nie umiałem przyjąć emocji dnia. Dziś przyjmuję ją z daleka, już poprzedniego rozpoznaję, wyczekuję, jak przyjazdu gościa z drugiej części kraju.
2. 20 minut rano, 15 minut w pracy i 20 minut wieczorem. Medytacja. Najgorsze te wieczorne minuty. Rozpacz pomieszana z wściekłością. Nie da się temu zaprzeczyć. To jest. To boli. To każe uciekać. A jednak siedzę, opchany czekoladą i ululany komórką.
3. Kapitalizm. Ćwiczenie właściwie duchowe, wyobrażać sobie to jedno wielkie krążenie pieniądza bez pieniądza. Co jest pod nim? Jaka władza, do czego?
4. Od patrzenia w komputer pierwszego dnia pracy bolą mnie oczy. Jakby mózg wypił całą wodę z oczu.
5. Niewymiarowa Warszawa. Budynki raczej małe, nagle – po dłuższych wakacjach – przypominające te w Mielcu albo w peryferyjnych miastach Słowacji, a to przecież Wilcza, Hoża, reprezentacyjne ulice Śródmieścia. Podobnie z twarzami ludzkimi, tych jest zatrzęsienie, duży wybór. Azjaci, czarnoskórzy, mówiący po polsku, ale i ukraińsku. Widziałem też dwie osoby, które płakały.
6. Kloszardzi z wózkami dla dzieci.
7. Dwa zagrożenia dla tego pisania:
a) będę rozwijał narcyzm: ja, ja, ja. To już widać. Trochę jako prowokację, trochę jako chorobę.
b) będę nieuważny. Będę zabijał namysł bon motami, co sprowadzi całość do choroby pierwszej.
8. Harcerze w drodze do Muzeum Powstania Warszawskiego. Dziś rocznica. Jedni na biało (wodniacy), inni na zielono, jasnozielono, popielato. Jedni są ciekawi schodów ruchomych, drudzy nieufni drapią się zwykłymi. Jadą z Choroszczy, z Sierpca i Małkini. Wszystko widać na chustach.
9. Szczęściem powstania jest też to, że wybuchło w wakacje i dużo ludzi jest na urlopach.
10. Spojrzenia na kobiety. Ponieważ odwykłem od rzucania spojrzeń bez zwracania uwagi (wakacje), gapię się i za każdym razem przyciągam ich wzrok.
11. Kloszard. Kończy grać na gitarze, toczy oczyma po stacji, głęboko wzdycha i na wydechu głośno mówi: „spierdoliłem sobie życie”. Schody ruchome niosą przechodniów poza zasięg jego wzroku
12. Status powstania dla prawicy i lewicy jest bitwą o Warszawę, czyli finalnie o modernistyczny, ale i centralistyczny wymiar polskiej historii. Dla prawicy powstanie byłoby zatem familiaryzowaniem Warszawy, rozpuszczaniem jej w kraju. Dla lewicy wyciąganiem prowincji do góry, do Warszawy. Tak czy inaczej służy tylko jednemu – krajowej monokulturze. Ten kult jest zły na tysiąc sposobów, choć z pozoru wzmacnia.
13. Przepraszałem dziś cztery razy. Z pozoru za drobiazgi, ale było to jak deszcz dla suchej ziemi, bardziej dla mnie niż dla innych. Pewien swego, bez umniejszania sobie i innym, bez krępowania, mówiłem swoje, jakbym w końcu, po kilku latach, kiedy starałem się ważyć każdą rację, przepraszał jak wezbrana ciężarem chmura, zgodnie z duchem swojego ciężaru – do ziemi, do ziemi.
14. Rozmowa o STEAM. Części edukacji poświęconej science, technology and mathematics. Dość często w szkołach zamienia się to w prestidigitatorstwo, czary-mary. Zwłaszcza w pierwszych klasach podstawówek, na zajęciach dla młodszych dzieci. Przelewanie kolorowych płynów, robienie piany, wrzucanie mentosów do coli. Stosunek do nauki całej ludzkości.
Ochoccy z „Lalki” pokazują nam, jak wyciągnąć królika z kapelusza, zawracają dupę, odwracają uwagę, choć ostatecznie mamy ważniejsze rzeczy do zrobienia.
Taka nauka zawsze była problemem, zawsze nie była o tu i teraz, zawsze była narzędziem, które w końcu zaczynało panować nad nami.
15. Czas kroić cebulę, dzisiaj powstanie.
16. Nic się nie dzieje. Czytam „Tao Te King”. Mam czterdzieści sześć lat (wciąż), czytałem je już kilka razy, ale tym razem mam wrażenie, że w końcu książka do mnie dociera.
Natomiast chyba ważniejsze jest, że nie dzieje się nic. Dziś widziałem, jak ogrodnik zatrudniony przez właścicieli wieżowca (to jedna z ról tego człowieka) podlewał mniej niż dziesięciometrowy kawałek klombu przed strzelistą ścianą ze szkła. Widziałem też, jak harcerce wypadły dwa pieniążki w drodze na powstańcze zgrupowanie – jeden pieniążek wciąż i wciąż się kręcił, a drugi od razu upadł, możliwe, że na reszkę i widziałem też, że U. – moja córka, którą w końcu próbuję zacząć uczyć czytać (wzdragałem się przed tym) rozpoznaje „P” na znaku oznaczającym parking, ale nie jest w stanie przenieść tego rozpoznania na małą literę „p”, i gdy próbowaliśmy wyliczyć głoski w słowie „pupa”, nieustannie zapominała o „u”. Jakby przez jej imię głoska ta stała się dla niej przezroczysta. Tylko tyle, nic. Droga do przedszkola, a potem do pracy. Papa, ppa, popa, pepa.
17. Gdy w końcu rozkręcę się z pisaniem, będę pisał nie na efekt tylko na czas. Żeby wypełnić sobie pół godziny, żeby wypełnić sobie godzinę. Czytający zrozumieją (nie ma teraz ludzi, którzy by też nie pisali) i rozpoznają się w tym pragnieniu, aby w końcu nie skracać ani nie pogłębiać oddechu. Oddychać pisaniem.
18. Trzeba szybko szukać nowych form komunikacji poza FB, tak aby być tam pierwszym, ubiec innych i szybko obsikać teren.
19. R. – zawsze, gdy na nią patrzę, mam wrażenie, jakbym patrzył na ekran telefonu, komputera, telewizora. Zgaduję, jaki efekt kolorystyczny został tu użyty, jak transferowano kolory, jakie to lata i kraj, jeśli chodzi o montaż. Bliska mi osoba, a jednak w świecie cyfrowym.
20. Sen: porządkuję piwnicę, która nie ma sufitu.
21. Droga do pracy. Jednej z żebraczek pęd powietrza podnosi suknię tak, jak Marylin Monroe.
22. Wspólny śmiech nad dzieckiem w sklepie. Z plikiem banknotów w ręku przyszło kupić papierosy-gumy do żucia. Sprzedawczyni: „ja ich ze trzydzieści lat nie widziałam”.
23. Nigdy nie zabraknie mi pracy, skoro moim talentem według badania Gallupa jest ratowanie świata. Myśl po wiadomości, że zabito szefa Hezbollahu. Oni się tam pożrą, przyjdą do nas, a ja ich będę ratował.
24. Ludzie z zakłopotaniem przeglądający się emploi innych ludzi. Niedowierzanie, zakłopotanie, nawet ambaras. Koncert Taylor Swift w Warszawie i zagubione fanki.
25. Ogrodnik. Nachylony nad krzewem, skupiony, w ręku trzyma komórkę i coś przegląda.
26. Większość kwalifikowana w UE oznacza koniec UE. Jeśli wyobrazić sobie, że nasze interesy w UE na poziomie taktycznym są sprzeczne, to głosowania, gdzie wygrywa taktyka, będą rozdzielać i tłamsić mniejsze państwa. I finał będzie taki, że o strategii, o dużym projekcie nikt już nie będzie pamiętał. Strategiczna jest jednomyślność wymuszona. Nawet w podporządkowaniu Niemcom czy Francji.
27. Na lotnisku jest zawsze jak w dziecięcej zabawce, gdzie trzeba przesypać kulki z jednej części labiryntu do drugiej, umiejętnie przechylając płaszczyznę rękoma. Kulki kręcą się, turlają korytarzami i tracą swą pojedynczość. Tak samo lotnisko. Umocowanie ludzi w kulturze, w obyczaju i w etniczności staje się tu niczym więcej niż trafieniem do bramki. To piękne.
28. Kiedy jadąc schodami ruchomymi w górę, wynurzam się na powierzchnię i linia oczu przez moment równa się z poziomem chodnika.
Kiedy bezmyślny wzrok zwraca uwagę na połączenie brązu kobiecej skóry i położonego na niej złota.
Kiedy na widok siatki budowlanej, blokującej miejsce parkingowe, przypomina się album poznańskiego artysty z setkami takich blokujących parkingi konstrukcji.
Odkrywa się fragment całości, która pozostaje nieznana.
Powieść a fragment. Opowieść jest oszustwem. Liczą się tylko momenty, kiedy na świat została powołana jednostkowa uwaga, fragment, który znowu zmieni się w znój, w nieuwagę. Chodzę i wszędzie szukam fragmentów.
29. Węszę.
30. Przełamanie się lata. Wywoływanie fotografii.
31. Nowe myśli, skojarzenia, fragmenty – jak para wodna unosząca się znad wartkiej wody.
32. Londyn. Późną jesienią jedziemy z R. do Londynu. Nigdy tam nie byłem i myślę, jak będzie. I zaskoczenie: przecież ja tam byłem. Cały początek tego wieku – muzyka, filmy – siedziałem w fikcyjnym, wyobrażonym Londynie.
33. Ktoś opowiada o Puszczy Białowieskiej. O pomaganiu migrantom (ja nawet nie wiem, jak nazywać tych ludzi), o humorze – drastycznym, ostatecznym tych pomocników, których też nie wiem, jak nazywać. Aktywistami? Pomocą? Ludźmi?
34. Puszcza i odwracanie głowy. B. oprowadza mnie po Parku Potulickich w Pruszkowie i ani razu nie mówi, że w Puszczy Białowieskiej można zobaczyć nie tylko przyrodę. A jeździ tam regularnie. Wyparte, które wraca dopiero w świadomym pytaniu na messengerze: „dlaczego w ogóle o tym nie rozmawialiśmy?”.
„A wiesz? Widziałem porzucone buty, ubrania, plecaki, raz przed nami uciekali ludzie. Pierwszy raz zrozumiałem, że jestem białym człowiekiem”.
Dlaczego zatem nie rozmawialiśmy o puszczy, rozmawiając o puszczy przez trzy godziny.
35. „To zabierz mnie tam, ja to opiszę” – mówię do drugiego znajomego Sz. – który opowiada o swojej pracy w lesie. „Nie, tam jest duży ban na opowieści na zewnątrz”. Obliguję się, że przynajmniej tego, co opowiada, nie puszczę dalej.
36. Bo ja uważam, że – jakkolwiek nie zabrzmi to jak kondycja szczura – trzeba sobie zdać sprawę, że Miłosz nie opisuje getta w kontrze do karuzeli. Miłosz siedzi w karuzeli. Tertium non datur. I trzeba wiedzieć, gdzie jest twoja karuzela, i gdzie jest Twoje getto.
Zaprowadźcie mnie tam, ja wam to wszystko opiszę z punktu widzenia mieszczanina, który może być uczciwy na tyle, na ile może – choćby cały czas kłamał, podniecał się i żył cudzym nieszczęściem.
37. Spotkanie z poetką. Z jednej strony kawiarni – stoliki atakują gołębie. Z drugiej, w arkadach czuć ludzkie szczyny. W środku kawiarni jest duszno i szumi klima. Poetka jest najbardziej poważna, gdy w grę wchodzi miłość własna, a więc gdy mówi o moim tekście sprzed roku, ale i wtedy, gdy ja mówię o jej poezji. Reszta jest zwyczajna. Poezja jako zawód i powołanie.
38. Mój samorząd, gmina Ożarów Mazowiecki. Oni są tacy, bo my tacy jesteśmy, oni to my. Gdy to pyknie, pyknie wszystko.
39. Definicje enumeracyjne. Jedyne godne definicje w świecie logiki. Sierpień. Definicja magii światła w sierpniu (ci wszyscy, którzy wrzucają okładki Faulknera na fejsa, wypierdalać) – bo:
– spacer po pruszkowskim parku,
– bo podróż do Krakowa,
– bo wyjście w światło ulicy Miodowej w Krakowie,
– bo czystość nieba nad Politechniką.
Uzupełniać tę listę do samego końca. Definicja enumeracyjna nie ma w sobie nic z logiki, ma wszystko z obecności.
40. Bardzo ważna rzecz dotycząca praktyki duchowej, odkryta podczas medytacji. Myśli, które przychodzą do głowy, są też częściami ciała. Tak jak nie możesz sobie obciąć ręki (możesz, ale po co), tak nie możesz pozbyć się myśli, które w niej są. Możesz tylko poczekać, obserwować, ale zasadniczo nie różnią się one od obiektów fizycznych, formatem mniejszych od krzesła oczywiście, ale ostatecznie tu są.
41. Sen. Mamy gdzieś jechać pociągiem, zostawiam mercedesa (auto, z którym się zrosłem) na parkingu. Pociąg się spóźnia, mercedes w toku takich powtórzeń: spóźnia się – poczekajmy, spóźnia się – poczekajmy – zostaje rozkradany. Najpierw nie ma kierownicy i tylnej klapy, później drzwi i tylnych siedzeń. Auto to potencja. Czy bliskość (wyjazd z E.) pozbawia mnie siły, czy może ogólnie rzecz biorąc, to zawracanie dupy przez innych ludzi jest o kradzeniu, któremu – tu kapitaliki – trzeba się stanowczo przeciwstawić.
42. I jeszcze o snach. Zgodnie z zaleceniem Benjamina i przytaczanych przez niego ludowych mądrości, staram się nie opowiadać snu przed śniadaniem, finałem jest to, że o śnie zapominam. Zostaje aura, ręka na ramieniu, powiedzenie ze snu – OK, rób swoje. Pierwsze śniadanie okazuje się drugim śniadaniem, to sen karmi.
43. Emmanuel Carrère przytacza definicje medytacji, a jedną z nich ma być myśl Simone Weil, że uparte studiowanie na granicy bólu to też medytacja (znałem takie kobiety). I myśl w pustym domu. Wyciągnąć byle jaką książkę i wpaść w nią, tak właśnie, bez ratunku. Wzrok pada na „Historię ubioru”. Przecież właśnie to byłoby interesujące.
44. Jeszcze o puszczy. Sz. użył słowa okupacja, mówiąc o ilości wojska w tych okolicach. Tak, tak to wyglądało. Ale też – zgrzyt we własnej głowie – jak można powiedzieć, że to okupacja, skoro każda administracja robi to samo. Jeśli uznamy, że Warszawa okupuje mniejszość białoruską, to samo powiedzą Ślązacy, Kaszubi, Podhalanie i pójdzie. To jest – hah – operacja specjalna. A te drobne różnice w nazewnictwie są znowu o propagandzie. Założę się, że Goebbelsa – nawet tylko biografię – jednak się czyta. To się nie może zmarnować.
45. Starość i coś w niej zwierzęcego. Starość albo dojrzałość. To, jak krowy „następują się”, mówiąc wiejskim językiem, w oborze, to jak rodzą cielęta. To, jak kochamy się jako dojrzali ludzie.
46. Wizyta u malarza Krzysztofa Klimka w Krakowie, aby odebrać obraz. To, co mnie w nim zafascynowało, to przyroda, góry, przestrzeń. „Kupuję” środek zimy, płaski krajobraz, białą plamę przedzieloną kreską ulicy. Wcześniej sporo rozmów o śmierci, dostaję więc śmierć na obrazie. Wiele śmiechu wokół śmierci, „nigdy nie dostajesz tego, co chcesz”, ale zawsze coś dostajesz.
47. Rozmowa z M., środowisko gamingowe. W tej kopalni jest dużo złota i mało ludzi sprzedaje kilofy.
48. A teraz będę krakowskim flanerem.
Godziny otwarcia WC: 08.00–21.00,
wycieczka w strojach ludowych z nieznanego mi kraju,
trzy plemiona: turyści, coraz rzadsi Polacy i ukraińska underpayment class
ten facet z kikutem dłoni,
uśmiechy pary młodej schylających się po monety,
(i konkurujące z nimi dziećmi turystów). I już.
No i kostki uber eats.
49. Tu, uwaga, pomysł na książkę. Wyszło coś o Ukraińcach w Polsce? Jakiś miły, przekrojowy dla oka reportaż? Nie? A przecież to największa zmiana ostatnich lat, przed pisem, inflacją, klimatem. Oni, my. Wystarczyłaby nawet książka o bieżeństwie roku 2022. Sam ich miesiącami nocowałem.
50. I jedno wrażenie na Floriańskiej. Pierwszy raz w Krakowie byłem w ‘88 roku na szkolnej wycieczce. Szliśmy Bracką w lęku przed odpadającymi tynkami, której fragmenty były zabezpieczone – zdaje się – drewnianymi daszkami. Miasto zrobiło na mnie wrażenie zaludnionego ponownie, po długim okresie opuszczenia. Było brudne, za duże, zbyt finezyjne jak na nas i napotkanych tam mieszkańców. To samo wrażenie miałem kilka lat później we Lwowie. Porzucone miasta inkaskie zaludnione przez nowy lud. Teraz jeszcze inaczej. I we Lwowie (wypacykowali, „wyumieli się”), i w Krakowie miasta zostały zmiecione z planszy przez strumienie globalnych pieniędzy i obyczajów.
51. W Muzeum Fotografii fotografie Bułhaka. Skąd? Z odwiedzanej niedawno Białowieży. Ze zniszczonego w 1962 roku pałacu carskiego. Byłem niedawno w Białowieży i nie widziałem nawet makiety, ilustracji pałacu – pałacu wielkości osiedla. A tutaj jest. Dlaczego? Bo to jednak za bardzo rosyjskie i piękne. Ktoś podjął mądrą decyzję, żeby pałac zburzyć nawet w pamięci. Gdybyśmy go pokazywali, mielibyśmy nowy pałac kultury.
52. Muzeum Fotografii. Po wyjściu z jednej sali od razu zapominam, co w niej było i po chwili muszę wracać. To samo miałem w Monachium w Muzeum Techniki po bardzo „grubym” wieczorze z personelem szpitala psychiatrycznego. Wydawało mi się wtedy, że to wina substancji, które przyjąłem noc wcześniej. Teraz, wydaje mi się, że to przytkanie pięknem pomieszane odrobinkę z geriatrią. Zapamiętale wracam i staram się spamiętać. Płaszewski, Mussil, Kuśmirowski, Rzewuski.
53. Na piętrze muzeum wystawa o przyszłości fotografii. Można tu wejść przed dziesiątkę obiektywów i zrobić sobie zdjęcie wg zasady time-lapse. Wchodzę na greenscreen i orientuję się, że nie ma nikogo, kto zwolniłby migawkę.
54. Pierwsze wykorzystanie techniki time-lapse? Eadweard Muybridge. Zdjęcie klapsa wymierzonego dziecku.
55. Zdjęcie Chima zrobione przez Zbigniewa Liberę. Widziałem je, miałem je kupić, dostać. Libera, proponując mi je, myślał może, że ta pięść – symbolicznie moja – może być wymierzona w gipsową głowę Jana Pawła II. Masz bić, mówił, oferując zdjęcie. Ale wybrałem inny zakup. Sąd nad ojcami kapitalizmu. Oddałem własny impuls, własną pięść na rzecz społeczeństwa i prawa. Na rzecz ojca. Napisać o tym L.
56. Te symetrie KwieKulik – coś modernistycznego, a zarazem etnicznego i barokowego zarazem. Ciekawe w formie, mniej nawet niż w treści.
57. Pan na plantach robi prrrrrr wargami, bo gorąco.
58. Zaczesanie, które widzę u siebie w lustrze (wszystkie włosy do tyłu) przypomina mi gościa sprzed dwóch prac, którego wciąż nie znoszę. Nie znoszę, bo przypomina mi w niechciany sposób mnie. Znany temat. A zaczesanie fajne.
59. Idę do Pięknego Psa. To dalszy ciąg szlaku krakowskich przygód. I fantazjuję. Jeśli spotkałbym tam Marcina Świetlickiego, pokłoniłbym mu się, jak królowi.
60. Robić erotyczne zdjęcia żonie.
61. „Żul mnie poprosił o wodę. Nie mam sumienia mu odmówić” – mówi do słuchawek w uszach wytatuowany mężczyzna. Można by prowadzić katalog takich podsłuchanych słuchawkowych rozmów, odbywanych przez jedną osobę do ducha.
62. Noc u M. Wino i grający w tle telewizor z YouTubem.
63. McDonald. Szkolna wycieczka przed ekranami zamówień. Przed jednym z nich grubasek w koszulce z napisem: Mbappe. I salute you, Mr. Mbappe.
64. Sen E. Odwiedzamy ważną warszawską parę. Mają strasznie długi korytarz, ciągnący się w nieskończoność, więc E. sugeruje, aby przebić ten korytarz i wchodzić stamtąd do części mieszkalnej.