„Nigdy nie skończy się moja miłość do ciebie”, zapewniała Marię Dąbrowską Anna Kowalska w grudniu 1945 roku. To jedna z wielu miłosnych deklaracji, których nie szczędziły sobie pisarki w listach. Wyznania płynęły w obie strony i to między innymi one czynią korespondencję Marii Dąbrowskiej i Anny Kowalskiej zupełnie niezwykłą. Uważna lektura listów stawia czytelniczki i czytelników w centrum świata uczuć zakochanych w sobie kobiet, zaprasza do uczestniczenia w bliskości.
Wspomniane uczestnictwo jest dziś możliwe, bo właśnie ukazał się pierwszy tom korespondencji pisarek. Cały zbiór, na który składa się ponad 2300 listów, ma wyjątkową wartość z wielu powodów. Jest listowną wymianą prowadzoną przez kobiety. Już sam ten fakt skłania, by się jej uważnie przyjrzeć, bo w historii literatury nie mamy wielu takich zespołów. Dodatkowo, listy Anny i Marii są korespondencją miłosną. W tej kwestii także jest podobnie – nie zachowały się, nie wiemy, czy się zachowały lub też nie zostały opublikowane listy, w których dwie pisarki prowadzą miłosny dialog. I to jeszcze tak porażająco szczery, odsłaniający i obnażający zawiłości i delikatność ludzkich uczuć. To głos wyrazisty, głęboko emocjonalny, bezsprzecznie potwierdzający romantyczny związek autorki „Nocy i dni” z autorką „Safony”.
„Po kostki we krwi”
Nie bez znaczenia pozostaje także fakt, że listowna wymiana rozpoczyna się w 1940 roku, więc niesie w sobie wojenne szczegóły traconego naocznie świata. Anna mieszkała wówczas we Lwowie, Maria w Warszawie. Do 1943 roku pisarki nie wymieniły ze sobą wielu listów. Łączyło je wspólne doświadczenie wojny – Dąbrowska przebywała we Lwowie z krótką przerwą od grudnia 1939 do czerwca 1940 roku – ale nie wiązało pisarek wówczas nic nadmiernie czułego, żadna głęboka więź. Listom nie sprzyjała poczta, niekiedy w tym czasie niedziałająca lub przetrzymująca czy gubiąca przesyłki. Chęć szczerej wymiany między Warszawą a Lwowem hamowała także cenzura. Dąbrowska i Kowalska miały świadomość, że nie powinny w listach opowiadać o szczegółach z życia znanych im osób, czy też otwarcie komentować politycznych wydarzeń. Anna z dystansem przyglądała się kondycji człowieka, Maria próbowała przywracać nadzieję:
„Do p. Stanisława przychodzi młoda lekarka, która przeżyła wrzesień 1939, nie wychodząc trzy tygodnie ze szpitala i brodząc – bez literackiej przesady – po kostki we krwi. Wyniosła z tego de profundis promieniujące oczy i serce, i też wiedzę o człowieku, lecz inną. Więc z tych samych zjawisk różne dla różnych wiedze o człowieku wynikają […]”.
Mimo oszczędnie przesyłanych informacji o wojnie, zawdzięczamy pisarkom kolejne świadectwo tego czasu oraz dokumentację strategii przetrwania w narzuconym przemocą świecie. Współczesna rosyjska inwazja na Ukrainę pokazuje nam, że nieustannie trzeba przypominać o kruchości granic, barbarzyńskim naruszaniu międzynarodowych umów i tragicznych konsekwencjach tych działań. „Mają słuszność Moskale. Godność i honor nie istnieją”, gorzko i przewrotnie pisała Dąbrowska.
„Całuję kopertę, […] całuję list…”
Obie czekały na listy. Maria już wcześniej – korespondując z mężem Marianem Dąbrowskim czy długoletnim partnerem Stanisławem Stempowskim – źle znosiła milczenie czy opieszałość poczty. Potrzebowała codziennego kontaktu, jeśli nie mógł być fizyczny, zgadzała się na listy, ale opóźnienie w ich wysyłaniu dotkliwie przeżywała. Z trudnością żegnała się z pisanymi przez bliskich stronami, domagała się kolejnych. Pragnęła być w dialogu. Gdy wyjeżdżała nawet w krótką podróż, przewidywała swoje miejsca pobytu i zostawiała bliskim adres do korespondencji. Anna także czekała na listy, choć więcej w jej czekaniu było tęsknoty niż niepokoju. O wzruszeniu płynącym z fizyczności listu pisała do Marii Dąbrowskiej, wrażliwa na list-przedmiot, nakreślony ręką ukochanej:
„Mario, Maryjko, Maryjeczko,
łaskawy listonosz przyniósł list mimo niedzieli; idąc do łazienki, zobaczyłam list na podłodze pod skrzynką, w przedpokoju. Uciekłam z nim na balkon, gdzie ciągle świeci najcudowniejsze ze słońc.
Jakaś ty dobra i cierpliwa. Boże, jak chciałabym, byś tu w tej chwili była. Pocieszam się listem. Całuję kopertę (omijając tylko znaczek z daleka), całuję list […]”.
W tych pierwszych latach tworzonego w dużej mierze na odległość związku, który rozpoczął się w 1943 roku, obie bardzo tęskniły. Czasem bywała to tęsknota zabierająca radość życia.
„Czyż nie dlatego właśnie kochankowie muszą być razem – skarżyła się Dąbrowska – że nie są w stanie pomieścić w sobie mocy wspomnień, obawy straty, wszechobecnej żałości rozłąki? Czyż nie dlatego muszą być z sobą, że tylko wtedy mogą odetchnąć, uspokoić się, myśleć też i o czym innym, żyć w pełni wszystkim, a nie tylko bezwartościowym obłędem pragnienia i miłości, i tęsknoty?”.
Brak, samotność i smutek będą nieustannie towarzyszyć tej miłości. W zmiennej intensywności, w tle, między słowami lub zostaną wyrażone wprost, podążając za przełomowymi momentami w relacji kobiet. Te odzwierciedla korespondencja.
„Z tobą jedna jest pewność – wiecznej niepewności”
Ten najtrudniejszy kryzys, który zdecydował o kształcie związku Anny i Marii, związany był z ciążą Kowalskiej. Nieplanowane macierzyństwo było niezaprzeczalnym świadectwem fizycznej bliskości Anny z mężem Jerzym, do której doszło jesienią 1945 roku. Gdy Maria dowiedziała się w grudniu o spodziewanym dziecku, cały jej świat się zachwiał. Nieustająco słała listy do Wrocławia, gdzie po wojnie wraz z mężem przeprowadziła się Kowalska. Szukała w nich przyczyn „zdrady” – tak pojmowała zbliżenie małżonków – wyznawała miłość i obrażała cały świat.
„Szczerze cię za te listy nienawidzę” – odpowiadała jej Anna. – „Co za męka ciebie kochać. Z tobą jedna jest pewność – wiecznej niepewności. Ty nawet dzień wczorajszy uczynisz niepewnym. Jesteś w życiu prawdomówna, ale w miłości wykrętna. Ty walczysz nieprzytomnie, gdy za późno. Ale gdzie ty byłaś w sierpniu, wrześniu i październiku? Myślałaś, że jesteś szczęśliwa i mogłaś pisać dramat. Ale ja nie myślałam, że jestem szczęśliwa, zapewniam Cię. Tyś nie stawiała sprawy na ostrzu noża, wolałaś ją ignorować. Unikałaś jak ognia, by o nas nie mówić, a przecież ja czekałam na to. Godziło się, by o tym mówić, ale o tym nigdy, nigdy mowy nie było – to właśnie było tabu”.
Dąbrowska nie mogła sobie wybaczyć, że popełniła błąd przemilczania tego, co istotne. Zamieniła ten stan w potok niepohamowanych słów.
„Wybacz brutalny cynizm tych listów, wybacz, że cię lżę i że Ci bluźnię. Jestem tylko człowiekiem – ciężko zranionym człowiekiem. Cynizmem bronię się przed beznadziejną rozpaczą. Sytuacja, w którą wtrąciłaś nasze życie, jest też poza wszystkim innym cyniczna – może tylko w kategoriach cynizmu jest się w stanie ją znieść. Czuję się w roli radcy Karenina o długich oślich uszach wobec Wrońskiego, wobec szczęśliwego autora twej ciąży. O, Anno, nie można chcieć za wiele, przebrałaś miarę, chcąc z dwojgiem zażywać szczęścia, rzuciłaś tak straszny czarny cień na całe te minione trzy lata. Cóż mam robić nieszczęsna i zhańbiona”.
Niektórych listów autorki nie wysłały, niektóre zniszczyły, o co prosiła Dąbrowska i co sama później bez pozwolenia Kowalskiej robiła. Zdarzało się to jednak rzadko, bo wciąż mamy przed sobą ogromny, zachowujący fabularną i emocjonalną ciągłość zbiór.
„Módl się, bym nie dojechała, bo nie złapiesz oddechu przez pół roku”
Pełno jest tej listownej wymianie nostalgii, wyobrażeń i smutku.
„Marzę sobie chwilami życie wspólne z Tobą – pisała do Wrocławia Maria – żebyśmy razem urządzały sobie dom (jak było w kwietniu), razem czytały, czuły, śniły i myślały. Wtedy może odzyskałybyśmy spokój konieczny do pracy i życia. Dziś pije się tylko kawę albo wódkę, pisze się listy albo się na nie czeka, morduje się rozłąkę, która jednak niczym nie da się zabić”.
Wyrażona jest w korespondencji bliskość, osobiste uczucia i myśli. Listy są intymne, a intymność ta zwiększała się wraz z rozwojem wydarzeń, tworzeniem więzi.
„Kochana, najmilsza, ognie na mnie biją, gdy myślę o tobie […]. – pisała Kowalska. – Nie gniewaj się, że Cię tak kocham i ścigam, i dopadam, i czy jestem, czy mnie nie ma, spokoju Ci nie daję. Niedługo będzie miesiąc, jak Cię pożegnałam. Jak wytrzymać dłużej, nie wiem, czym się zwodzić, co przed sobą zatajać, aby wytrzymać”.
Innym razem żartowała:
„Módl się, bym nie dojechała, bo nie złapiesz oddechu przez pół roku”.
Erotyka pokazana jest tutaj z dużą delikatnością. Zmiana, ale też w tym zakresie nierewolucyjna, nastąpiła w czasie, gdy Maria próbowała poradzić sobie z zazdrością o ciało i fizyczną intymność kochanki, wynikającą z macierzyństwa Anny. Listy stały się wówczas o wiele bardziej zmysłowe niż dotąd – partnerki miały poczucie, że chwila tego właśnie wymagała. Kowalska oddzielona od Dąbrowskiej dziesiątkami kilometrów tęskniła za „mokrymi wargami o zapachu morza”, przypominała sobie, że każdy fragment ciała kochanki „to inna, osobna radość, przyjemność” i dopytywała: „Ty się nie rozwiejesz, tyś mi się nie przyśniła, ty jesteś?!”. Pragnęła poprzestać na tym oczekiwanym od dawna wyzwoleniu miłosnych emocji, skupić się na łączącej je więzi, choć nie opuszczała jej obawa, że Dąbrowska może wszystko zmarnować, gdy minie szał zazdrości. Ta jest wypowiedziana przez Marię wielokrotnie i dosadnie:
„Czy jest jaki bóg rozpusty? Niechże natchnie mnie cyniczną jurnością, żebym spazmowała z radości, widząc cię w łóżku miotającą się z innym. Bo tak tylko teraz cię widzę”.
Swoich przekroczeń Dąbrowska była świadoma.
***
Korespondencja Marii Dąbrowskiej i Anny Kowalskiej uzupełnia autoportrety i wzajemne portrety kobiet kreślone w dziennikach – można ją czytać równolegle z diariuszami pisarek, pamiętając, że dziennik Kowalskiej opublikowany został w wyborze. „Kto tobie dorówna?” – pytała Anna. – „Ty jedna jesteś żywa. Ludzi żywych jest jeszcze mniej niż ludzi zdolnych”. Po lekturze całości listów najbliższa mi jest właśnie ta myśl o autorce „Nocy i dni”.
Książka:
Maria Dąbrowska, Anna Kowalska, „Listy. Tom I: 1940-1945”, wstępem do całości edycji poprzedziła Ewa Głębicka, opracowała i wstępem tom I opatrzyła Sylwia Chwedorczuk, Wydawnictwo IBL, Warszawa 2024.