Karolina Wigura

Sokrates i papuga. O najnowszej książce Marthy Nussbaum „Not for Profit”


Pewien Radża miał piękną papugę. Któregoś dnia doszedł do wniosku, że ptakowi należy zapewnić właściwą edukację, wezwał więc mędrców z całego królestwa. Spędzili oni wiele dni i nocy, spierając się bez końca o metodologię nauczania, a zwłaszcza o podręczniki. „Podręczników nigdy nie może być zbyt wiele!” – wykrzykiwali. W końcu jednak doszli do porozumienia. Ptak otrzymał wspaniały budynek szkolny – złotą klatkę. Następnie uczeni zaprezentowali Radży opracowaną przez nich metodę. Była tak zdumiewająca, że ptak wydawał się, w porównaniu z nią śmiesznie małego znaczenia… Z podręcznikiem w jednej dłoni, a dyscypliną w drugiej, nauczyciele kolejno przystępowali do szkolenia ptaka.

To nie początek jednej z baśni tysiąca i jednej nocy, ale alegoria tradycyjnego indyjskiego sposobu nauczania, autorstwa Rabindranatha Tagore’a. Służy ona Marcie Nussbaum, by w najnowszej książce „Not for Profit. Why Democracy Needs Humanities” scharakteryzować pewien „cichy kryzys”. Ten kryzys, zdaniem filozof z Chicago, rozwija się niczym rak w światowym systemie edukacji, od szkół podstawowych aż po uniwersytety i może doprowadzić demokracje na całym świecie do zguby.

„Radykalne zmiany zachodzą w tym, czego społeczeństwa demokratyczne nauczały dotąd młodych – pisze Nussbaum. – […] Właściwie w każdym kraju na świecie rezygnuje się z humanistyki i sztuk pięknych, tak w szkołach podstawowych i średnich, jak i na poziomie edukacji uniwersyteckiej. Uważane są one przez decydentów politycznych za bezwartościowe dodatki i w chwili, gdy kraje muszą zrezygnować ze wszystkiego, co zbędne, aby pozostać konkurencyjnymi na rynku światowym, dziedziny te gwałtownie tracą swoje miejsce zarówno w programach nauczania, jak i w umysłach i sercach rodziców i ich dzieci. […] Jeśli owa tendencja się utrzyma, narody na całym świecie już wkrótce produkować będą pokolenia złożone raczej z praktycznych automatów niż pełnowartościowych obywateli, którzy muszą umieć samodzielnie myśleć, krytykować tradycję i rozumieć sens, jaki ma cierpienie innej osoby”.

To prawda, że tzw. umiejętności praktyczne uznaje się dziś na całym świecie za coraz ważniejsze. Jednak można mieć pewne zastrzeżenia do diagnozy Nussbaum. W porządnych szkołach i uczelniach wyższych – przede wszystkim w USA i Wielkiej Brytanii – istnieją dobre tradycje nauczania przedmiotów humanistycznych i sztuk pięknych na wysokim poziomie, co zresztą autorka „Not for Profit” sama przyznaje. Słowa Nussbaum o „rezygnowaniu” z tych przedmiotów sprawiają też wrażenie, jak gdyby wszędzie, od dojrzałych demokracji europejskich po te całkiem młode, jak indyjska, nauczano dawniej owych przedmiotów powszechnie, a teraz rezygnuje się z tego ze szkodą dla demokracji. Może jednak właściwy problem leży gdzie indziej. Na przykład w Niemczech, gdzie do „Geisteswissenschaften” przykłada się do dziś ogromną wagę, zajęcia często przypominają raczej quizy ze znajomości faktów niż głęboką dyskusję nad intrygującymi przecież tekstami (jeden z najbardziej szanowanych za wysoki intelektualny poziom tygodników niemieckich, „Die Zeit”, grzmiał ostatnio, że „szkoła czyni głupim”). Także i nad Wisłą panuje namiętne przywiązanie do materiału humanistycznego. Osobiście wspominam jednak polską szkołę jako 12 lat opanowywania materiału niemal wyłącznie na pamięć, bez odniesienia do rzeczywistości, w której ten materiał miałby nam się kiedyś przydać i dwanaście lat hierarchii absolutnej, w której liczyła się wyłącznie jedna relacja uczeń vs. nauczyciel. Dziś materiału jest mniej, za to przyswajany jest z nieodłączną myślą o „kluczu”. Uniwersytet, poza nielicznymi wydziałami, wygląda chyba podobnie.

Nussbaum sama zdawała sobie chyba z tego problemu sprawę, w dalszej części książki przyznaje bowiem, że nie chodzi po prostu o wykładanie w szkołach i na uniwersytetach przedmiotów z zakresu humanistyki i sztuk pięknych. Równie ważna jak ich obecność jest metodologia nauczania. Autorka „Cultivating Humanity” wprowadza pojęcie pedagogiki sokratejskiej, która ma opierać się na dwóch elementach.

Po pierwsze, na rozwijaniu u uczniów/studentów zmysłu krytycznego. Sokrates uczył swoich rozmówców logiki argumentacji, pokazując im, jak często ich własne przekonania oparte są na nieprzemyślanych przesądach. Czytanie filozofii i literatury, pisze Nussbaum, jest wartościowe tylko wtedy, gdy częścią zajęć jest krytyczna rozmowa na temat tekstu – rekonstruowanie argumentów i odnajdywanie błędów w rozumowaniu.

Po drugie, sokratejska pedagogika ma być oparta na kształtowaniu wyobraźni. To znaczy próbach zrozumienia, dlaczego dany utwór literacki lub traktat filozoficzny został napisany właśnie w ten, a nie inny sposób, jak ukształtowały go czas i kultura, w której powstał. Krótko mówiąc, chodzi o znalezienie złotego środka pomiędzy krytyką danego dzieła/tekstu a zrozumieniem głębokich przyczyn jego kształtu.

Do czego jednak obywatelom potrzebna jest nauka krytycznego myślenia i wyobraźni? Instytucje demokratycznego państwa prawa mogą przecież funkcjonować całkiem dobrze, nawet gdy obywatele zajęci będą codziennym gromadzeniem kapitału i – jeśli zgromadzą go wystarczająco dużo – konsumpcją, a politycznych i wspólnotowych emocji doświadczać będą w intymności fotela i telewizora. Marcie Nussbaum taka sytuacja jednak nie wystarcza. Jej myślenie mocno naznaczone jest klasyczną, Platońską i Arystotelesowską wizją państwa jako miejsca, w którym ludzie powinni jak najpełniej realizować swoje „dzielności”. Czynić jak najlepszy użytek z tego, że są ludźmi, zoon politikon. Nie wystarczy, by jednostki realizowały się na rynku, bogacąc się. Poza rynkiem jest jeszcze bardzo wiele – choćby sfera polityczności, dyskusji, spotkań z Innym. Zarówno na rynku, jak i w owych innych sferach, nie poradzimy sobie bez choćby podstaw sokratejskich umiejętności.

Wizję państwa, którą proponuje Nussbaum, a także związaną z nią wizję dobrego życia, można uznać za swoją lub odrzucić. Istotne jest jednak postawienie przed sobą problemu, który z owej wizji wynika. Nussbaum w istocie zadaje bowiem pytanie, które ostatnimi czasy nabrało niebagatelnego znaczenia także nad Wisłą: w którą stronę zreformować (domagający się pilnie) zreformowania system edukacji? Do czego służą szkoła i uniwersytet w Polsce?

W dużym uproszczeniu, udziela się zwykle dwóch odpowiedzi na te pytania.

System edukacji służy „przygotowaniu do wejścia na rynek” – argumentują jedni. Szkoła, a zwłaszcza uniwersytet, ma przygotowywać do odnalezienia się na rynku pracy. Warunki, z jakimi spotykają się dziś młodzi ludzie trafiający na rynek, są trudne. Rynek jest w wielkiej mierze nasycony przez wykształcone i bardziej doświadczone osoby i młodym trudno będzie dostać pracę, jeśli nie będą miały odpowiednich, praktycznych kwalifikacji. Teoretyczne bujanie w obłokach w niczym im nie pomoże.

Ależ nie, edukacja służy wszechstronnemu wykształceniu obywatela – upierają się drudzy. Szkoła może w jakiejś mierze uczyć praktycznych umiejętności, ale jej domeną jest raczej wiedza ogólna. Natomiast uniwersytet w żadnej mierze nie ma obowiązku przygotowania do spotkania z rynkiem. Od tego ostatniego są praktyki studenckie. Profesorowie mają obowiązek wykształcić ludzi wrażliwych, żyjących pełnią intelektualnego życia. Jeśli ktoś chce nauczyć się w uczelni wyższej zawodu, niechaj idzie na politechnikę.

Obie strony chętnie upierają się wyłącznie przy swoim zdaniu. Ale czyż oba te podejścia nie są utopijne? To prawda, że wielu szefów nie chce, by ich pracownicy byli zbyt krytyczni, ponieważ jest to niewygodne. W dłuższej perspektywie jednak krytyczne myślenie i wyobraźnia przekładają się na kreatywność, a kreatywność to lepsza praca. To raz. A dwa – rynek nie jest rajem, do którego szczęśliwie trafiają praktycznie wykształcone automaty. Oprócz pensji i ubezpieczenia czekają tam jeszcze manipulacje i próby skorumpowania. Oczywiście, że wykładanie humanistyki i sztuk pięknych nie daje gwarancji, że będziemy bardziej kreatywni, krytyczni, a przez to odporniejsi na manipulację. Ale Nussbaum ma wiele racji, twierdząc, że właśnie te dziedziny, a nie przedmioty ścisłe, pomagają w kształtowaniu wspomnianych cech. Choć Nussbaum pisze głównie o Stanach Zjednoczonych i Indiach, jej rozważania na ten temat mogą być przydatne także u nas. Jeśli do sensownej reformy edukacji w końcu dojdzie, warto będzie jej argumenty mieć w pamięci.

W przeciwnym razie być może czeka nas bowiem to, co papugę z opowieści Tagore’a.

Któregoś dnia papuga zdechła. Przez pewien czas nikt nie zwrócił na to uwagi. W końcu siostrzeniec przyniósł Radży o tym wiadomość:

„Wuju, edukacja ptaka dokonała się”.

Książka:

Martha Nussbaum, „Not for Profit. Why Democracy Needs the Humanities”, Princeton University Press, Princeton and Oxford 2010

* Karolina Wigura, doktor socjologii, dziennikarz. Członkini redakcji „Kultury Liberalnej”, piątkowego dodatku „Kultura” do „Dziennika” i miesięcznika „Europa”.

„Kultura Liberalna” nr 81 (31/2010) z 27 lipca 2010 r.