Agnieszka Wądołowska

My i Oni, czyli obraz współczesnego turysty w dramacie Magnusa Dahlströma

Zorganizowane wakacje za granicą, najlepiej za co najmniej jednym morzem, są dziś stałym elementem nowoczesnego stylu życia klasy mocno średniej. Wiadomo, że regularny odpoczynek jest potrzebny: podnosi efektywność, zmniejsza podatność na choroby, poprawia samopoczucie. Należy odpoczywać, tak samo jak należy pić dwa litry wody dziennie, jeść produkty zawierające kwasy nienasycone omega-3 i -6 oraz przynajmniej przez 30 minut trzy razy w tygodniu zażywać jakiegoś rodzaju ruchu. Wszystko w ramach odpowiedzialnego zarządzania swoimi własnymi zasobami.

Dzięki przystępnym cenom wyjazdy zagraniczne do hotelowych kompleksów stały się powszechnie dostępne. W pakiecie zakwaterowanie, wyżywienie, basen, święty spokój i odgrodzenie od świata zewnętrznego. Oczywiście dla turystów bardziej zainteresowanych otaczającą ich rzeczywistością dostępne są fakultatywne wycieczki do odpowiednio przystosowanych zabytków czy sztucznie utrzymywanych przy życiu „pierwotnych osad” – etnograficznych skansenów. Biura podróży zapewniają rezydentów i pilotów wycieczek. W ten sposób z mieszkańcami danego kraju Turysta ma kontakt jedynie, gdy podają mu kawę, zmieniają pościel czy sprzedają miejscowe wyroby wzdłuż ulic hotelowych miasteczek. W ten sposób wycieczki te są również niezwykle uniwersalne i przewidywalne. Nie ma większego znaczenia, czy wyjedzie się do Antalyi, na Kretę czy do Hurghady – wakacyjna przestrzeń będzie zorganizowana dokładnie tak samo. To tak jak z McDonald’s, mimo niewielkich lokalnych wariacji wszędzie dostanie się takie same zestawy. Turystyka, choć polega na przemieszczaniu i odpoczywaniu w różnych rejonach świata, ma niewiele wspólnego z podróżowaniem. Odkrywanie i poznawanie nie bardzo pasuje do masowego charakteru turystyki, a poza tym zmęczeni i zapracowani ludzie chcą przede wszystkim poleżeć nad basenem, złapać kolor i sączyć kolorowe drinki. Świat poza hotelem dla wielu z nich mógłby zupełnie nie istnieć.

Takich właśnie ludzi na takim właśnie wyjeździe przedstawia dramat „Turyści” Magnusa Dahlströma. Premiera odbyła się w Göteborgu w 2007 i została uznana za wielki powrót uznanego szwedzkiego dramatopisarza. W swojej sztuce Dahlström pozwala widzowi przejrzeć się w postaciach nie na poziomie prezentowanych przez nie wartości, przekonań czy postaw moralnych, ale na poziomie rozpoznawalnych masowo doświadczeń. Kwestia masowości jest tu ogromnie istotna, dlatego postaci nie noszą imion i określone są jedynie przez elementy fizjonomii. Obserwujemy dwie pary anonimowych turystów: Ciemnowłosą kobietę i Atletycznego mężczyznę, Popielatą blondynkę i Mężczyznę w okularach. Pewnie właśnie te podstawowe elementy fizjonomii byśmy zapamiętali, siedząc przez cały wyjazd przy stoliku obok. Miejsce akcji jest równie nieokreślone, oprócz tego, że postaci znajdują się w jakimś ośrodku wypoczynkowym, w hotelu ogrodzonym murem chroniącym turystów przed niewygodną rzeczywistością.

Symptomatyczne są momenty zetknięcia się z lokalnymi mieszkańcami i przyrodą, spoza bezpiecznych murów hotelu, przypominającego kulturowo-etniczną twierdzę. Postaci rzadko wychodzą z przestrzeni hotelowej. Świat „poza” okazuje się rozczarowująco kiepskim materiałem na atrakcyjne zdjęcia z wakacji, które można potem pokazywać znajomym. Ciemnowłosej kobiecie wszystko wydaje się: „jakby zabrudzone. Na wszystkim jest jakiś brud”. Coraz lepsze technologie fotografowania pozwalają na zbliżenia, które wydobywają zupełnie nieatrakcyjną prawdę. Świat z folderów reklamowych na dużym zoomie nagle staje się bardzo zwyczajny, a beztrosko wylegująca się w słońcu miejscowa kobieta, w obiektywie okazuje się pijana, zaniedbana i zmęczona. Równie irytująco kończy się wizyta w lokalnym sklepiku z tandetnymi pamiątkami, gdzie ze względów językowych rozmowa okazuje się zupełnie niemożliwa. Nachalność i liczba lokalnych sprzedawców oraz blokada komunikacyjna budzą poczucie osaczenia: „Ci wszyscy ludzie to jego krewni, jego przyjaciele i znajomi, zawiązali pakt, to rodzaj taktyki”. W końcu Atletyczny mężczyzna kapituluje i płaci za dowolny przedmiot, byle tylko wykupić się z tej klaustrofobicznej sytuacji. Spotkanie z „obcym” pozostawia niechęć, rozdrażnienie i potrzebę jak najszybszego umycia rąk.

Większość tekstu stanowią niespieszne rozmowy prowadzone nad basenem czy w hotelowej restauracji. Pasują do tempa leniwego odpoczynku. Turyści obserwują się nawzajem, snują podejrzenia, kto jest kim i co ukrywa, ujawniają własne uprzedzenia, potrzeby kontroli i zagubienie. Kolejne dialogi przerywane są achronologicznymi wspomnieniami świadków wydarzenia, które jeszcze się nie zdarzyło, ale które zaszczepia w widzach niepokój. Szybko staje się jasne, że te wakacje zakończą się jakąś tragedią. W postaciach ten rodzaj napięcia wyczuwany jest od początku. Narastają uczucia obcości, niechęci i zagrożenia. Zwłaszcza gdy z rozmów dowiadujemy się, że wychodzenie na zewnątrz hotelu jest teraz odradzane w związku z niepokojami społecznymi, a kolejne postaci domagają się informacji na temat tego, co właściwie się dzieje. Mimo że zza muru dobiegają coraz głośniejsze okrzyki tłumu, jak mantra zaklinająca rzeczywistość powtarzane jest zdanie: „Uspokoi się”. Wiadomo, że ta strzelba Czechowa musi wystrzelić, do ostatnich momentów nie wiadomo tylko, kto i do kogo będzie strzelał. Żeby rozerwać zestresowanych turystów, w hotelu organizowany jest bal maskowy, który jedynie potęguje lęk przez nieokreślonym wrogiem – terrorystą, który może czaić się za każdą maską i stanowić śmiertelne zagrożenie. Nagle zacierają się łatwe podziały na „my” i „oni”, każdy jest w przebraniu i niemożliwe jest klarowne szufladkowanie postaci. Zagrożenie nagle przestaje być poza – jest wśród postaci, jest w nich.

Przestrzeń, którą Magnus Dahlström wybrał na miejsce swojego dramatu, jest o tyle ciekawa, że sama w sobie jest już swego rodzaju teatrem czy przedstawieniem na wielką skalę. Jak komentuje Popielata blondynka: „nikt tu nie mieszka naprawdę, nikt nie posyła dzieci do szkoły, nikt nie kupuje w lokalnym sklepie i nikt nie jeździ na zakupy do supermarketu w weekendy”.

Hotelowe zagłębia istnieją jakby obok krajów, w których się znajdują, a realia w stworzone w nich dla turystów niewiele mają wspólnego z otaczającą je rzeczywistością.

Sztuka burzy też idylliczny obraz zorganizowanych wakacji. Mimo że wszystko jest zorganizowane i dostępne na pstryknięcie, postaci bynajmniej nie zostawiają w domu swoich niepokojów, uprzedzeń, przedziwnych relacji i pracoholizmu. Najważniejsze, okazuje się, by się dopasować, mieć odpowiednią, identyfikującą klienta bransoletkę na nadgarstku i się nie wychylać, udać, że nic się nie dzieje, że ci „oni” na zewnątrz „nas” to nie dotyczą.

W ostatnim czasie sztuka Dahlström nabrała nowego wymiaru. W związku z wydarzeniami w Tunezji i Egipcie turyści tych najczęściej odwiedzanych przez Polaków krajów, którzy do tej pory zupełnie spokojnie spędzali tam wakacje, nagle mieli prawo poczuć tak wszechobecne w sztuce niepokój i zagrożenie zza muru.

Sztuka:

Sztuka ukazała się w 2010 roku w zbiorze „Z wierzchu nie widać. Antologia nowego dramatu szwedzkiego” nakładem wydawnictwa Panga Pank w tłumaczeniu Dominiki Góreckiej.

* Agnieszka Wądołowska , absolwentka filologii angielskiej UW. Stale współpracuje z „Kulturą Liberalną”.

„Kultura Liberalna” nr 113 (10/2011) z 8 marca 2011 r.