Środkowoeuropejski Orchideenfach
„Wolna i zamożna Europa przesunęła swoje granice na wschód, jednak nie zlikwidowała ich całkowicie. Nowe granice, które rozcinają nasz kontynent, strzeżone są nie mniej uważnie niż w czasach zimnej wojny, choć to my jesteśmy dziś ich nieubłaganymi strażnikami” – powiedział Martin Pollack, pisarz i tłumacz m.in. Ryszarda Kapuścińskiego, podczas otwarcia tegorocznych Międzynarodowych Targów Książki w Lipsku. Autor „Śmierci w Bunkrze”, odbierając doroczną Lipską Nagrodę Porozumienia Europejskiego, wymieniał nazwiska pisarzy represjonowanych na Białorusi i Ukrainie i tych, którzy stamtąd wyjechali: Uładzimira Niaklajeua, Alhierda Bacharewicza, Swietłany Aleksijewicz, Marii Matios. To, że ich książki nie są do tej pory tłumaczone w Niemczech, nazywał hańbą.
Pełną wersję mowy Pollacka można przeczytać TUTAJ. A my, korzystając z okazji, jaką daje nam Temat Tygodnia o Niemcach na Wschodzie, odwracamy pytanie i kierujemy światło na Niemców i Austriaków. Martin Pollack w rozmowie z Karoliną Wigurą opowiada, skąd bierze się tamtejsza niewiedza o Europie Środkowo-Wschodniej. I dlaczego czuje się już znużony próbami popularyzowania książek autorów z Polski, Ukrainy i Białorusi.
Karolina Wigura: Kilka lat temu rozmawiałam z Michaelem Stürmerem o szczególnym stosunku, jaki Niemcy mają do Rosji. Zapytałam go, czy jego zdaniem analogicznym zainteresowaniem nie powinni oni darzyć swojego najbliższego wschodniego sąsiada – Polski. Odpowiedział, że brak zainteresowania ze strony Niemców to wina Polaków. „Nie macie nic do zaoferowania” – stwierdził. Pan z kolei podczas otwarcia Międzynarodowych Targów Książki w Lipsku nazywał niewiedzę Niemców i Austriaków dotyczącą Europy Środkowo-Wschodniej hańbą. Niemalże utożsamiał ją pan z nową niemiecką winą…
Martin Pollack: Nie zgadzam się ze stwierdzeniem Stürmera. Sądzę, że brak wiedzy wynika raczej z naszej winy. Kiedy podróżuję na Ukrainę czy Białoruś, ludzie, których spotykam, mają głęboką wiedzę o Niemcach i Austriakach. O naszej literaturze, historii, tradycji. Prawie wszyscy moi ukraińscy przyjaciele – choćby Jurij Andruchowycz, Taras Prochaśko, Natalka Śniadanko – świetnie mówią po niemiecku. U nas natomiast niemal nikogo to nie interesuje, a wydawcy boją się inwestować w ich książki… Owszem, była przez pewien czas moda na Ukrainę, bardzo jednak koniunkturalna. Szybko minęła i co pozostało?
Ale czy problem braku zainteresowania Wschodem nie jest szerszy? Polacy mają tendencję, by myśleć, że są krajem zachodnim. To sprawia, że często zapominamy i o wschodniej części naszej tożsamości, i o kulturze wschodnich sąsiadów…
Może jest to po części prawda. Ale jednak tłumaczycie bardzo wiele książek. Na przykład książkę Marii Matios czytam teraz po polsku. Wydało ją nie specjalizujące się w literaturze środkowo-europejskiej Wydawnictwo Czarne, ale niewielkie wydawnictwo Andrzej Bihun. Kiedy piszę do Moniki Sznajderman, że przeczytałem interesującą książkę niemieckiego autora, ona od razu ją czyta i bardzo często wydaje. Polska jest pomostem pomiędzy krajami leżącymi bardziej na wschód a Niemcami i Austrią. Niemieckojęzyczni czytelnicy, którzy znają polski, dzięki temu poznają literaturę białoruską czy ukraińską. Andruchowycza też na początku czytaliśmy po polsku. Kiedy wychodziła po niemiecku „Moja Europa”, dwa eseje, napisane przez niego i Andrzeja Stasiuka, to dla tego ostatniego znalazł się inny tłumacz, a ja przekładałem tekst Jurija – także z polskiego. Tego zwykle się nie robi, bo to tłumaczenie tłumaczenia, ale on się na to zgodził, bo po prostu nie znaleźliśmy innego tłumacza.
Jak tłumaczyłby pan zjawisko braku zainteresowania Europą Środkowo-Wschodnią? Mieszkałam w Niemczech dwa lata i rzeczywiście miałam wrażenie bardzo nikłej wiedzy na temat Polski, Czech czy Ukrainy. Z drugiej strony, jak grzyby po deszczu powstają tam katedry studiów wschodnich. Maria Todorova i Larry Wolff ostrzegaliby pewnie, za Edwardem Saidem, że takie ośrodki orientalizują Europę Środkowo-Wschodnią…
To skomplikowany problem. Z jednej strony niewątpliwie mamy ekspertów. Ja też do nich należę. Z drugiej, nie tylko tak zwany przeciętny człowiek – który czyta gazety i może dwie książki rocznie – nie rozumie, dlaczego ma czytać ukraińską książkę. Również osoby wykształcone i czytające nie biorą takich publikacji do ręki. Europa Środkowo-Wschodnia to tutaj istny Orchideenfach. Interesuje się nią zaledwie garść zapaleńców. Ma to niestety konsekwencje polityczne. Praktycznie nie jesteśmy świadomi tego, co się dzieje na Białorusi czy Ukrainie. Wszystkie oczy zwrócone są na Japonię i Fukuszimę, przedtem jeszcze na Libię – a brakuje długotrwałego zainteresowania bliskimi sąsiadami. Mnie to osobiście boli. Dużo stracimy przez tę niewiedzę, bo to nie jest ani Japonia, ani Afryka Północna, tylko Europa, nasza Europa. To właśnie miał na myśli Ryszard Kapuściński, kiedy mówił, że Pińsk to jego miasto, jego kawałek Europy, tak ważny, jak wielkie zachodnie metropolie.
Mówił też, że Europejczycy zapomnieli, że to nie „twierdzę Europa” mamy budować, ale Europę wspólną, w której da się razem żyć. Podobnie argumentował Jürgen Habermas, kiedy rozmawiałam z nim kilka lat temu. Dodawał również, że Unia Europejska może zmienić się jedynie wtedy, gdy jej biurokracja zostanie zmniejszona na rzecz demokratyczniejszych decyzji o przyszłości. Czy moglibyśmy jednak wówczas spodziewać się poprawy w dziedzinie, o której rozmawiamy – skoro sami obywatele tak niewiele wiedzą o Wschodzie?
Chyba nie mam na to odpowiedzi. Od wielu lat powtarzam: słuchajcie, tam na wschodzie wiele rzeczy jest fascynujących. Nie wiem tylko, co jeszcze można zrobić. Jak zmienić to, że rozpowszechnianie wiedzy o Europie Środkowo-Wschodniej idzie w Niemczech i Austrii tak mozolnie, tak powoli. A i tak w Niemczech jest to mimo wszystko owocniejszy proces. W Austrii, w wydawnictwie, gdzie wydaję swoje książki, brakuje jakiegokolwiek zainteresowania. Czasem sobie myślę: ile ja to już robię? Ile to już lat? Jak długo można? Jestem bezradny.
* Martin Pollack, austriacki pisarz, dziennikarz, tłumacz literatury polskiej. Na język niemiecki przełożył m.in. książki Andrzeja Bobkowskiego, Ryszarda Kapuścińskiego, Mariusza Wilka i Wilhelma Dichtera. W Polsce ukazały się m.in. jego: „Śmierć w bunkrze. Opowieść o moim ojcu”, „Ojcobójca – przypadek Filipa Halmanna” oraz „Dlaczego rozstrzelali Stanisławów”. Jesienią nakładem Wydawnictwa Czarne ukaże się jego najnowsza książka „Cesarz Ameryki. Wielka ucieczka z Galicji”.
** Karolina Wigura, doktor socjologii, dziennikarz. Członkini Redakcji „Kultury Liberalnej”, adiunkt w Instytucie Socjologii UW.
*** Tekst powstał w ramach podróży dla tłumaczy i krytyków literatury niemieckiej do Berlina i Lipska, zorganizowanej przez Goethe Instytut.
***** Współpraca: Paulina Górska.
„Kultura Liberalna” nr 119 (16/2011) z 19 kwietnia 2011 r.