Michał Krasicki

Tajemnica ocalenia. À propos „Ocalałem z Treblinki” Jechiela Rajchmana

Na fotografii zrobionej w 1986 roku Jechiel Rajchman stoi w towarzystwie swoich trzech dorosłych synów. Objęci, patrzą spokojnie przed siebie i uśmiechają się w stronę widza. Ich twarzy nie przesłania niepokój. Wypełnia je ciepło uczuć, a także krzepiąca świadomość, że są razem. Zdają się mówić: my wciąż żyjemy i mamy się dobrze!

Jechiel przebywał na terenie obozu zagłady w Treblince od października 1942 roku do sierpnia 1943. Ostateczna wersja jego wspomnień została spisana w jidysz, prawdopodobnie zaraz po wojnie. Dlaczego zwlekał z jej wydaniem aż do 1998 roku? Co działo się w jego wnętrzu przez te wszystkie lata? Czy mógł przezwyciężyć w sobie koszmarne przeżycia z obozu i, niczym Hiob, odnaleźć po katastrofie własne miejsce na Ziemi?

Kim był człowiek, który przeżył dziesięć miesięcy w obozie zagłady, wziął udział w buncie i ucieczce, a potem bardzo długo ukrywał się po „aryjskiej stronie”? Jakim cudem zniósł śmierć swojej młodszej siostry i przyjaciół, a potem wytrzymywał dzień w dzień czternaście godzin wyczerpującej „pracy” pośród nieustannego wrzasku strażników, bicia i egzekucji słabszych kolegów? Skąd czerpał wewnętrzną siłę, by segregować ubrania pomordowanych, strzyc tysiące przerażonych kobiet pędzonych do komór gazowych, kłaść na nosze, dźwigać i zrzucać do dołów setki uduszonych ciał, wyrywać złote zęby z zaciśniętych szczęk, patrzeć, jak ze skrwawionej ziemi ponownie wyciąga się gnijące szczątki i rzuca na rozpalone stosy? Dlaczego nie powiesił się nocą w baraku, tak jak wielu jego towarzyszy?

Co odróżnia Jechiela Rajchmana od tysięcy innych, którzy nie wytrzymali obozowego piekła?

W jego krótkim przedwojennym życiu nic szczególnego nie zwraca uwagi. Gdy trafił do Treblinki, miał dwadzieścia osiem lat. Był młodzieńcem zaradnym i otwartym na innych. W wieku szesnastu lat musiał porzucić naukę w szkole i zacząć pracować, żeby utrzymać pięcioro młodszego rodzeństwa. Wkrótce potem umarła mu matka. Przed wybuchem wojny dorobił się jednak własnego przedsiębiorstwa. Prawdopodobnie świetnie mówił po polsku.

Komu lub czemu zawdzięczał Jechiel swoje ocalenie? Nie można nazwać tego szczęściem… Przypadek jest zbyt wątłą podstawą, żeby ktoś mógł przetrwać obóz śmierci i przez dwa lata ukrywać się wśród obcych ludzi. Ma on również niewiele wspólnego z decyzjami, które Jechiel podejmował, a bez których nie przeżyłby wojny. Okazuje się jednak, że wykształcenie nie było konieczne do przetrwania. Podobnie religia. Jeśli Rajchman wierzył wcześniej w Boga, to w obozie swoją wiarę natychmiast utracił. Jest też bardzo wątpliwe, by mógł sam sobie przypisać zasługę ocalenia. Widzimy, że jego decyzje nieraz zapadały instynktownie, w jednej chwili. Warunki życia panujące w obozie praktycznie uniemożliwiały wszelki namysł. Rzeczywistość Treblinki przekraczająca miarę ludzkiego odczuwania i pojmowania, podobnie jak wielomiesięczne pobyty w zamkniętych pomieszczeniach po „aryjskiej stronie”, musiały niszczyć poczucie jakiegokolwiek własnego sprawstwa. Także niemal całkowita zależność od innych ludzi po ucieczce z obozu nie mogła pozostawiać mu złudzenia, że jest panem własnego losu.

Jest oczywiste, że bez pomocy innych Jechiel nigdy by się nie uratował. Pamiętajmy jednak, że wiele osób uzyskało po „aryjskiej stronie” taką czy inną pomoc zarówno od swoich żydowskich braci, jak i od Polaków, a mimo to zdecydowana większość z nich nie dożyła chwili wyzwolenia. Czy polscy znajomi pomogliby Jechielowi, gdyby w czasach pokoju nie zdobył ich zaufania, gdyby nie był wówczas bardziej niż inni przedsiębiorczy lub bał się obracać wśród często nieprzyjaźnie nastawionych gojów? Czy mieliby szansę okazać mu swoją wielkoduszność i psychiczne wsparcie, gdyby w sytuacji skrajnego wyczerpania i osamotnienia zabrakło mu sił fizycznych, odwagi, determinacji, wiary w ludzi i miłości życia, żeby do nich dotrzeć? Czy odwaga i wspaniałomyślność znajomych Polaków mogłyby przynieść mu ocalenie, gdyby nie zdołał wytrzymać psychicznie osiemnastu godzin dziennie pod łóżkiem w ich mieszkaniu i to przez wiele miesięcy?

Tak, przeżyłem i jestem wolnym człowiekiem – pisze Jechiel, zamykając swoje wspomnienia. – Ale po co? Często sobie zadaję to pytanie. (…) Tak, przeżyłem. Po to, żeby zaświadczyć o straszliwej rzeźni – Treblince! Czy te ostatnie słowa, pełne determinacji i rozpaczy, mogą stanowić rękojmię lepszego życia w przyszłości? Patrząc na fotografię uśmiechniętego Jechiela, ojca trzech postawnych mężczyzn, bardzo chciałbym w to wierzyć…

Książka:

Jechiel Rajchman, „Ocalałem z Treblinki. Wspomnienia z lat 1942-1943”, przeł. Bella Szwarcman-Czarnota, posłowie Ewa Koźmińska-Frejlak, Czytelnik, Warszawa 2011.

* Michał Krasicki, sekretarz redakcji „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 129 (26/2011) z 28 czerwca 2011 r.