Łukasz Pawłowski
Pokopiemy?
Na dwa tygodnie przed pierwszym meczem mistrzostw Europy skala niedorzeczności i zwykłych inwektyw, jakie pod adresem wszystkiego, co związane z tym wydarzeniem, rzucają – jakby przebudzone z zimowego snu – rozmaite środowiska od lewa do prawa, jest doprawdy imponująca. Winny jest już nie tylko rząd, premier, drogowcy, projektanci stadionów, UEFA, trawa, Portugalia, Grecja, testosteron, urzędnicy, mężczyźni in toto, McDonald’s, piłkarze, selekcjoner, ale także – a może przede wszystkim – piłkarscy kibice.
Zwłaszcza ci ostatni znaleźli się w sytuacji bez wyjścia. Niezależnie od tego, co robią i zrobią – choć tak naprawdę jeszcze nic nie zrobili – skutek niechybnie będzie opłakany. I tak jedni eurofataliści zarzucają im, że do Polski nie przyjadą lub przyjadą w niewystarczającej liczbie, inni, że przeleją się przez nasz kraj niczym fala barbarzyńców, zostawiając za sobą tony poalkoholowych śmieci i tysiące wykorzystanych kobiet. A zatem, jeśli nie przyjadą, będzie źle, bo wizerunkowa i finansowa klapa; jeśli przyjadą – jeszcze gorzej, bo kraj osuszą do ostatniej kropelki, stadiony zniszczą, chodniki wydepczą, a polskim i ukraińskim kobietom cześć odbiorą.
Jak wiadomo profesor Magdalena Środa należy do tej drugiej grupy krytyków. „Polskę zaleją kibice z Ukrainy, Rosji, Anglii, całej Europy” – pisała jakiś czas temu na łamach „Wprost” pani profesor. „Nie sądzę, by pragnęli poznać nasz kraj i jego kulturę. […] Bo nawet jeśli między meczami kibic ma bardzo dużo czasu, to najczęściej spędza go na piwie i seksie. Według aktywistek ukraińskiego ruchu «Femen» kolejność tych zainteresowań jest inna: najpierw piwo, potem seks, dopiero potem piłka nożna. «Sławek i Sławko» szukać więc będą browaru i dziewczynek.” Przed kilkoma laty pewien polityk dokonał równie zwięzłej diagnozy społecznej, nazywając polskich internautów zapatrzonymi w filmy porno piwoszami. Wziąwszy pod uwagę, że z internetu korzystają w Polsce miliony ludzi, a liczba osób interesujących się piłką nożną także nie ogranicza się do tysięcy, doprawdy trudno sobie wyobrazić, jak na co dzień funkcjonuje ten kraj i kto w nim tak naprawdę pracuje – chyba wyłącznie browarnicy, aktorki filmów porno, prostytutki, piłkarze i… dostawcy internetu.
Sprowadzenie kibiców piłkarskich do rozochoconych opojów biegających po mieście w poszukiwaniu zaspokojenia ma jednak wielką zaletę, a mianowicie dostarcza oczywistej metody postępowania z nimi: zakazać, zaryglować, zamknąć, nie wpuszczać. To logika w polskim życiu publicznym znana od dawna. Zgodnie z nią najlepszą metodą na rozwiązanie problemu jest… zakazanie problemu. Ludzie upijają się na koncertach, juwenaliach i festiwalach muzycznych? Zakażmy koncertów, juwenaliów i festiwali. Na demonstracjach dochodzi do aktów wandalizmu i starć z policją? Zakażmy demonstracji. Polacy zażywają miękkie narkotyki? Zakażmy narkotyków, a problem sam się rozwiąże. Na stadionach piłkarskich wybuchają niekiedy burdy? Nie wpuszczajmy kibiców. Na drogach mamy zbyt dużo wypadków? Zamknijmy je i tyle. Polacy korzystają z usług prostytutek? Zabrońmy im, to przestaną. W ten oto sposób nad rodzimą debatę publiczną raz po raz powraca duch pewnego podlaskiego filozofa ludowego wraz z jego niezapomnianym przesłaniem – „zakażmy wszystkiego, niech nie będzie niczego”.
Może ów filozof ma rację, może dla Polski innej drogi nie ma. I tylko jedno mnie zastanawia. W Europie organizowane są nieustannie niezliczone imprezy masowe, także piłkarskie. W każdy weekend najbogatsze ligi rozgrywają dziesiątki meczów, na które przyjeżdżają miliony kibiców, nieraz z bardzo daleka. W największych europejskich miastach, gdzie siedziby ma kilka najlepszych drużyn kraju, odbywa się wówczas w jednym czasie nawet parę meczów. Jak to się dzieje, że cały kontynent nie pogrąża się co tydzień w piwno-seksualnej anarchii? Zapewne większość rozochoconych kibiców po meczu wraca do domu i z piwem w ręku spokojnie loguje się do internetu…
* Łukasz Pawłowski, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 176 (21/2012) z 22 maja 2012 r.