Epoka globalnej konkurencji

Frederick Kempe, dyrektor amerykańskiego think-tanku Atlantic Council, o potrzebie ściślejszej współpracy między Stanami Zjednoczonymi a Europą oraz wyzwaniach autorytarnego kapitalizmu.

Łukasz Pawłowski: Co się dzieje z zachodnimi demokracjami?

Frederick Kempe: Zarówno Europa, jak i Stany Zjednoczone na różne sposoby znalazły się w stanie duchowych poszukiwań, a to z powodu problemów ekonomicznych oraz problemów systemu politycznego. Nie żyjemy już w świecie zimnej wojny, ale nie jest to również świat post-zimnowojenny. Weszliśmy w epokę, którą nazywam epoką globalnej konkurencji. A w dobie globalnej konkurencji najważniejszą bronią nie są już pociski, ale potencjał innowacyjny, jakość systemu edukacji, możliwości technologiczne, naukowe i inwestycyjne. W tym nowym świecie dyplomatyczne środki realizacji interesów ekonomicznych będą równie ważne jak w przeszłości zbrojenia i wzajemne kontrolowanie arsenałów militarnych. Musimy spojrzeć na świat w zupełnie inny sposób i uświadomić sobie, że nasz system – choć nadal bardzo prężny – ma obecnie poważnego konkurenta w postaci tzw. autorytarnego kapitalizmu. To prawdopodobnie największe współczesne wyzwanie, być może poważniejsze niż al-Kaida, trudniejsze do pokonania.

Jaka jest główna różnica między chińskim modelem autorytarnego kapitalizmu, a kapitalizmem zachodnim?

Firmy, które starając się o określone kontrakty w różnych częściach świata, muszą konkurować z chińskimi firmami, tak naprawdę mają przeciw sobie nie tylko te firmy, ale również całe chińskie państwo. A jeśli władze państwowe w Pekinie zdecydują, że w danym kraju zależy im na opanowaniu pewnej części rynku, wówczas mogą zgodzić się na ponoszenie tymczasowych strat finansowych, po to by ostatecznie wyprzeć konkurencję. Amerykańskie firmy nie mogą sobie na takie praktyki pozwolić, a rząd amerykański nie pomaga im w podobny sposób. Problem ten w najbliższych latach będzie zyskiwał na znaczeniu, ponieważ rośnie liczba ogromnych firm chińskich, które są w stanie konkurować z europejskimi i amerykańskimi gigantami, ale rywalizację prowadzą w korzystniejszych warunkach. Stoi za nimi cała władza państwowa, w związku z czym mogą podejmować działania nielogiczne z komercyjnego punktu widzenia. Problem sprowadza się więc do tego, że nie każdy gra według tych samych reguł.

Często mówi się jednak, że chiński model gospodarczy na dłuższą metę nie przetrwa, głównie z powodu przemian społecznych i rozrastającej się w tym kraju klasy średniej. Wraz ze wzrostem poziomu zamożności Chińczycy zaczną w końcu domagać się tego, czego Europejczycy i Amerykanie żądali masowo w pierwszej połowie XX wieku, tj. bezpieczeństwa socjalnego, wolności politycznych i lepszej kontroli elit. 

W dłuższej perspektywie faktycznie, takie przemiany mogą mieć miejsce, ale zanim to się stanie zachodnie firmy zlikwidują wiele miejsc pracy, ponieważ nie będą w stanie konkurować na rynku globalnym. Zanim autorytarny kapitalizm upadnie może dotkliwie zaszkodzić amerykańskiej i europejskiej gospodarce.

Jakie środki zaradcze powinny przedsięwziąć państwa zachodnie?

Zanim podejmiemy jakiekolwiek kroki, musimy zgodzić się, że należy działać razem. Europa wspólnie ze Stanami Zjednoczonymi przystępowałyby do rozmowy z Chinami i innymi państwami uprawiającymi podobny rodzaj polityki z o wiele silniejszej pozycji. W tej chwili jednak, zamiast wspólnie wybrać się do Pekinu, mówiąc „mamy pewien problem, omówmy to” pielgrzymujemy tam osobno, jednocześnie rywalizując o chińskie rynki.

Od czasu przejęcia władzy przez Baracka Obamę Stany Zjednoczone w istotny sposób zmieniły swoją politykę zagraniczną, przenosząc zainteresowanie z Europy i Bliskiego Wschodu na Daleki Wschód. Wielu przywódców europejskich skarży się, że Waszyngton porzucił Europę.

To oczywiste, że zarówno Europa jak i Stany Zjednoczone muszą więcej uwagi poświęcić tamtemu rejonowi świata. Zasadniczy błąd prezydenta Obamy polegał na tym, że uznano, iż tej zmiany polityki zagranicznej można dokonać samodzielnie i że Europa nie w tym procesie potrzebna. Tymczasem musimy pamiętać, że razem Stany Zjednoczone i Europa tworzą największy obszar gospodarczy świata i należy ten fakt wykorzystywać.

Czy Stany Zjednoczone będą skłonne współpracować z Europą w tej kwestii?

W najbliższej przyszłości to będzie trudne. Biały Dom rozumie, że Europa znalazła się w poważnym kryzysie egzystencjalnym i prawdopodobnie pozostanie w nim jeszcze jakiś czas. Kiedy tego rodzaju kryzys dotyka najbliższej rodziny, trzeba go najpierw rozwiązać zanim będzie  można zająć się sprawami dotyczącymi dalszych kuzynów i przyjaciół. To dlatego Europa jest dziś zajęta przede wszystkim sobą, a zatem wielkie i ambitne projekty ścisłej współpracy Starego Kontynentu i Stanów Zjednoczonych będą musiały poczekać. Pewne działania możemy jednak podjąć szybciej, mianowicie zlikwidować dzielące nas bariery handlowe i prawne, a tym samym doprowadzić do rozwoju wspólnego rynku amerykańsko-europejskiego. To może być trudne do wykonania natychmiast, w czasie kryzysu strefy euro, ale mam nadzieję, że coś zmieni się na początku przyszłego roku, kiedy miejmy nadzieję Europa upora się z przynajmniej częścią swoich problemów, a w Ameryce odbędą się już wybory prezydenckie.

Czy te wszystkie zmiany ekonomiczne doprowadzą również do zmian politycznych? Czy nie dojdzie do rozwodu demokracji i kapitalizmu?

Moim zdaniem ta dwójka bardzo dobrze do siebie pasuje. Nawet Chińczycy starają się wprowadzać do swojego systemu pewne elementy demokracji szczególnie na szczeblach lokalnych. Dostrzegam to, że Europa musi się sprawić, by wybór jej przywódców był bardziej demokratyczny. Deficyt demokracji w Europie podważa stabilność całego kontynentu. W Stanach Zjednoczonych z kolei klasa polityczna jest dziś spolaryzowana bardziej niż kiedykolwiek widziałem. Trzeba uporać się z tymi niedociągnięciami, ponieważ wiele problemów gospodarczych, których obecnie doświadczamy ma swoje korzenie w słabościach systemu politycznego.

Jak możliwe jest pogodzenie dalszej demokratyzacji świata zachodniego z daleko idącym zacieśnieniem współpracy pomiędzy Europą a Stanami Zjednoczonymi? Wielu politologów twierdzi, że rozrost organizacji politycznych czyni je z konieczności mniej demokratycznymi, ponieważ pojedynczym obywatelom coraz trudniej na nie wpływać.

Nie zgadzam się z tym. Aktualne osiągnięcia w dziedzinie technologii i organizacji sieci społecznych – możliwość natychmiastowego reagowania na bieżące wydarzenia, głosowania i wyrażania swoich poglądów – wszystko to sprawia, że ​​nasze społeczeństwa są bardziej demokratyczne, przynajmniej pod pewnymi względami. Demokracja wciąż okazuje się lepszym systemem politycznym niż autorytaryzm. Wszyscy widzimy, z jakimi trudnościami boryka się Władimir Putin w Rosji, widzimy, co stało się na placu Tahrir, w Tunezji i innych krajach Bliskiego Wschodu. Zgadzam się, że łatwiej jest obalić system autorytarny, niż zbudować trwałą demokrację, ale prawdą jest również, że autorytarne reżimy są po prostu gorzej niż demokracje przystosowane do przetrwania w naszym współczesnym, sieciowym świecie.

* Frederick Kempe, amerykański dziennikarz, obecnie prezes i dyrektor generalny Atlantic Council – zajmującego się polityką międzynarodową think-tanku z siedzibą w Waszyngtonie – a także wykładowca na Saïd School of Business na Uniwersytecie w Oksfordzie. Przed objęciem stanowiska dyrektora Atlantic Council był wieloletnim dziennikarzem, korespondentem i redaktorem dziennika „Wall Street Journal”.

** Łukasz Pawłowski, doktorant w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.E-mail: [email protected] 

*** Rozmowę przeprowadzono podczas konferencji Wrocław Global Forum, zorganizowanej w dniach 31.05-02.06.2012 przez Atlantic Council i miasto Wrocław. Więcej informacji na temat konferencji na: www.wgf2012.eu

„Kultura Liberalna” nr 178 (23/2012) z 5 czerwca 2012 r.