Tego dnia S. stanowczo odmówiła degustatorskiej amatorki, która – poprzez najmniejsze nawet uchybienie podniebienia – mogłaby doprowadzić do kontaminacji aromatu czy najmniejszego nawet zaburzenia proporcji między słodyczą a smakowym korpusem poszczególnych macarons. Było ich sześć: Citron, Framboise, Pistache, Chocolat i Caramel. W idealnie dopasowanym pastelowym pudełeczku leżały ułożone równiutko: kanarkowo-żółty, dalej zmysłowy, czyli różowy à la Boucher, soczysty pistacjowy – utrzymany w klimacie buduarowym, dalej odrobinę apatyczny czekoladowy i wreszcie ostatni barwy pustynno-wielbłądziej. By uniknąć wspomnianych już uchybień, August dał się namówić, choć nie bez żalu, by tym razem zrezygnować z kawy. Francuskim przysmakom towarzyszyć miała delikatna herbata. Po długich negocjacjach wybór ostatecznie padł na Darjeeling z małą domieszką odświeżającej bergamotki, która w trakcie degustacji przywrócić miała niewinność kubkom smakowym.

Nie dowiemy się, czy to sam Louis Ernest Ladurée z zegarmistrzowską precyzją zaprojektował, ile makaroników mieścić będzie wytworne pastelowe pudełeczko. Nie dowiemy się również, czy zajęłyby go dramaty, jakie z tego faktu mogą wyniknąć. Znakomitość konstrukcji i solidność wykonania sprawia bowiem, iż wprawne oko smakosza już z odległości kilku metrów jest w stanie skojarzyć rozmiar opakowania z liczbą zawartych w nim elementów. Ma to, rzecz jasna, swoje zalety i wady.

„Jaki był szósty kolor?” – zapytał zdezorientowany August, poprawiając dłonią przedziałek. „Szósty?” – szczerze zadumała się S. „A! Szósty! Szósty był biały, całkowicie biały, prawie niewidoczny”.

Ów biały macaron – Noix de Coco – nie został sprawiedliwie podzielony na dwie idealnie połowy, które uzyskać można jedynie przy zastosowaniu starannie naostrzonej i świeżo naoliwionej szwedzkiej gilotyny kuchennej (na co dzień używanej raczej do miękkich serów). Gdy makaroniki zaatakuje się nożem, kruszą się haniebnie jak podeschłe cygaro obrzynane nieumiejętnie harcerską finką. Biały jednak prawdopodobnie pozostał w całości. Tak też – w całości – zniknął. Augustowi nie dane było poznać jego smaku ani rozkoszować się jego wyglądem. Niewiele też zrozumiał z wymijającej i lakonicznej odpowiedzi, jakiej udzieliła mu S. na pytanie, co było w nim najbardziej charakterystyczne: „Słodycz, ale wiesz, taka miękka, logicznie wynikająca z bieli”.