Aleksander Laskowski
Przebrzmiała chwała. „Kwartet” Dustina Hoffmana
Filmowy scenariusz „Kwartetu” oparty jest na znanej, grywanej także w Polsce sztuce Ronalda Harwooda o tym samym tytule. W wersji teatralnej sztuka rozpisana jest na czworo aktorów wcielających się w role emerytowanych śpiewaków, którzy z konieczności – dla ratowania finansów swojego domu pogodnej starości – decydują się wystąpić ze swoim popisowym numerem. Okazuje się jednak, że wiek odebrał ich głosom zbyt wiele blasku, by mogli wykonać słynny kwartet „Bella figlia dell’amore” z „Rigoletta” Giuseppe Verdiego; artyści udają więc śpiew, niemo ruszając ustami w takt nagrania, które zrealizowali przed laty. Ta scena w wykonaniu Mai Komorowskiej, Zofii Kucówny, Janusza Michałowskiego i Zbigniewa Zapasiewicza, którzy wystąpili w „Kwartecie” w warszawskim Teatrze Współczesnym, zapadła mi głęboko w pamięć.
W filmowej wersji, wyreżyserowanej przez Dustina Hoffmana tekst sztuki wzbogacony został o szereg postaci drugoplanowych, które mają stanowić tło dla emocjonalnych utarczek głównych bohaterów. Dzięki nim dobrze poznajemy kulisy przygotowań do galowego koncertu dobroczynnego, a także smutną – choć pełną muzyki – codzienność domu starców. W tej roli Dustin Hoffman obsadził położony w Buckinghamshire w środkowej Anglii Hedsor House, piękną, luksusową rezydencję, popularną w Wielkiej Brytanii jako dom weselny oraz arena korporacyjnych bankietów. Ta decyzja reżysera budzić może poważne wątpliwości: bowiem czy najbardziej nawet luksusowy dom muzyka seniora może epatować satynową pościelą, edwardiańskimi meblami i ogrodem, którego pensjonariuszom pozazdrościć by mogli mieszkańcy Downton Abbey? Taka sceneria każe raczej uznać opowieść o operowym kwartecie za jeszcze jeden akt sceniczny, za przypowieść, która pod powłoką zabawnej i błyskotliwie poprowadzonej intrygi kryć może smutną rzeczywistość emerytowanych, nie zawsze spełnionych artystów.
Kwartet starych śpiewaków, znakomicie granych przez Maggie Smith, Toma Courtenaya, Billy’ego Connollya oraz Pauline Collins, pokazuje, jak zachwycać się własną przeszłością w taki sposób, by teraźniejszość uwolnić od codzienności. Pokazuje też, jak dumnie gloryfikować to, co przeminęło, oczekując, by świat nadal trwał w podziwie. Może właśnie w ten sposób Amerykanin Dustin Hoffman widzi starą Europę? Nawet jeśli się z nim nie zgadzać, jego spojrzenie warto poznać – dla muzyki, dla emerytowanych angielskich muzyków błyskotliwie realizujących drugoplanowe partie, wreszcie dla Maggie Smith, która daje popis aktorskiego hiperrealizmu, prezentując kolejne kaprysy leciwej diwy operowej. Ten film nie mówi prawdy, kłamie jednak pięknie i przekonująco, jako dodatkową atrakcję oferując wykwintną architekturę i klasyczny angielski krajobraz.
Film:
„Kwartet”, reż. Dustin Hoffman, Wielka Brytania 2012.
*Aleksander Laskowski, prowadzi autorskie audycje w Programie II Polskiego Radia, należy do stowarzyszenia „De Musica”, na co dzień pracuje w Instytucie Adama Mickiewicza. Przełożył na polski „Reszta jest hałasem” Alexa Rossa.
„Kultura Liberalna” nr 226 (19/2013) z 7 maja 2013 r.