0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > KUĆMIERZ: W stronę...

KUĆMIERZ: W stronę indie TV. O nowych tendencjach w serialu amerykańskim

Karol Kućmierz

W stronę indie TV

Już od lat osiemdziesiątych seriale stopniowo pozyskiwały estymę wśród widzów, krytyków, a w końcu i w środowisku akademickim. Rewolucja w serialu powołała do życia takie jego określenia jak „telewizja jakościowa”, art TV czy „post-soap”. Louis C.K. ze swoją produkcją „Louie” i Lena Dunham z „Girls” pokazują, że wartościową alternatywę dla kina niezależnego i autorskiego można znaleźć w telewizji kablowej. Inni zdolni filmowcy, doceniani na takich festiwalach jak Sundance, jeden po drugim kierują swoje spojrzenia ku HBO, FX, Showtime czy AMC. Swoje seriale rozwijają już m.in. Sean Durkin („Martha Marcy May Marlene”) i Cary Fukunaga („Sin Nombre”, „Jane Eyre”). Nawet reżyserzy pokroju Jonathana Demme’a, Todda Haynesa czy Jane Campion zaangażowali się już w produkcje telewizyjne – granice pomiędzy światami małego i dużego ekranu chyba jeszcze nigdy nie były tak rozmyte. Twórcy mogą dzięki temu próbować różnych form i swobodnie przemieszczać się pomiędzy mediami. A widzowie tylko na tym zyskują.

„Złota era telewizji”

Na czym polega serialowa rewolucja? Broadcasting skurczył się do narrowcastingu, powstały stacje kablowe, nowe modele finansowania, Video On Demand, nagrywarki, płyty DVD i piractwo internetowe. Nowe standardy wyznaczyły prestiżowe nazwiska: David Lynch, Michael Mann, Aaron Sorkin oraz przełomowe produkcje w rodzaju: „Miasteczka Twin Peaks”, „Z Archiwum X”, „Buffy: Postrachu wampirów”, „Rodziny Soprano”, „Simpsonów”, „Zagubionych” oraz „Prawa ulicy”.

Co charakterystyczne dla tej rewolucji, ustalenie indywidualnego autora serialu pozostaje niemałym problemem. Praca nad programem telewizyjnym to skomplikowana, twórcza kolaboracja. Najważniejsze decyzje podejmuje showrunner, odpowiedzialny za ostateczny kształt serialu, od castingu po aspekty wizualne. Jednak przy liczbie produkowanych odcinków, krótkim czasie zdjęciowym i innych ograniczeniach, samodzielność jest prawie niemożliwa – złożonym mózgiem całej operacji pozostaje zespół scenarzystów.

Pomimo świadomości realiów produkcyjnych, dla uproszczenia ciągle przyjmuje się, że autorem „Buffy” jest Joss Whedon, a „Breaking Bad” stworzył Vince Gilligan, nawet jeśli mowa tu raczej o pewnej funkcji dyskursywnej czy też sztucznej konstrukcji teoretycznej, a nie o rzeczywistej jednostce. Podobnym konstruktem pozostaje również postać reżysera filmowego, która zdominowała refleksję o kinie. Zaskakujących wolt dotyczących statusu showrunnera dokonują doświadczony komik – Louis C.K. i młoda, obiecująca reżyserka – Lena Dunham. Pokazują oni, że niski budżet i odpowiednia umowa ze stacją kablową mogą zapewnić artystyczną swobodę, o której nie śniło się twórcom amerykańskiego kina niezależnego. Coraz większa liczba autorów zmierza w stronę telewizji, rozczarowana brakiem dystrybucji, finansowania i dostępu do szerszej widowni.

Kto nie wpuścił goryla na występ baletowy?

Louis C.K. stwierdził, że uwielbia żarty opowiadane przez dzieci, ponieważ są zupełnie nieprzewidywalne. Jako przykład przytacza dowcip wymyślony przez jedną z jego córek: „Kto nie wpuścił goryla na występ baletowy?”. Puenta brzmi: „Po prostu ludzie, którzy byli odpowiedzialni za tę decyzję”. Podobna nieprzewidywalność i bezpretensjonalność charakteryzuje cały serial Louisa, zatytułowany „Louie”, produkowany od 2010 roku dla stacji FX.

W zamian za skromny budżet (200,000 dolarów na odcinek, od drugiego sezonu 300,000) otrzymał całkowitą wolność twórczą, którą wykorzystuje z pełną premedytacją. C.K. Louis jest scenarzystą i reżyserem wszystkich odcinków, w każdym z nich gra główną rolę, jest również producentem wykonawczym, a ponadto niektóre epizody osobiście montuje na prywatnym laptopie. Tak wysoki poziom autorskiej kontroli nad serialem to sytuacja niemal bez precedensu, a jej efektem jest zupełnie nowa jakość, wypływająca z indywidualnej, bezkompromisowej wizji.

C.K. Louis stworzył serial, który w żaden sposób nie daje się podporządkować telewizyjnym założeniom i standardom. Nominalnie jest to dwudziestotrzyminutowy program komediowy, lecz jego struktura w niczym nie przypomina tradycyjnego sitcomu. Jedynym stałym członkiem obsady jest Louis, odgrywający fikcyjną wersję samego siebie – rozwiedzionego komika w średnim wieku, ojca dwóch dziewczynek. Konstrukcja poszczególnych odcinków jest z zasady nieregularna – niektóre opowiadają dwie osobne historie różnej długości, inne skupiają się w całości na danym wątku. Zazwyczaj elementem struktury epizodu jest także fragment stand-upu, co upodabnia serial do klasycznych już „Kronik Seinfelda”.

„Louie” to wyjątkowa mroczna i depresyjna komedia –prezentowane tutaj sytuacje odbiegają od typowych scen znanych z sitcomów czy seriali dramatycznych. Łączą w sobie emocjonalny realizm z surrealistycznymi momentami, a humor kontrastuje dosadne żarty z bardziej subtelnymi obserwacjami. Wiele sekwencji to codzienne rozmowy z różnymi postaciami, często urywane bez konkluzji lub puenty. Autor pozwala tym sytuacjom dość swobodnie się rozwijać, dzięki czemu widzowie wraz z bohaterem mogą zgłębić doświadczenie przebywania w konkretnym momencie, jakkolwiek nie byłby on niezręczny i nieprzyjemny. Takie podejście zaowocowało powstaniem wielu niezapomnianych scen – wzruszających, szokujących, zaskakująco lirycznych czy dotykających jakiejś trudno dostępnej emocji. Ponadto w swoim serialu C.K. nie zabiega o utrzymanie spójności fabularnej kolejnych odcinków – „Louie” stanowi raczej luźną antologię, której wspólnym elementem jest powracający główny bohater.

Krytycy próbowali znaleźć różne określenia-wytrychy, które byłyby pomocne w opisaniu narracji i stylu wizualnego tego serialu. Pojawiły się m.in. porównania do antologii filmów krótkometrażowych, zbioru krótkich opowiadań, poetyki kina artystycznego (Woody Allen, Martin Scorsese w „Po godzinach”) czy nawet muzyki jazzowej (chodzi nie tylko o jazzową ścieżkę dźwiękową, ale również o balans pomiędzy improwizacją, kontrolą i precyzją). „Louie” kryje w sobie sprzeczne elementy, które prowokują do takich zestawień, jednak pozostaje przy tym niezwykle indywidualną, intymną wypowiedzią i żadne z powyższych porównań nie oddaje w pełni jej unikalności.

Głos pewnej generacji

Podobnie jak Louis C.K., główną rolę w swoim serialu „Girls” gra Lena Dunham, która napisała scenariusz do większości odcinków i wyreżyserowała połowę z nich. Ponadto przygody jej bohaterki – początkującej pisarki Hanny Horvath – zostały oparte na osobistych doświadczeniach autorki.

„Girls” nie eksperymentują jednak z formą tak jak „Louie” – narracja korzysta z założeń seryjnych i poszczególne wątki są kontynuowane z odcinka na odcinek, a oprócz Hanny pojawia się również szereg powracających postaci. Bohaterowie serialu to żyjący w Nowym Jorku dwudziestoparolatkowie, poszukujący stałego zatrudnienia, dobrej zabawy, a przede wszystkim – własnej tożsamości. To punkt wyjścia znany z filmów coming-of-age lub dorobku reżyserów takich jak Whit Stillman lub Noah Baumbach, lecz podejście Dunham do popularnego tematu wypada nad wyraz świeżo i autentycznie.

Autorka bryluje przede wszystkim w konstruowaniu postaci. Z łatwością przychodzi jej kreślenie charakterów młodych ludzi i sposobu, w jaki ze sobą rozmawiają. Dunham niezwykle celnie pokazuje swoje najbliższe środowisko – rozpieszczonych, uprzywilejowanych oraz zapatrzonych w siebie chłopców i dziewczyny, mających trudności ze znalezieniem własnego miejsca we współczesności. Główną bohaterkę poznajemy w momencie, kiedy rodzice odcinają ją od finansowego wsparcia, przymuszając ją tym samym do znalezienia solidniejszej pracy na miejsce bezpłatnego stażu. Hannah reaguje bardzo egoistycznie, a w kolejnych odcinkach popełnia liczne błędy i podejmuje szereg niewłaściwych decyzji, podobnie zresztą jak pozostali bohaterowie. Dunham nie ułatwia odbiorcom empatii i stopniowo odsłania zarówno najgorsze, jak i te nieco lepsze strony swoich postaci, pozostawiając ich ocenę w gestii publiczności.

Jednym z istotniejszych osiągnięć autorki w pierwszym sezonie serialu było także bezpretensjonalne i szczere podejście do seksualności. Dunham nie spełnia hollywoodzkich norm atrakcyjności, jednak nie miała większych oporów, żeby kilkukrotnie wystąpić nago w intymnych scenach. Seks w „Girls” jest zupełnie zwyczajny, pozbawiony fajerwerków i przesadzonej estetyzacji – może być zabawny, niezręczny, nieco dziwaczny lub po prostu niezbyt udany. Bohaterowie zdają sobie sprawę z własnych słabości, są niepewni siebie, niedoświadczeni, mają określone oczekiwania, obawy i potrzeby – wszystko to jest obecne także w ich życiu seksualnym i autorka miała odwagę to podkreślić.

Odbiór dzieła Dunham w USA miał jednak swoją ciemną stronę. Amerykańscy widzowie są przyzwyczajeni do męskich antybohaterów, takich jak Tony Soprano czy Walter White, jednak skromne „Girls” wywołały w sieci niemałą burzę, ujawniając niedojrzałość i seksizm jej użytkowników. Wielu widzów zareagowało z okrutną agresją, krytykując Dunham za wygląd i nadwagę, uprzywilejowanie (reżyserka pochodzi z artystycznej rodziny), kreowanie niesympatycznych bohaterów, a nawet za rasizm (niewielka różnorodność w obsadzie). Podobne zarzuty można postawić dziesiątkom innych programów, jednak największą dawkę internetowego jadu dostała właśnie Dunham, jedna z dosłownie kilku kobiet, którym udało się zasiąść za sterami własnego serialu. Na szczęście fala nieuzasadnionej nagonki szybko się wyczerpała, a „Girls” zdobyły uznanie publiczności oraz krytyki, zgarniając aż 5 nominacji do nagrody Emmy.

***

Brak odpowiedniej dystrybucji, finansowania i dostępu do widowni sprawia, że filmowcy coraz częściej podążają w stronę telewizji, która oferuje im ekscytujące możliwości i model twórczości, który dopiero się kształtuje. Powyższą tendencję rozpoznają nie tylko młodzi autorzy, ale również ich starsi mistrzowie, tacy jak Steven Soderbergh. Jego najnowszy film – „Behind the Candelabra” – został wyprodukowany przez stację HBO, co nie przeszkadza mu w jednoczesnym konkurowaniu o Złotą Palmę w Cannes. Reżyser, który oparł swoją karierę na lawirowaniu pomiędzy niezależnością a komercyjnością i który ostatnio w gorzkich słowach podsumował stan współczesnego kina na festiwalu w San Francisco, po raz kolejny wskazuje nowy kierunek. Już niedługo się przekonamy, dokąd nas zaprowadzi.

Seriale:

„Louie”, scen.: Louis C.K., reż.: Louis C.K., zdj.: Paul Koestner, wyk.: Louis C.K., Pamela Adlon, prod.: Louis C.K., Blair Breard, USA (2010–).

„Girls”, scen.: Lena Dunham, reż.: Lena Dunham, zdj.: Jody Lee Lipes, wyk.: Lena Dunham, Alison Williams, Jemima Kirke, Adam Driver, Zosia Mamet, prod.: Judd Apatow, Lena Dunham, USA (2012–).

*Karol Kućmierz – absolwent kulturoznawstwa na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Współpracownik portalu Esensja i czasopisma „Nowe Zagłębie”. Interesuje się współczesną kulturą audiowizualną, muzyką i literaturą. Laureat III nagrody Konkursu im. Krzysztofa Mętraka w roku 2012, ponownie wyróżniony w 2013.

„Kultura Liberalna” nr 228 (21/2013) z 21 maja 2013 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ
(20/2013)
21 maja 2013

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE

NAJPOPULARNIEJSZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj