Sandel_Sprawiedliwosc_okladka„Sprawiedliwość” to książka oparta na programie kursu od wielu lat prowadzonego przez autora na Uniwersytecie Harvarda i cieszącego się niezmiennie ogromną popularnością. Wielką siłą wykładów Sandela (ich nagrania można znaleźć na specjalnej stronie uczelni) jest żywy język, dodatkowo wzbogacany licznymi współczesnymi przykładami, który potrafi zachęcić do dyskusji nawet opornych wobec filozofii studentów. Bo choć nie każdy wie, czy Immanuel Kant zgodziłby się skłamać w imię „wyższej sprawy”, większość z nas wyobraża sobie, jak sama zachowałaby się w takiej sytuacji i potrafi jakoś uzasadnić swoje postępowanie. Łącząc te intuicyjne przekonania moralne z rozważaniami wielkich myślicieli, Sandel zręcznie pokonuje onieśmielenie, jakie w przeciętnym czytelniku budzą giganci zachodniej filozofii jak Arystoteles, John Locke, Immanuel Kant, Jeremy Bentham, John Stuart Mill czy John Rawls.

Oczywiście czyni to kosztem nieuchronnych uproszczeń i rezygnacji z wielu filozoficznych niuansów. Już sam fakt, że na kartach książki znajdziemy omówienia doktryn moralnych wszystkich wymienionych wyżej postaci dowodzi, że nie mogą być one nazbyt rozbudowane. Ale tym, którzy twierdzą, że rozważaniom Sandela brakuje głębi, można odpowiedzieć, że nie taki jest jego cel. Nie każdy człowiek rodzi się przepełniony „umiłowaniem mądrości”. Wielu z nas do dywagacji filozoficznych można zachęcić wyłącznie pokazując, że wcale nie są one tak ezoteryczne i oderwane od codziennego życia jak się z pozoru wydaje.

Wielu z nas do dywagacji filozoficznych można zachęcić wyłącznie pokazując, że wcale nie są one tak ezoteryczne i oderwane od codziennego życia jak się z pozoru wydaje.| Łukasz Pawłowski

Sandel wywiązuje się z tego zadania znakomicie, a przy okazji podkreśla, że refleksja moralna nie powinna być wyłącznie domeną dyplomowanych myślicieli. I choć szybko zmieniający się świat nieustannie stawia nas przed trudnymi, a może i nierozwiązywalnymi dylematami, nie jest to usprawiedliwienie dla intelektualnej bierności i porzucenia wszelkich prób zrozumienia naszych moralnych odruchów. Z tej lekcji skorzystać mogą nie tylko przygodni filozofowie i etycy, lecz także ich nauczyciele.

Wsparcie dla odrębności…

Podczas zajęć poświęconych ochronie praw mniejszości prowadzonych na Uniwersytecie Warszawskim zmodyfikowałem jeden z przykładów Sandela i zapytałem studentów, czy zgodziliby się na przyznanie Ślązakom autonomii. Większość była za, a argumentów na rzecz takiej decyzji nie brakowało: historyczna odrębność Śląska od Polski i Niemiec, własny język, kultura i wspólnota terytorialna. Ponadto, jeden ze studentów był zdania, że ze względu na swą kulturową odrębność Ślązacy są w Polsce dyskryminowani i dlatego należy im się specjalne traktowanie.

Czy jednak „specjalne traktowanie” pewnej grupy nie gwałci konstytucyjnej zasady równości obywateli wobec prawa? „Nie – odpowiedział student. Skoro część społeczeństwa już w punkcie wyjścia znajduje się na gorszej pozycji, należy jej pomóc”. „Poza tym – dodał ktoś inny – skoro 800 tysięcy ludzi zadeklarowało w spisie powszechnym narodowość śląską, państwo nie może odmówić im do tego prawa”.

Podobnie jak seminarzyści Uniwersytetu Harvarda, polscy studenci przytaczali wiele argumentów na rzecz sprawiedliwego ich zdaniem potraktowania pewnej mniejszości. W obu przypadkach studenci nie zdawali sobie jednak sprawy, że ich racje są zakorzenione w różnych sposobach rozumienia sprawiedliwości. Niektórzy kierowali się kryteriami utylitarnymi, zgodnie z którymi sprawiedliwe jest to, co podnosi sumę ludzkiego szczęścia; inni liberalnymi czy libertariańskimi, zgodnie z którymi najwyższą wartością jest poszanowanie jednostkowych swobód, niezależnie od ich konsekwencji. Jeszcze inni na pierwszym miejscu stawiali zasadę równości, choć równość rozumieli jako konieczność udzielenia dodatkowego wsparcia najbardziej potrzebującym.

… i jego granice

Zupełnie inaczej ocenili kolejny przykład. Władze jednej z amerykańskich uczelni nie przyjęły na studia prawnicze pewnej kandydatki, ponieważ uzyskała zbyt niski wynik na egzaminie. Kilkoro innych aplikantów z dokładnie tą samą liczbą punktów zostało jednak przyjętych. Dlaczego? Zgodnie z polityką uczelni, 15 proc. miejsc na wydziale prawa zostało zarezerwowanych dla Afroamerykanów i Latynosów, nawet jeśli uzyskiwali oni wyniki gorsze od białych konkurentów. Odrzucona studentka zaskarżyła decyzję uczelni do sądu, uznając ją za przejaw dyskryminacji przeciwko białym. Czy słusznie?

Większość moich seminarzystów nie miała wątpliwości, że dziewczyna została potraktowana niesprawiedliwie. Wszyscy zdawali przecież ten sam egzamin i tylko uzyskany wynik powinien być wiążącym kryterium oceny aplikanta. Inne czynniki jak płeć, wiek, majątek czy rasa nie powinny mieć w tym wypadku żadnego znaczenia.

Czy jednak czarnej społeczności nie należy się od amerykańskiego społeczeństwa jakaś rekompensata za dekady skrajnie niesprawiedliwego traktowania? Ale przecież poszkodowana studentka nie jest odpowiedzialna za niewolnictwo, dlaczego więc miałaby ponosić jego konsekwencje? To prawda, segregacja rasowa została zniesiona kilka dekad temu, jednak analizy socjologiczne pokazują, że mimo upływu czasu Afroamerykanie wciąż radzą sobie gorzej – są słabiej wykształceni, biedniejsi, częściej trafiają do więzienia. Czy zatem nie zasługują na pomoc ze strony państwa?

Raz jeszcze padały argumenty o charakterze utylitarnym, libertariańskim oraz egalitarnym, ale tym razem doprowadziły do przeciwnej decyzji – odrzucenia pretensji pewnej grupy społecznej do specjalnego traktowania. Czy obie sytuacje istotnie były różne, czy też w każdym z przypadków dyskutanci odmiennie wartościowali różne rodzaje argumentów? Jaką decyzję należałoby podjąć w przypadku jeszcze innych grup, choćby kobiet, które w pewnych dziedzinach życia również korzystają z dyskryminacji pozytywnej?

Moralność na agorze

Jakimi zasadami sprawiedliwości kierujemy się przy rozwiązywaniu tego rodzaju dylematów i na jakich wartościach się one opierają? Czy są ze sobą zgodne? Czy istnieje jedna przekonująca zasada ogólna? Sandel nie odpowiada za nas na te pytania, ale poprzez stawianie ich w jasny i atrakcyjny sposób zmusza do krytycznej refleksji nad własnymi przekonaniami.

I taki właśnie cel – wprowadzenie refleksji moralnej do codziennego myślenia i publicznej debaty – stawia sobie w „Sprawiedliwości”. Choć sam bywa uznawany za liberała, odrzuca wysuwany przez wielu liberałów postulat relegowania moralności do sfery prywatnej. Zdaniem zwolenników tej tezy wprowadzenie moralności do debaty publicznej grozi nie tylko narzuceniem części społeczeństwa przekonań większości, lecz także rozbiciem coraz bardziej zróżnicowanych współczesnych wspólnot. Narastający konflikt moralny prowadzić będzie do polaryzacji społeczeństwa, a ostatecznie jego rozpadu, twierdzą zwolennicy stworzenia wspólnoty moralnie neutralnej.

Sandel uznaje takie przekonania nie tylko za utopijne, lecz także szkodliwe. W wywiadzie udzielonym „Kulturze Liberalnej” mówił: „Jeśli obawiamy się, że dyskurs moralny w sferze publicznej doprowadzi do rozpadu społeczeństwa i z tego powodu próbujemy zastępować pytania moralne menadżerską, neutralną i technokratyczną dyskusją o tym, jak społeczeństwem zarządzać, tworzymy moralną próżnię. Tym samym sprawiamy, że łatwiej jest płytkim i antywolnościowym argumentom zdominować scenę polityczną, ponieważ nikt się im nie sprzeciwia. Ryzyko rozpadu społeczeństwa jest większe wówczas, gdy udajemy, że nasze polityczne dyskusje są moralnie neutralne”. Pytania, jakie od lat zadaje studentom na Harvardzie i jakie powtarza na stronach „Sprawiedliwości”, mają to ryzyko oddalić.

 

Książka:

Michael J. Sandel, Sprawiedliwość. Jak postępować słusznie?, przeł. Olga Siara, Kurhaus Publishing, Warszawa 2013.