2

Udźwięcznione schody – ironia na szkolne męki, opór kształtowanej materii czy wyraz autodystansu? Podobno dla niektórych to doznanie jak z nocnych koszmarów. Z pewnością schody spełniły swoją rolę – wzbudziły emocje.

Myślę sobie: „Ciekawy komunikat otwierający wystawę” – te jęki to znak, że to, co nas otacza ma swoje drugie (projektowe) dno. Że obiekty i przestrzeń nie są nieme, że biorą udział w spektaklu codzienności na równi z tymi, którzy te znaczenia nadają bądź odczytują.

Idziemy dalej. „Masa, nie rzeźba” – na drzwiach przestrzennego holu widnieje kartka, element szkolnego manifestu. Oznacza tyle, że szkolne mury to przestrzeń eksperymentu, procesu i poszukiwań, a także błędów, bo na nich najlepiej się uczyć.

Wystawa roczna została potraktowana jako przedsięwzięcie, które samo także podlega projektowaniu. W efekty pracy trzech roczników studentów wplecione zostało pytanie o to, kim dziś jest projektant. „Cenne jest to, że studenci wzięli sprawy w swoje ręce i zabrali głos w toczącej się dziś debacie o dizajnie i roli projektantów w świecie. I o potrzebie zmian”, mówi Agnieszka Jacobson-Cielecka, dyrektor programowa SoF.

Studenci pod wodzą Małgosi Pernik i Artura Cincio wyszli od źródła, czyli od znaczeń słowa „design”. Łacińskie desygnare znaczy tyle, co nadawać znaczenie, zaś włoskie disegno to rysunek, szkic. I w ten sposób kuratorzy wyznaczyli dwie linie interpretacyjne – „desygner” reinterpretuje, zmienia znaczenia, projektuje „zaangażowanie”; „dizajner” tworzy ładne obiekty i marzy o Red Docie. Dyskusyjne, ale o dyskusję chodziło.

„Nasza tożsamość jako szkoły projektowej wciąż się konstytuuje, jest w ciągłym procesie. Wystawa jest więc pewnym raportem ze stadium, w którym teraz jesteśmy. Pokazujemy to, co dzieje się w naszych pracowniach. Bez solidnego warsztatu z jednej – i interdyscyplinarnego, badawczego podejścia z drugiej strony, nie można być w aktywnym dialogu ze światem” – konkluduje Dawid Wiener, koordynator kształcenia humanistycznego.

Dialog okazał się clou wystawy. Pokazano obiekty i instalacje które „mówią”. „Podkręcenie” przedmiotów technologią i elektroniką sprawia, że albo przekazują nam coś ważnego o świecie, bawią czy uczą (tak jak interaktywne obiekty stworzone w ramach zajęć na Communication Design „Estetyka interakcji” prowadzonych przez Wiesława Bartkowskiego czy wspólnie z architektką Anną Lorens „Przedmiot ożywiony” na Domestic Design), albo stają się zalążkiem innego ważnego procesu, ułatwiają życie (ergonomiczne i zarazem edukacyjne stołki wykonane przez studentów Industrial Design pod wodzą Oskara Zięty). W obu przypadkach technologia nie jest fetyszem, a raczej niewidzialnym towarzyszem codzienności.

3

Weźmy na przykład warsztat z rysunku. Ślęczenie nad kartką czy przy sztaludze owszem, daje efekty. I jest niezbędne w rozwijaniu myślenia projektowego. Ale konstrukcja „Drawing machines” (pod kierunkiem Sebastiana Krzywaka) uczy zarówno myślenia kreską, jak i bryłą. „Wymyślanie rysujących maszyn było niesamowicie otwierającym procesem. Szukaliśmy regularności w świecie, który nas otacza. Konstrukcja harmonografu kosztowała sporo pracy i prób”, mówi Samanta Walczewska, studentka II roku. Powstała zadziwiająca praca: niezwykle harmonijny rysunek powstający w sercu chaotycznej konstrukcji z przygodnie znalezionych przedmiotów (np. stalowego rusztowania, sznurka, gipsowych form, butelek po mleku napełnionych wodą). „W każdym chaosie znajduje się logos i odwrotnie” – słychać było komentarze do projektu. „Kluczem było znalezienie balansu”, podsumowuje Samanta.

Potrzeba patrzenia z wielu perspektyw przejawia się także w czerpaniu z języka sztuki. Jak stwierdziła Agnieszka Jacobson-Cielecka: „Artystyczny aparat poznawczy i opasłe raporty badawcze często mówią o tym samym”. Nierzadko o potrzebach emocjonalnych człowieka, wyobcowaniu w świecie przedmiotów, nadprodukcji. Jeden z warsztatów w ramach specjalizacji Domestic Design prowadził artysta wizualny Dominik Lejman w duecie z filozofką Joanną Malinowską. Hasłem wywoławczym zajęć była refleksja nad „bezdomnością emocjonalną”. W tym przypadku oznaczającą samotność, brak zakotwiczenia w świecie współczesnych migracji i wykorzenienia. Odpowiedzi studentów były zaskakująco trafne. W języku designu wyrażały pewne rozedrganie przypisywane zazwyczaj ekspresji artystycznej.

Marta Szostek „oswoiła” ogołoconą ścianę przy opuszczonym parkingu, powidok dawnej zadomowionej przestrzeni. Korzystając z wciąż widocznych podziałów na poszczególne pomieszczenia, wykuła w murze ślady mebli, wprowadzając weń ponownie „życie”. Natalia Liput uszyła bluzy z nadrukami przestrzeni, w której na co dzień funkcjonujemy: sklepu spożywczego na rogu, kamienicy. Zapytała o relację człowieka do przestrzeni, ale też nas samych wobec innych, wobec tła. I odpowiedziała, mottem projektu czyniąc słowa Martina Heideggera: „Nie jest bowiem tak, że są ludzie, a poza tym przestrzeń”.

Czy projektanci zmieniają świat? Patrząc przez pryzmat mechaniki, każdy ruch powoduje zmianę. Ale to, jaki będzie charakter tej zmiany, wykracza już poza dyskurs faktualny, należy do innego porządku. Edgar Bąk w publikacji towarzyszącej wystawie na pytanie: „Dlaczego jesteś projektantem?” odpowiada: „To praca, która wymaga nieustającej czujności. To powód, aby rozumieć świat. A jednocześnie pozwala też świat przerabiać, niekoniecznie fizycznie. Reagować”.

I wydaje się, że o takie zmiany chodzi. Projektowanie oznacza aktywną postawę wobec świata, chęć rozumienia go i bycia z nim w kontakcie. Wsłuchiwania się weń i odpowiadania.

 

Wystawa:

Wystawa „Projekt Desygner” w School of Form

27 czerwca 2014 r.

 

1