Założona w 2011 r. przez Piotra Voelkela i Lidewij Edelkoort School of Form dwa razy do roku, podczas otwartej wystawy semestralnej, pozwala podejrzeć, jak pracuje się w jednej z najnowocześniejszych szkół projektowania w Europie. Ostatnia taka wystawa odbyła się 27 czerwca w Poznaniu w siedzibie uczelni. I choć szkoła do tej pory nie wypuściła jeszcze pierwszych absolwentów, prace studentów School of Form, nawet tych, którzy w szkole spędzili zaledwie dwa semestry, jasno pokazują, czym różnią się od prac studentów innych uczelni projektowych. Researchem. Dotyczy to także mody.

Pokaz końcoworoczny gromadzi rok do roku coraz większą publiczność. Pełne rzędy, jasne światło i dwadzieścia minut. Kilkadziesiąt ubrań i kilkadziesiąt szczupłych, energicznie maszerujących modelek i modeli, głośna, dynamiczna muzyka. Branżowa klisza? Owszem. Treść pokazu łączy natomiast bardzo umiarkowane podobieństwo z tym, co zwykliśmy oglądać na pokazach studentów. Po próbach tworzenia rozbuchanego od ambicji młodego projektanta haute couture nie ma ani śladu. Ciężko też jest znaleźć modowe dziwadła, bez których zazwyczaj pokazy studentów nie istnieją. Na pokazie ‒ owszem – pojawia się modowe zdziwienie, lecz w najmniejszym stopniu nie udaje nawet, że może być ubraniem. Srebrne tuby, wyglądające jak budka dla Blaszanego Drwala z „Czarnoksiężnika z krainy Oz”, podpadają pod kategorię nieodzownego na pokazach studentów projektowania dziwadła ze względu na swoją formę, nie są natomiast wyrazem twórczej ekspresji przyszłego kreatora mody. Projekt „Protest”, w ramach którego powstały, miał wbudowany w swoją strukturę proces badawczy, bez którego finalne projekty nie byłyby możliwe. Jakie sfery życia zbadali i przeciwko którym zaprotestowali studenci SoF? Małżeństwa dla pieniędzy (trophy wife), logomanię, kult praktyczności i pragmatyczności, a także błyskawiczną wymianę informacji przez twitter i instagram. Srebrny, odbijający niczym lustro strój, którego nie można ostro sfotografować bez uzyskania w nim swojego obrazu, to nie nienadające się do noszenia ubranie zaprojektowane prosto z fantazji studenta, ale odpowiedź na powszechność pewnej komunikacyjnej praktyki. Korzyści z wymiany informacji przez instagram nie można lekceważyć, lecz trudno jest opędzić się od wrażenia, że dzięki niej coraz rzadziej czujemy się w obowiązku uczestniczyć w wydarzeniach fizycznie – wolimy uczestniczyć w nich biernie z własnej kanapy. Natomiast pokaz to nie zestaw następujących po sobie nieruchomych kadrów, lecz show, energia, której nie da się uchwycić na instagramowym zdjęciu. W przypadku ubrania, które jest trójwymiarową, dynamiczną formą, rozdźwięk między oglądaniem projektu na żywo a na zdjęciu jest nierzadko tak drastyczny, że zupełnie odmienia nasze zdanie o projekcie i jego twórcy.

Research antropologiczny był podstawą w projekcie ethnical dress, który realizowali studenci na trzecim roku studiów na specjalności fashion design. Prace studentów z pierwszego roku nie powstałyby zaś bez ekonomiczno-gospodarczej świadomości. Projekt Zero Waste miał nie generować straty materiału w procesie produkcji. Ekologiczne i świadome podejście do projektowania mody rzadko dotyczy stref związanych z procesem produkcji, ograniczając się zwykle do użycia organicznych tkanin czy produktów z recyklingu. School of Form wydaje się mówić, że nie tędy droga. Ekologia i ekonomia w modzie to również wykrój, transport, miejsce, odporność na różnego rodzaju użycie, dopasowanie do użycia w szerszym kontekście. Ten ostatni z problemów eksplorowali również studenci trzeciego roku, pracując na zajęciach z Anią Poniewierską nad kolekcjami kapsułowymi – zestawem ubrań, które byłyby w stanie stworzyć kompletną i ponadczasową garderobę dla konkretnej osoby.

Pierwsze dyplomy fashion design pojawią się dopiero za rok, ale po ostatnim pokazie można się spodziewać już dziś, że za sprawą studentów SoF takie słowa jak świadomość, ekonomia i proces badawczy mogą spokojnie zastąpić sztukę, ekspresję i kreację w używanym do mówienia o modzie dyskursie.