Opowieść o nieznanych smakołykach snuć łatwiej niż o narodowych produktach eksportowych. Regionalne specjały należy traktować z dystansem i przymrużeniem oka. Do towarów o znaczeniu strategicznym podejście takie zakrawa na smakowy zamach stanu. Czy czeka nas rewolucja cydrowa – gwałtowna przemiana gustów konsumenckich, będąca zarazem manifestacją sprzeciwu wobec wschodniego autorytaryzmu?
Cydr przed dekadą uchodził za produkt niszowy. Jego niska dostępność i relatywnie wysoka cena skazywała go na porażkę w starciu z triadą wódka–piwo–wino. Bo czym właściwie ten cydr jest? Sfermentowane jabłka, drożdże i odrobina cukru. Mocy alkoholowej ma tyle co piwo, smakuje podobnie do szampana. Ni to napój letni, ni sylwestrowy, wino jabłkowe z pewnością też nie. Droższy od piwa, tańszy od wina. I właśnie to usytuowanie „pomiędzy” może stanowić największy atut cydru.
Do Polski cydr trafił pod koniec średniowiecza. Nazywano go jabłecznikiem. Wspominał go w wierszach Jan Andrzej Morsztyn – pisał o nim z politowaniem jako o napoju dla plebsu. Współcześnie we Francji cydr traktowany jest na równi z winem; na Wyspach Brytyjskich, gdzie operują najwięksi jego producenci, trafia na półki piwne. Cenią go także osoby na diecie bezglutenowej. I każdy chętny na eksperymenty z używkami. A moda na takie doświadczenia w Polsce staje się coraz wyraźniejsza. Na rynek trafiają nowe piwa regionalne, kolorowe wódki i lokalne wina. Importerzy whisky raczą nasze kubki smakowe nieznanymi smakami. Polacy uczą się nowych, zachodnich pojęć, sposobów picia i upijania się. I cydr wpisuje się w takie eksperymentowanie doskonale. Kupujemy jedną, dwie butelki, „tak na spróbowanie” i część z nas do tego smaku powraca.
Od niedawna towarzyskim faux pas jest niewrzucenie na Facebooka zdjęcia z nadgryzionym jabłkiem. Liczba ogryzków ma świadczyć o poziomie naszego patriotyzmu. Szansy tej nie przeoczyli wytwórcy cydru. | Błażej Popławski
Promocji cydru nie ułatwił ustawodawca. Większość dostępnych cydrów nie zawiera więcej niż pięć procent alkoholu – wynika to z wysokości akcyzy, którą i tak zmniejszono w zeszłym roku. Większy jednak problem stojący przed dystrybutorami wiąże się z zakazem reklamowania szlachetnego napoju – cydr traktowany jest na równi z wódką czy winem; nie można bezpośrednio zachęcać do jego zakupu, co nie dotyczy chociażby piwa.
W popularyzację cydru nad Wisłą wierzą producenci. Front to szeroki. Tworzą go zarówno skromni pasjonaci, jak i wielkie koncerny. Początkowo cydr można było kupić w modnych klubokawiarniach, sklepach z żywnością regionalną i ekologiczną. Teraz buteleczki z jabłuszkiem znaleźć można bez trudu w większości marketów.
Na ogłaszanie cydrowego boomu jest jednak zbyt wcześnie. Obroty związane ze sprzedażą tego napoju w Polsce ledwie przekraczają jeden procent zysków ze sprzedaży piwa. Sprzymierzeńcem w popularyzacji cydru stać się może jednak embargo nałożone na polskie jabłka przez Rosję. Od niedawna towarzyskim faux pas jest niewrzucenie na Facebooka zdjęcia z nadgryzionym jabłkiem. Liczba ogryzków ma świadczyć o poziomie naszego patriotyzmu. Szansy tej nie przeoczyli wytwórcy cydru. Producenci coraz bardziej otwarcie lobbują za zniesieniem akcyzy, zakazu reklam i za stworzeniem preferencyjnych zasad sprzedaży cydru. Zyskają na tym przede wszystkim polscy sadownicy, a pośrednio zyska cała Polska. Rozwijanie rynku cydrowego staje się, niczym pędzenie bimbru w PRL, patriotyczną misją – pijąc go, sprzeciwiamy się autorytaryzmowi w Rosji.
Od ekspertów z Ministerstwa Gospodarki i Związku Sadowników RP mniej entuzjastycznie nastawione są Ministerstwo Zdrowia oraz Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Przedstawiciele tych instytucji zwracają uwagę na długofalowe skutki inwazji cydru – po prostu przybędzie osób uzależnionych od alkoholu. Politycy zdania mają podzielone, wraca stara debata: czy piwo – a teraz i cydr – to alkohol.
A może warto rozważyć jeszcze jedną zmianę przepisów – czy osoba, która pod wpływem cydru, pojawia się w pracy powinna zostać automatycznie zwolniona? Przecież chciała napić się naszego nowego trunku narodowego na złość Putinowi!