Fot.  Jose Maria Cuellar. Źródło: Flickr
Fot. Jose Maria Cuellar. Źródło: Flickr

Na pierwszy rzut oka o pamięci europejskiej, tudzież jej braku, powiedziano w ostatnich latach już tak dużo, że niewiele można dodać. Ale ów „splot” w tytule wspomnianej książki (entanglement, jak autorzy nazwali to zjawisko po angielsku) jest intrygujący. Dodatkowym powodem do sięgnięcia po tę publikację są jej nietypowe początki. Pięcioro młodych i zdolnych badaczy, którzy spotkali się w prestiżowym niemieckim kolegium (Studienstiftung des deutschen Volkes), zaczęło drążyć temat, któremu poświęcili wspólnie kolejnych kilka lat. Nim cokolwiek napisali, prezentowali swoje przemyślenia na seminariach znamienitych historyków i socjologów z całej Europy. Potem przedstawili swoje refleksje na łamach wiodących, międzynarodowych czasopism naukowych, by w końcu wydać stosunkowo niewielką, ale za to bardzo „gęstą” książkę, do napisania której zaprosili kolejnych pięcioro „młodych i zdolnych”. W efekcie powstała publikacja przemyślana w najdrobniejszym szczególe. Pozytywnie wyróżnia się ona na tle wielu innych tomów zbiorowych, które pod jedną okładką zbierają teksty o dość zróżnicowanej tematyce i zróżnicowanej jakości.

Pamięć Europy: początki

Dyskusja poświęcona pamięci europejskiej trwa od dawna. Paradoksalnie za inicjacyjny moment tej refleksji uznaje się dziś przemówienie Winstona Churchilla, wygłoszone w 1946 roku w Zurychu, w którym apelował on o zapomnienie, nie o pamiętanie: „musimy wszyscy odwrócić się od okropnej przeszłości. (…) Jeżeli Europa ma być uratowana od nieszczęścia bezgranicznej nędzy i od ostatecznego przekleństwa, koniecznym jest ten akt wiary i zaufania pomiędzy rodziną państw europejskich i ten akt zapomnienia w stosunku do wszystkich zbrodni i szaleństw przeszłości”. Po doświadczeniach II wojny światowej i Holokaustu doktryna „nigdy więcej” stanęła u podstaw tworzących się wspólnot europejskich. Preambuła traktatu paryskiego (1951) głosiła więc konieczność „zachowania stosunków pokojowych” oraz „zastąpienia historycznej rywalizacji narodów połączeniem ich istotnych interesów”. Kulminacyjnym punktem tego długiego procesu był podpisany w 2004 roku, ale nieratyfikowany Traktat ustanawiający Konstytucję dla Europy, w którym czytamy o „Europie zjednoczonej po gorzkich doświadczeniach…” oraz o narodach Europy, które „pozostają dumne ze swojej tożsamości narodowej i historii” i „zdecydowane są pokonać dawne podziały oraz, zjednoczone jeszcze silniej, ukształtować wspólną przyszłość”. Traktat ten nie wszedł jednak w życie, a jednym z najbardziej zapalnych punktów towarzyszącej mu dyskusji były słowa przywołanej preambuły.

Wydaje się, że do momentu wybuchu debaty na temat Traktatu pamięć europejska miała charakter negatywny, tj. podkreślała, że u źródeł Wspólnot Europejskich leży konieczność zapobieżenia kolejnym konfliktom. Afirmatywnych wątków było niewiele, także dlatego, że poszukiwano ich w poszczególnych historiach narodowych. Tymczasem to, co było sukcesem jednych, zwykle okazywało się klęską innych. Pamięć europejska rozumiana jako wspólny mianownik pamięci narodowych okazała się niemożliwa. Dobrze ilustruje to wydana w 2010 roku książka „A European Memory?” pod redakcją Małgorzaty Pakier i Bo Stråtha.  Jej autorzy omawiają polityki historyczne poszczególnych krajów, pokazując przy tym znacznie więcej konfliktów niż kompromisów. Dominują strategie wyłaniania ofiar i winnych oraz problemy usprawiedliwiania zła i legitymizacji władzy. Dlatego w „Europie niedokończonej przygodzie” Zygmunt Bauman pisał: „«europejska tożsamość» była utopią na wszystkich etapach jej historii. Niewykluczone, że jedynym stałym elementem czyniącym z europejskiej historii logiczną i w efekcie spójną opowieść był właśnie duch utopii, określający istotę jej tożsamości, tożsamości zawsze jeszcze-nie-gotowej, drażniąco nieuchwytnej i notorycznie sprzecznej z aktualną rzeczywistością”. To samo można by powiedzieć o „europejskiej pamięci”, która przez lata była projektem nakierowanym w przyszłość.

Miejsca pamięci

W ciągu dekady, jaka minęła od uchwalenia i upadku Traktatu Konstytucyjnego, coś się jednak zmieniło. Jedną z pierwszych badaczek, która przedstawiła afirmatywny projekt pamięci europejskiej była Aleida Assmann. Postuluje ona tzw. „dialogiczne pamiętanie” (polski przekład wykładu na ten temat, który wygłosiła w 2009 roku Wiedniu, ukazał się w „Kulturze Współczesnej” 2010 nr 4). Jej zdaniem, pokonanie narodowych rozbieżności polega na uznaniu przez poszczególne grupy nie tylko własnych ofiar, ale także cierpienia zadanego innym. Wzorem jest tu niemieckie upamiętnianie ofiar Holokaustu. Słusznie zarzucono jej jednak, że postuluje działania tyleż pożądane, co nierealne. Niemniej jej zainteresowanie ponadnarodową pamięcią jest znamienne dla humanistyki europejskiej ostatnich lat.

W 2012 roku Etienne François i Thomas Serrier (francuscy historycy, zawodowo związani z Niemcami) wydali bogato ilustrowaną broszurę „Lieux de mémoire européens” („Europejskie miejsca pamięci”), która przedstawia różne aspekty upamiętniania europejskiej historii. Niedługo później w Niemczech ukazało się trzytomowe dzieło pod tym samym tytułem: „Europäische Erinnerungsorte”, zredagowane przez Pima de Boera, Heinza Durchardta i Georga Kreis. Ponad stu autorów z dwunastu krajów szuka elementów charakterystycznych dla tożsamości europejskiej, które obejmują tak odmienne zjawiska jak „prawa człowieka” i „pizza”. Oba projekty czerpały z koncepcji „miejsc pamięci”, wypracowanej w latach 80. przez francuskiego uczonego Pierre’a Norę. Posługując się tym pojęciem, określał on „punkty krystalizacyjne francuskiej tożsamości”, mając na myśli nie tylko faktyczne miejsca, takie jak Bastylia czy Wieża Eiffla, ale też daty (np. 14 lipca), postaci (np. Napoleon) czy elementy życia codziennego (np. wino). W ten sposób Nora reagował na postępujący rozpad tożsamości narodowej, wywołany m.in. udziałem Francji w procesach globalizacji i europeizacji. Zastosowanie tej samej metody do badania pamięci europejskiej wymaga więc traktowania Europejczyków jako w miarę spójnej wspólnoty. Tymczasem wszystkie warianty „europejskich miejsc pamięci” okazały się dość chaotyczne i niejednorodne.

Konstruowanie Europy

Redaktorzy książki, o której wspomniałam na początku: Gregor Feindt, Félix Krawatzek, Daniela Mehler, Friedemann Pestel i Rieke Trimçev, unikają błędów poprzedników. Jest to osiągnięcie tym bardziej godne podziwu, że zespół reprezentuje pokolenie znacznie młodsze niż wyżej wspomniani autorzy. Na pierwszy rzut oka proponują kolejne europejskie miejsca pamięci, tym razem w wersji mikro. Jako przykłady do analizy wybrali bowiem jedynie sześć figur i wydarzeń: Karol Wielki, Wikingowie, Turcy, ucieczka i wypędzenie, powstanie warszawskie, masakra w Srebrenicy. Motywy te trzeba potraktować jako precyzyjne case studies, pokazujące różnice w dyskursach pamięci w Europie. Każdy z tych tekstów jest tak gęsty i dopracowany, że z powodzeniem mógłby zostać przerobiony na osobną książkę. Nie ma tu nonszalancji i pisania „spod grubego palca”, charakteryzujących wiele prac bardziej uznanych badaczy.

Autorzy odrzucają podział na dwa dominujące nurty w postrzeganiu Europy – nie definiują jej ani jako wspólnych korzeni różnych narodów, ani też jako przestrzeni konfliktów narodowych. Proponują natomiast znacznie bardziej skomplikowany obraz. Z podziwu godną konsekwencją unaoczniają różne procesy wyobrażania i konstruowania Europy oraz pokazują złożoną sieć europejskich wątków w lokalnych debatach na temat pamięci. W ten sposób Europa ujawnia się na obrzeżach bardzo odmiennych dyskursów. Klaus Oschema opisuje na przykład, jak postać Karola Wielkiego z patrona dwóch narodów, Francji i Niemiec, stała się figurą ucieleśniającą ideę zjednoczonej Europy. Rolę tę zaczęto przypisywać mu dopiero po drugiej wojnie światowej, równolegle z tworzeniem wspólnot europejskich i szukaniem odpowiednich mitów legitymizacyjnych – jednym z historyków, którzy najsilniej rozpowszechniali tę narrację, był Bronisław Geremek. W tekście o Wikingach Roland Scheel ilustruje, jak śladów europejskiej pamięci poszukiwać w dyskursach regionalnych, w tym wypadku: nordyckich. Co istotne, autorzy nie tylko zastanawiają się nad wpływem „mniejszych” dyskursów na kształtowanie się wyobrażeń o przeszłości Europy, ale też omawiają wpływ współczesnej polityki europejskiej na lokalne narracje. Pod takim kątem Daniela Mehler analizuje impulsy z Unii Europejskiej, OECD i Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze, które doprowadziły do zmian w upamiętnianiu ofiar masakry w Srebrenicy.

W wyobrażeniach o Europie, które odkrywają przed nami młodzi badacze, dominują trzy dyskursy narodowe – niemiecki i francuski (co jest dość oczywiste), a także polski. Warto dostrzec, że Rzeczpospolita jawi się tu jako centralny i odwieczny gracz na europejskiej arenie. Z eseju Simona Hadlera o Turkach jako „znaczących innych” dla Europejczyków  wynika, że kluczową rolę w wyobrażeniach Europy budowanych na opozycji wobec orientu odgrywa bitwa pod Wiedniem i postać Jana III Sobieskiego, a także – mocno zakorzeniona w naszej rodzimej kulturze – idea „chrześcijańskiego przedmurza Europy”. Gregor Feindt w tekście o ucieczce i wypędzeniu podkreśla znaczenie sprzeciwu polskich historyków wobec pomysłu Centrum przeciw Wypędzeniom autorstwa Eriki Steinbach. Ich głos zburzył rodzące się porozumienie dotyczące postrzegania Europy jako przestrzeni przymusowych migracji. Wreszcie w eseju poświęconym powstaniu warszawskiemu Marcin Napiórkowski analizuje miejsce tego wydarzenia w pamięci Europy. Nie chodzi mu o nieobecność powstania w międzynarodowych rytuałach upamiętnienia, ale raczej o to, jak narodowy dyskurs staje na przeszkodzie budowania pamięci ponadnarodowej, w której oprócz polskiego zrywu podkreślano by niemiecką agresję i aliancką bierność.

Ta niewielka (ale niestety niełatwa w lekturze i trochę za bardzo naszpikowana przypisami) książka obnaża bezradność wcześniejszych projektów poświęconych pamięci europejskiej. Okazuje się bowiem, że jest ona pochodną zmieniających się wyobrażeń o samej Europie, które najpierw trzeba odtworzyć. Zadanie to jest tym trudniejsze, że pamięć Europy – jeśli w ogóle istnieje – funkcjonuje na skrzyżowaniu różnych dyskursów, ma charakter utylitarny, jest każdorazowo konstruowana przez podmioty lokalne, regionalne, narodowe i ponadnarodowe w imię legitymizacji własnych interesów.

 

Książka:

„Europäische Erinnerung als verflochtene Erinnerung. Vielstimmige und vielschichtige Vergangenheitsdeutungen jenseits der Nation”, red. Gregor Feindt, Félix Krawatzek, Daniela Mehler, Friedemann Pestell, Rieke Trimçev, wyd. Vandenhoeck & Ruprecht, Göttingenn 2014.