Nowy słownik języka dietetycznego
Kochamy to, co jest super – superbohaterów, superpromocje, supermarkety – trudno się więc dziwić, że ten przedrostek pojawia się przed coraz większą liczbą rzeczowników. Nie inaczej jest z jedzeniem. O ile jednak w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej ludzie na każdym kroku mogą przeczytać lub usłyszeć coś nowego o „superjedzeniu”, w Polsce wciąż jeszcze jest to określenie enigmatyczne. Dopiero powoli zaczyna się wdzierać tak do jadłospisu, jak i do słowników.
Pomoże w tym na pewno najnowsza książka Jamiego Olivera „Superfood na co dzień”, która właśnie ukazała się na polskim rynku. Fakt użycia w tytule oryginalnego określenia oznacza, że i dla polskiego czytelnika jest to już obowiązujący termin – tym bardziej, że trafił także do oksfordzkiego słownika języka angielskiego.
Czym jednak jest superfood? To po prostu określenie grupy produktów, które są bardzo bogate w składniki odżywcze, ważne tak dla zdrowia, jak i dla dobrego samopoczucia. To wybrane warzywa, owoce, niektóre ryby, orzechy, kasze, pełne ziarna zbóż. Jednocześnie słowniki notują, że jest to termin marketingowy, mający przydawać tym zwyczajnym w gruncie rzeczy produktom dodatkowej atrakcyjności.
Jagody i te zielone
Borówki amerykańskie to jeden z popularniejszych dotychczas symboli superżywności. Są bogate w witaminę C i obfitują np. w magnez, niemniej trudno powiedzieć, by były kopalnią składników odżywczych. Takie kopalnie to jednak na pewno jagody goji, które od paru lat robią zawrotną karierę, lub zielone warzywa, np. szpinak i jarmuż. Ten pierwszy stanowi bogate źródło magnezu, potasu, witaminy C, luteiny, beta-karotenu, witamin z grupy B i wielu, wielu innych. Jarmuż wykazuje natomiast właściwości silnie antyoksydacyjne, a to ze względu na zawartość sulforafanu, skutecznego przeciwutleniacza, oraz witaminy K. Oba składniki wspomagają organizm m.in. w walce z rozwojem nowotworów.
Do wymienionych powyżej produktów dołączyć trzeba kapustę, brokuł, botwinę czy brukselkę. Co jeszcze? Orzechy, soczewicę i inne rośliny strączkowe, jak bób czy fasola, oraz pełne ziarna w różnej postaci – od kasz po pełnoziarniste pieczywo (oczywiście prawdziwe, a nie z głęboko mrożonego ciasta).
Słowem, superfood to produkty wyraźne – w smaku lub kolorze. Tłuste ryby, soczyste i kwaśne cytrusy, intensywnie zielone warzywa, czerwone owoce, a także czosnek i cebula od lat odganiające „złe duchy”, takie jak katar czy kaszel.
Jadłospis opierający się na superjedzeniu ma nam służyć, poprawiać samopoczucie – nie tylko z uwagi na przekonanie, że robimy dla siebie coś dobrego, lecz także ze względu na zawartość naturalnych składników, które w ostatnich latach bardzo często zastępowaliśmy sztucznymi preparatami. Dzięki świadomemu doborowi jedzenia możemy odstawić sztuczne suplementy diety, co jest niewątpliwą zaletą kariery, jaką nowe określenie robi w programach i blogach kulinarnych oraz tych traktujących o zdrowiu.
Jeśli wiadomo, że szpinak zawiera dużo witaminy C, a długotrwałe działanie wysokiej temperatury ją niszczy, nietrudno dojść do wniosku, że lepiej zjeść go na surowo lub szybko obgotować. Niby proste, a jednak jeśli zostanie to zaznaczone w przepisie, jakoś łatwiej przyswajalne i wykonalne. Warto też wiedzieć, jak smacznie i sensownie łączyć z sobą w potrawach różne składniki, by wyciągnąć z nich jak najwięcej – dla smaku, dobrego humoru i zdrowia.
Zdrowa żywność
Czym zatem tak naprawdę są produkty „superfood”? Od lat je jedliśmy, a określenie „sklep ze zdrową żywnością” funkcjonowało zarówno w języku codziennym, jak i w żargonie handlowym. Po co przejmujemy nowy termin, skoro tamten funkcjonował i dobrze oddawał, o co chodzi? Czosnek, miód, szpinak i świeże jaja z ekologicznych gospodarstw to podstawa diety tych, którzy kupowali zdrową żywność.
Po latach coś się jednak zmieniło. Zestaw wysokowartościowych produktów został w ostatnim czasie przebadany na każdą okoliczność; po latach badań nad składem, testów klinicznych i innych wiemy już, że „superfood” to żywność, która wykazuje właściwości „lecznicze”. Ujmuję ten wyraz w cudzysłów, ponieważ nie jest to leczenie sensu stricto, lecz wspieranie organizmu w walce z chorobami. Takie jedzenie wykazuje bardzo szerokie oddziaływanie, może wspomagać nas w zwalczaniu nie tylko przeziębienia, lecz także raka – i to jest właśnie ta superwłaściwość, dzięki której grupa starych, dobrych produktów od dawna goszczących na naszych stołach zasłużyła na ten nowy termin.
Jako polonistka niechętnie zapożyczam niepotrzebne wyrazy. Jednak jako entuzjastka wartościowego jedzenia i zdrowej diety mogę jeść superfood, skoro wyjdzie mi na zdrowie.
***
Więcej informacji i przepisy znajdziemy m.in. TU oraz TUTAJ.