Wtorek, 9 lutego 2016 r., jest ostatnim dniem karnawału, który na całym świecie rozpoczyna się w dniu Trzech Króli (lub w Nowy Rok), a kończy w środę popielcową, czyli pierwszy dzień Wielkiego Postu. Nie wszyscy wiedzą jednak, że w różnych regionach Polski dzień ten nazywa się inaczej. W Wielkopolsce oraz na Kujawach określany jest mianem podkoziołka. W naszej, zachodniopomorskiej, tradycji funkcjonują także nazwy śledzik oraz zapusty.
Podkoziołek pochodzi oczywiście od kozła. W praktyce oznaczało to, że na imprezowym stole powinna się znaleźć przede wszystkim figurka kozła i to koniecznie z mocno podkreślonymi atrybutami płci. Kozioł od wieków był symbolem sił witalnych i seksualnych, idealnie więc nadawał się na zabawę kończącą karnawał. Przede wszystkim dlatego, że od stuleci karnawał służył nie tylko zabawie, ale i prokreacji. Właśnie wtedy wybierało się osobę, z którą w przyszłości stawało się na ślubnym kobiercu.
Zapusty to tak naprawdę nieco dłuższe święto, obejmuje trzy ostatnie dni karnawału – niedzielę, poniedziałek i wtorek przed środą popielcową. Przyjęło się, że podczas zapustów oprócz ucztowania i zabawy możemy się spodziewać wizyty przebierańców.
Śledzik z kolei wiąże się z organizacją imprez, na których podawane są śledzie oraz inne ryby, a także alkohol. Rozpoczynać się powinien dopiero o północy z wtorku na środę popielcową. Gdy zegar wybijał 12-krotnie, cichła muzyka, urywały się śpiewy, a muzykant zrywał strunę. Następnie kobiety chowały do skrzyń noszone podczas świętowania ozdoby, biżuterię i spódnice, by wyjąć je dopiero po Wielkanocy. Wówczas ze stołów znikało też mięso, a w jego miejsce pojawiał się cienki żurek lub – częściej – właśnie dania ze śledzia.
Jeśli do zjedzenia śledzia nie zdoła zachęcić was tradycja, może bardziej przekonujące okażą się walory zdrowotne? Śledź jest bowiem rybą bogatą w wielonienasycone kwasy tłuszczowe omega-3 (2 g na 100 g ryby), witaminy E, D (ponad 10 razy więcej niż mleko), B2, B6, wapń i fosfor. Jest również cennym źródłem potasu, selenu i żelaza. Doskonale nadaje się do smażenia czy grillowania, jednak najczęściej spożywamy go w formie marynaty. Takie przepisy znajdziecie poniżej.
Śledzie w kawie
Zaczynamy przepisem, który może nie jest zbyt oczywisty i daleko mu do klasyki, ale lubimy czasem w kuchni poeksperymentować, do czego wszystkich gorąco zachęcamy.
Składniki:
5 filetów śledziowych (najlepiej matiasów)
5–6 łyżek musztardy (stołowa, sarepska)
100 g cukru
łyżeczka świeżo zmielonej kawy
5 łyżek octu winnego
2 łyżki miodu
150 ml oleju słonecznikowego
łyżeczka soli
Śledzie zalejcie wodą i odstawcie na kilka godzin, zmieńcie wodę przynajmniej dwa razy. W misce wymieszajcie musztardę, cukier, miód i ocet. Gdy składniki się połączą i cukier rozpuści, dodajcie kawę, sól i olej. Mieszajcie do uzyskania gładkiej, jednorodnej konsystencji. Śledzie pokrójcie na 2-, 3-centymetrowe kawałki. Zalejcie przygotowanym sosem i odstawcie do lodówki na 24 godziny.
Śledzie z suszonymi pomidorami
Składniki:
5–6 filetów śledzia, pokrojonych w kawałki 2-, 3-centymetrowe
2 cebule, pokrojone w pióra
5–6 łyżek posiekanych suszonych pomidorów z zalewy
oliwa odlana ze słoika z suszonymi pomidorami
oliwa z oliwek
pieprz
Pokrojone śledzie popieprzcie. W misce wyłóżcie kolejno: śledzie, cebulę, pomidory i tak na przemian, zakończcie pomidorami, zalejcie wszystko oliwą po pomidorach, na pół z oliwą z oliwek. Wstawcie do lodówki w najcieplejsze miejsce na kilka godzin, najlepiej na noc.
Śledzie z grzybami, orzechami i tymiankiem
Kolejny przepis na śledzie w oliwie z oliwek, która naszym zdaniem, wynosi go na wyżyny.
Składniki:
500 g śledzi, najlepiej matiasów (jeśli w oleju, trzeba je namoczyć)
30 g suszonych grzybów, podgrzybków bądź borowików
2 średnie cebule, posiekane, nie za drobno
garść orzechów włoskich, posiekanych na ćwiartki
ok. 1 szklanka oliwy z oliwek
1 łyżka rodzynek
1 łyżka sosu sojowego
kilka gałązek świeżego tymianku
sól, pieprz
Śledzie namoczcie w wodzie przez kilka godzin, odlejcie i pokrójcie w trójkąty wielkości jednego kęsa. Grzyby namoczcie, odcedźcie. Zalejcie wodą i gotujcie do miękkości, a następnie po ostygnięciu pokrójcie w cienkie paski. Na patelni rozgrzejcie 2 łyżki oliwy, wrzućcie cebulę, podsmażcie, aż się zeszkli, dodajcie grzyby i orzechy. Smażcie 2–3 minuty, dodajcie rodzynki, a następnie sos sojowy, doprawcie wszystko solą i pieprzem. Odstawcie do wystygnięcia. Śledzie układajcie w słoiku na zmianę z grzybami, zaczynając od śledzi i dodając na każdej warstwie po 1–2 gałązki tymianku. Zalejcie wszystko oliwą. Wstawcie do lodówki w najcieplejsze miejsce. Śledzie będą gotowe do spożycia już następnego dnia, najlepiej jednak będą smakowały na drugi, trzeci dzień.
Śledzie w wiśniówce
Wiadomo, śledzik lubi pływać, kończymy więc przepisem z dodatkiem alkoholu.
Składniki:
5 filetów śledziowych (najlepiej matiasów)
2–3 średnie czerwone cebule
łyżka octu winnego
3 łyżki octu balsamicznego
4 łyżki wody
1 łyżka oleju
50 ml wiśniówki
łyżka cukru
łyżeczka gorczycy
łyżeczka czerwonego pieprzu
Śledzie zalejcie wodą i odstawcie na kilka godzin. W tym czasie zmieńcie wodę przynajmniej dwa razy. Cebulę pokrójcie w talarki. Zalejcie wrzątkiem i odstawcie na pięć minut. Odcedźcie i osuszcie na papierowym ręczniku.
Do rondelka wlejcie 4 łyżki gorącej wody i rozpuśćcie w niej cukier. Dodajcie wiśniówkę, ocet winny i balsamiczny, wymieszajcie. Pieprz i gorczycę rozetrzyjcie w moździerzu. Śledzie pokrójcie na 2-, 3-centymetrowe kawałki. Na dnie słoika wyłóżcie warstwę cebuli, posypcie pieprzem i gorczycą. Następnie ułóżcie warstwę śledzi. Układajcie warstwy, aż zapełnicie słoik. Zalejcie wszystko zalewą z rondelka. Na koniec polejcie olejem. Słoik zamknijcie i wstawcie na minimum trzy dni do lodówki. Smacznego!