Odkąd w naszych telefonach zagościły aparaty, a w wirtualnej przestrzeni założyliśmy sobie profile na portalach społecznościowych, kultura jedzenia zmieniła swoje oblicze. Zaczęło się od blogów, których jednym z głównych tematów od razu stało się jedzenie. Przepisy, diety, trendy, tradycje – wszystko, co może się wiązać z jedzeniem, zostało już w „internetach” przerobione. Popularność blogów kulinarnych przerosła zapewne wszelkie oczekiwania ich autorów, którzy niejednokrotnie właśnie z ich pomocą przebili się do świadomości ogółu i zyskali prawdziwą (nie wirtualną) popularność. Gluten i bezgluten, diety paleo, kuchnie wege, ultramięsne przepisy – co blog, to obyczaj. Dzisiaj w blogosferze jesteśmy w stanie znaleźć wszystko, czego dusza i kubki smakowe zapragną.
Nic dziwnego, że w obliczu spektakularnych sukcesów oraz szerokiego oddźwięku treści kulinarnych blogów zaczęliśmy też realizować potrzebę dzielenia się dobrą nowiną i samodzielnie fotografować nasze dania, by móc upublicznić ich wizerunek w portalach społecznościowych.
#foodporn
Na potrzeby zdobywania kulinarnej popularności w social mediach bardzo szybko wykształciły się pozycjonujące posty hashtagi, jak #foodporn (przeszło 100 mln postów na Instagramie), #foodstagram (dziesiątki milionów zdjęć z tym hashtagiem), #lovefood (powyżej 20 mln zastosowań). Zdjęcie opatrzone zestawem takich kulinarnych oznaczeń ma szansę dotrzeć do szerokiej rzeszy odbiorców zainteresowanych tematem.
Instagram jako medium szczególnie upodobało sobie tematy kulinarne (choć Twitter oraz Facebook wcale nie zostają w tyle) i oferuje cały zestaw filtrów, „ulepszaczy” do zdjęć, dzięki którym nadwiędła sałata lub pasta w mdłym kolorze mogą zyskać na atrakcyjności. W najnowszych modelach smartfonów dostępnych jest coraz więcej opcji, które pozwolą w krótkim czasie edytować zdjęcie i wrzucić je do sieci, zanim obiad zdąży wystygnąć (notabene wśród polskich hashtagów #obiad występuje dwa razy częściej niż #śniadanie).
Niezdrowo jeść zimne
Ponieważ foodstagramowanie stało się popularne na całym świecie i rozprzestrzeniło się wraz z rosnącą popularnością serwisów w rodzaju Instagrama czy Facebooka, zainteresowało jako zjawisko naukowców. Przeprowadzono badania, które miały udzielić odpowiedzi na pytanie, jak fotografowanie jedzenia i dzielenie się zdjęciami w internecie świadczy o ludzkiej psychice.
Powtarzają się informacje, jakoby fotografowanie jedzenia i publikowanie postów w sieci świadczyło o obsesji na jego punkcie. Jeśli wziąć pod uwagę, że publikujemy w sieci to, co ma dla nas największe znaczenie, można założyć, że gdy fotografowane posiłki dominują nad innymi tematami lub wypierają je w ogóle, możemy mieć do czynienia z niezdrowym podejściem.
Osoby cierpiące z powodu jadłowstrętu lub chorobliwie dbające o linię podobno używają Instagrama oraz innych aplikacji, żeby liczyć kalorie, które spożywają. To rodzaj dietetycznego pamiętnika, który pozwala im dodatkowo kontrolować spożywane posiłki, wypominają sobie, co zjadły i dlaczego muszą się pilnować.
Wymiana zdjęć posiłków między użytkownikami podobnych hashtagów może prowadzić do potęgowania objawów ortoreksji – tj. obsesji na punkcie zdrowego odżywiania. Znacznik #healthyfood do pewnego momentu może być inspirującą wymianą ciekawych i pożytecznych pomysłów oraz przepisów, czasem jednak może skutkować niebezpieczną dla zdrowia manią. Oczywiście obsesja na punkcie jedzenia to niekiedy droga do nadmiernego przybierania na wadze. Naukowcy z Uniwersytetu w Toronto zauważyli, że wśród osób, które tyją chorobliwie z powodu stresu, prowadząc niehigieniczny tryb życia oraz skupiając się na jedzeniu jako przyjemności rozładowującej napięcie, nie brakuje foodstagramersów. Jak twierdzą kanadyjscy badacze, często można zauważyć zwiastuny problemów psychosomatycznych już wcześniej, poprzez obserwację profili w mediach społecznościowych.
Problem nieco wydumany
Ponad wszystko naukowcy badający nasze zachowania i zmartwieni naszym zdrowiem wychodzą od jednego najbardziej powszechnego wniosku: fotografowanie jedzenia przed KAŻDYM posiłkiem, w KAŻDEJ sytuacji (impreza rodzinna, romantyczna kolacja, firmowa uroczystość) jest – po prostu – irytujące dla współtowarzyszy.
Niemniej komu nigdy nie wystygła kolacja, niech pierwszy rzuci kamieniem. Jednak gdy dzieje się to zbyt często, a ty znów zastanawiasz się, czy twój posiłek będzie wyglądać lepiej w oprawie z filtru Calderon czy Lo-Fi, zamiast wciąż trzymać w ręku telefon, lepiej chwyć widelec.