Rozziew między retoryką PiS-u – nierzadko zawierającą trafne diagnozy bolączek społecznych – a chaotyczną i destrukcyjną praktyką jego działania jest jedną z niezbywalnych cech obecnie rządzącej Polską formacji. Ten sam mechanizm, z jakim mieliśmy do czynienia w przypadku prób podporządkowania Trybunału Konstytucyjnego, mediów publicznych czy służby cywilnej, dostrzegamy w sprawach europejskich.

„Polska chciałaby, żeby Unia przetrwała w dużym składzie […], ważne jest zachowanie wspólnego rynku […], byłoby dobrze, gdyby Europa mogła w większym stopniu wpływać na kraje sąsiednie” – to słowa ministra ds. europejskich, Konrada Szymańskiego. W Europie zwyciężyło podejście pasterskie, które zakłada, że obywateli należy doglądać i prowadzić, jak stado niedające sobie samo rady. Reakcja społeczna na te procesy już nadchodzi i może położyć kres zjednoczonej Europie – przekonuje z kolei Krzysztof Szczerski [1]. Trudno się z tymi wypowiedziami nie zgodzić. W podobnym tonie wypowiadali się w przeszłości intelektualiści europejscy tacy jak Jürgen Habermas.

Pomian

Tym stwierdzeniom towarzyszyły też: nominowanie w ostatnim momencie Jacka Saryusza-Wolskiego na szefa Rady Europejskiej, rozpaczliwe miotanie się przedstawicieli polskiego rządu na szczycie w Brukseli, opuszczenie Warszawy nawet przez jej (rzekomych) sojuszników z krajów wyszehradzkich. Po tym wszystkim próby przekonywania, że z ostatniego szczytu Polska wyszła jako państwo wzmocnione, bo potrafiła postawić się wszystkim (nawet Niemcom), muszą brzmieć wyjątkowo nieprzekonująco. Dowodem na to jest też spadek PiS-u w sondażach.

Wybitny znawca ideologii politycznych Michael Freeden przekonuje, że w przypadku populistów należy mieć słuch wyczulony na co najmniej dwie warstwy ich ideologii. Pierwsza z nich to ideologia oficjalna, czyli rozpowszechniana w mediach opowieść o diagnozie sytuacji, planach i celach. Druga to ideologia realna, czyli rzeczywisty kształt polityki populistów.

Zapytani nieoficjalnie o zamieszanie wokół wyboru szefa RE, PiS-owscy stratedzy odpowiadają, że wskazanie Saryusza-Wolskiego było próbą sprowokowania liberalnych elit. Zupełnie jak wtedy, gdy po wskazaniu Andrzeja Dudy jako kandydata PiS-u w wyborach prezydenckich udało się sprowokować przedstawicieli obozu antypisowskiego do pogardliwych wypowiedzi, które przyczyniły się do pogrzebania szans Bronisława Komorowskiego na drugą kadencję. To wyjaśnienie jest jednak nieprzekonujące, bo Saryusz-Wolski nie miał tyle czasu co Duda, by w tej rozgrywce urosnąć.

Kirchik

Chodziło zatem o samego Tuska. Odłóżmy na chwilę na bok oczywistość – osobistą niechęć Jarosława Kaczyńskiego do szefa RE. Tusk po 2015 r. kilkakrotnie wypowiadał się o działaniach PiS-u w tonie krytycznym. A ponieważ przedstawiciele PiS-u po obsadzeniu niemal wszystkich państwowych stanowisk są dziś przekonani, że PiS równa się państwo polskie, nielojalność wobec partii musiała skończyć się odrzuceniem go przez państwo polskie jako kandydata na szefa RE.

Pewien młody konserwatywny intelektualista ubolewał niedawno, że naiwnie uwierzył w Jarosława Kaczyńskiego jako państwowca. Cóż, byłby zatem kolejną ofiarą świetnie przygotowanej kampanii wyborczej tego ugrupowania blisko dwa lata temu. Retoryka tak Kaczyńskiego, jak i prowadzonej przez niego partii jest propaństwowa i proeuropejska. Jednak praktyka jest wyłącznie partyjna. I tak jak partyjność tej polityki na szczeblu państwowym od półtora roku powoduje dewastację kolejnych polskich instytucji, tak na poziomie europejskim prowadzi do systematycznej utraty możliwości kształtowania pozycji Polski w przyszłej UE. W sytuacji jej – jak dziś się wydaje – nieuchronnej wielokierunkowości. Historie takie, jak ta z Tuskiem, ułatwiają spychanie Polski na margines.

Wiele osób z obozu anty-PiS partyjność polityki Jarosława Kaczyńskiego przeraża. Uważają, że poziom upartyjnienia i kolonizacji państwa nosi znamiona dyktatorskie. Niektórzy przestrzegają przed przeszłością, podając trafne ich zdaniem analogie z historią nazistowskich Niemiec lub komunistycznej Polski. Były polityk PiS-u namawiał w ostatnim wydaniu „Newsweeka”, by PiS-em Polaków straszyć, podkreślając nieodwracalność szkód, jakie ten wyrządza na scenie europejskiej. Tego rodzaju diagnozy są jednocześnie antyliberalne i deterministyczne. Antyliberalne, ponieważ wykluczają możliwość odwrócenia obecnej sytuacji przez skuteczne działania polityczne. Deterministyczne, bo choć historia może nas wiele nauczyć o mechanizmach polityki, to zbytnie pokładanie w nią wiary sprawia, że przykłady z przeszłości stają się samospełniającą się przepowiednią.

Tymczasem polityka europejska rządu PiS jest jawnym dowodem na to, że reprezentuje on rodzaj partyjności wybitnie nieudolny, a do tego wyraźnie zraża do siebie otoczenie. Otwiera więc pole do politycznego fechtunku. Ale nie stanie się tak, jeśli przeciwnicy PiS-u będą w dalszym ciągu ulegać innej twarzy upartyjnienia – swoistej ideologii anty-PiS.

Magierowski

Po pierwsze – na poziomie krajowym – niezbędna jest przeciwnikom PiS-u krytyczna autorefleksja, w tym intelektualne i moralne odbudowanie. Niestety, trudno dziś nie zgodzić się z niedawnymi słowami jednego z konserwatywnych publicystów, że „to, co dzisiaj ma na ogół do powiedzenia lewicowo-liberalna grupa, ten obóz anty-PiS, zazwyczaj nie jest intelektualnie specjalnie ciekawe ani mądre”. Radykalizmy, jak porównywanie Kaczyńskiego do Hitlera i Putina albo słowa o „przecweleniu” prezydenta Dudy; obrona dwuznaczności moralnej postępowania Mateusza Kijowskiego czy też straty wizerunkowe Ryszarda Petru delegitymizują starania, by wykazać niemoralne postępowanie drugiej strony, powodują skłócenie opozycji i odsuwają wyborców od polityki. Jako dowód na poparcie tej tezy można wskazać chociażby frekwencyjną porażkę sobotniego marszu KOD-u.

Po drugie – na poziomie europejskim – warto patrzeć trzeźwo na kontekst, w którym się znajdujemy. Wobec Brexitu, realnego wpływu, jaki na rządy państwowe wywierają partie populistyczne na Węgrzech, w Finlandii i Danii czy wysokich notowań Marine Le Pen nie sposób poprzestać na spontanicznym euroentuzjazmie. W rozmowach z młodymi Polakami warto szukać nowych źródeł proeuropejskości i przygotować się na to, że przed nami trudne lata.

Upartyjnienia na kształt pisowski nie może zwalczyć żadna inna jego forma, a tylko nowy konsensus, będący podstawą do odbudowania państwa i umiejscowienia go na europejskim gruncie. Nawet jeśli ten grunt wydaje się dziś niepewny.

 

Przypis:

[1] Por. Krzysztof Szczerski, „Utopia europejska. Kryzys integracji i polska inicjatywa naprawy”, wyd. Biały Kruk, Kraków 2017.