Lukrecja to zioło, którego zmielony korzeń wykorzystuje się w kosmetyce, farmacji i kuchni. Znana jest od setek lat i zwykle była stosowana w leczeniu chorób żołądka. Współcześnie występuje jako słodzik w napojach, przekąskach i syropach. Amerykańscy producenci papierosów dodają ją do tytoniu, aby wzbogacić jego smak. Jednak najpopularniejsze wcielenie lukrecji to cukierki i żelki w kolorze węgla.

Podobno statystyczny Holender zjada rocznie ponad dwa kilogramy „czarnego cukru”. Szwed, Norweg czy Duńczyk – niewiele mniej. Małe czarne słoiczki z charakterystycznym logo przyciągają uwagę wszystkich przechodzących przez halę targową Mathallen w Oslo. Na stoisku z norweskimi pamiątkami dla smakoszy można znaleźć lukrecję czerwoną, słodką, z dodatkiem chilli, suszonej żurawiny i tę najpopularniejszą – soloną.

Oslo, Kopenhaga i Sztokholm oszalały na punkcie wynalazku kopenhaskiego producenta lukrecji – Johana Bulowa. Niewielkie kawałki czarnych cukierków otoczone są deserową czekoladą i obsypane liofilizowanym owocem marakui albo kwiatami czarnego bzu. Na corocznym Festiwalu Lukrecji w Sztokholmie można doświadczyć niezwykłego połączenia lukrecji z piwem, zwłaszcza tym z anyżowymi nutami. Najbardziej chyba znanym i poważanym lukrecjowym napojem jest włoska sambuca, podawana z ziarnami kawy lub pokruszonym biszkoptem i herbatą.

Popularność lukrecji wśród dzieci można przypisywać jej niezwykłym właściwościom bakteriobójczym. Badania zespołu naukowców z Uniwersytetu w Edynburgu dowiodły, że lukrecja zmniejsza ryzyko powstawania próchnicy i powinna być ważnym składnikiem past do zębów. Dlatego skandynawscy rodzice chętnie częstują swoje dzieci lukrecjowymi cukierkami, do jedzenia których zachęcała sama Pippi Pończoszanka. Nawet wyznawcy diety świętej Hildegardy namawiają do zastąpienia cukru korzeniem lukrecji, podkreślając, że ten drugi jest 50 razy słodszy i ma mniej skutków ubocznych niż popularny ksylitol.

Nie ma danych dotyczących spożycia lukrecji w Polsce, ale fakt, że dobrze znany szwedzki sklep meblarski wycofał ją ze swego sklepiku, mówi o niekwestionowanym afekcie. Podobno do zajadania solonej lukrecji bezskutecznie próbowała Polaków skłonić ciocia UNRRA. Niektórzy twierdzą, że nie było smutniejszego momentu w dzieciństwie niż przekonanie się na własnym podniebieniu, iż cukierki zza Żelaznej Kurtyny są słodkie, mdłe i również delikatnie słone.

Lukrecja nie pozostawia nikogo obojętnym – albo pożera się ją pasjami jak prawdziwy mieszkaniec Skandynawii, albo wypiera z kulinarnej pamięci. W Polsce wciąż chętniej wybieramy to drugie.

 

 

* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Pikaluk; Źródło: Wikimedia Commons [CC BY 2.0]