Śliwki – najlepiej drobne, słodkie, wrześniowe węgierki – to jedyne owoce, które trafiają do garnka wyłącznie we własnym towarzystwie, a po cierpliwym i długim smażeniu, prosto do słoików. Bez dodatkowego cukru, przypraw, bez zagęstników. Żadnych zbytków, same śliwki. Słodko-kwaśne powidła to najlepszy dodatek do naleśników, ciast, deserów. Smakują idealnie na kromce chleba. To jedyne, czego co roku nie może zabraknąć w moich zimowych zapasach: ten prosty smak ogrywa wszystkie truskawkowe, porzeczkowe, malinowe cuda. Masowe przerabianie śliwek jest esencją schyłku lata, ogrzewającą pierwsze jesienne dni.

Kiedy już zabezpieczę zimowy zapas kilkudziesięciu słoików czystych powideł, zabieram się za „marnowanie” pysznych śliwek na eksperymenty. O tym, że to wszechstronne owoce, chyba nie muszę nikogo przekonywać.

Fot.: Weronika Bulicz
Fot.: Weronika Bulicz

Na sucho

Jak ususzyć śliwki w warunkach domowych? Nie poleca się suszenia akurat tych owoców w suszarkach – ponoć sprawiają, że śliwkowa skórka zmienia się tam w skorupkę, skutecznie psując efekt końcowy.

Śliwki węgierki – dojrzałe i zdrowe – należy przed suszeniem zblanszować, pozbawić pestek (nie trzeba tego robić, ale to pozwoli od razu odrzucić robaczywe egzemplarze, a ponadto – będą już gotowe do jedzenia). Poleca się suszenie owoców rozłożonych na blasze i pozostawionych w piekarniku nagrzanym do 90 st. przez pierwsze 4–5 godzin. Po tym czasie wyciągamy owoce i studzimy. Gdy ostygną, warto je przemieszać i umieścić w piekarniku nagrzanym do 60–70 st. na kolejne 24 godziny. Później można jeszcze dosuszyć owoce przez kolejną dobę w przewiewnym miejscu. Dzięki zblanszowaniu surowych owoców znika osad, skórka w procesie suszenia staje się błyszcząca i elastyczna, a owoce pozostają mięsiste i aromatyczne.

Jesienna rozgrzewka

Po tym, jak w śliwkowej tarcie odkryłam świetny smak z połączenia węgierek z cynamonem i sokiem oraz skórką z cytryny, zaczęłam stosować podobną recepturę, by podkręcić smak powideł. Na kilogram śliwek wystarczy sok i skórka z zaledwie jednej cytryny i ok. 2 łyżeczek cynamonu – to połączenie typowo jesienne, pasuje idealnie do imbirowej herbaty i jest skutecznym wsparciem w walce z przeziębieniem i chandrą.

Podobnym poprawiaczem nastroju jest wersja kakaowa – przywodzi na myśl pyszną śliwkę w czekoladzie, a niektórzy nazywają ją „śliwkową nutellą”. Przesmażone dokładnie, rozpadające się śliwki miksujemy blenderem, a następnie dodajemy 6 (lub więcej) łyżek kakao na kilogram owoców oraz (dla chętnych i nieuczulonych) ok. ¾ szklanki rozbitych w moździerzu orzechów laskowych. Można dodać cukru – choć w przypadku śliwek nieczęsto jest to potrzebne. Gorące zamykamy w słoikach, obracamy do góry dnem i cierpliwie czekamy, aż ostygną. Taka wersja jest o wiele lepsza niż tłuste kremy czekoladowo-orzechowe, słowo!

Chutney od Jamiego

Do mięs i serów, do świątecznego indyka lub nawet świętomarcińskiej gęsi – pikantno-octowe chutney śliwkowe będzie idealne. Na kilogram śliwek przypadają w nim: cztery szalotki, 3 świeże lub suszone liście laurowe, pół łyżeczki przyprawy korzennej, pół łyżeczki imbiru, laska cynamonu oraz kilka goździków, sok i skórka z pomarańczy oraz pół szklanki octu jabłkowego. Jamie Oliver proponuje dodać blisko pół kilograma brązowego cukru – jednakże może się okazać, że chutney będzie wtedy zbyt słodkie. Szalotki i przyprawy podsmażamy na oliwie, dodajemy do nich śliwki. Po tym, jak przesmażone śliwki zmiękną, dodajemy do nich skórkę otartą z pomarańczy i dodajemy cukier. Sok wyciskamy do naczynia i łączymy z octem jabłkowym, a mieszaninę przelewamy do garnka ze śliwkami. Całość smażymy, od czasu do czasu mieszając, aż nadmiar płynu odparuje, a chutney stanie się gęste. Tak przygotowane przekładamy do słoików i zakręcamy, by wytworzyć w nich próżnię. Zanim otworzymy pierwszy słoik, dajmy mieszaninie „przegryźć” się przez kilka tygodni.

Chutney będzie znakomitym prezentem gwiazdkowym dla rodziny lub przyjaciół. Podobnie zresztą jak pozostałe przetwory ze śliwek. Zarażajmy wszystkich miłością do tych wspaniałych owoców.