Tatiana Barkovskiy: Dlaczego zmiana ustawy o Sądzie Najwyższym, której chce dokonać PiS, jest ważna i jakie zagrożenia może ze sobą nieść?

Ryszard Piotrowski: Polski model ustrojowy jest systemem liberalnej demokracji konstytucyjnej, która opiera się na zasadzie rządów prawa, podziału władz i niezależności władzy sądowniczej. Sąd Najwyższy odgrywa w tym systemie szczególną rolę, ponieważ zapewnia jednolitość orzecznictwa sądów powszechnych i wojskowych. Ma to kluczowe znaczenie dla podziału i równowagi władz. Ze względu na gwarancje ustrojowe sędziowie są niezależni od władzy politycznej – apolityczność Sądu Najwyższego jest kluczowa dla demokracji.

Ponadto, Sąd Najwyższy i sędziowie, podobnie jak uniwersytety, stanowią autorytet niezależny od polityków. Dotychczas Sąd Najwyższy wypowiadał się w sprawach projektów ustaw, teraz zostało to trochę zawężone. Sąd ten jest dodatkowo instytucją zaufania publicznego w sprawach dotyczących legitymizacji wszystkich władz w państwie, włącznie z sądowniczą, ponieważ stwierdza ważność wyborów parlamentarnych i prezydenckich, a także ważność ogólnokrajowych głosowań referendalnych. Upraszczając nieco, można powiedzieć: kto ma Sąd Najwyższy, ten ma władzę.

Są głosy mówiące, że po uchwaleniu tej ustawy Polska, w gronie państw członkowskich Unii Europejskiej, spadła pod względem praworządności do rangi Węgier.

Kontekst europejski powinien być rozpatrywany z perspektywy kryzysu demokracji liberalnej w całym współczesnym świecie. Ukształtowane po II wojnie światowej porozumienie społeczne, które szanowało rządy prawa, podział władzy i niezależność sądów, przestaje mieć znaczenie. Jest to konsekwencja neoliberalizmu – liberalna demokracja okazuje się niekompatybilna z ustrojem kapitalistycznym w jego obecnej formie. Rządy prawa stają się mniej atrakcyjne i spada zaufanie do tego systemu. Taka jest także – powtarzając za ekonomistą Josephem Stiglitzem – cena nierówności. W świecie współczesnym narastają tendencje autorytarne, również dlatego że, owszem, budowano państwa prawne, ale nie budowano państw socjalnych – może z wyjątkiem Niemiec i Francji w pewnym okresie. Konieczna jest równowaga obu czynników – rządów prawa i sprawiedliwości społecznej. Brak tej równowagi prowadzi do poparcia koncepcji ograniczających podział władzy i budowania „orbánowskiej” demokracji większościowej, która moim zdaniem niewiele ma wspólnego z demokracją.

Sąd Najwyższy jest instytucją zaufania publicznego w sprawach dotyczących legitymizacji wszystkich władz w państwie, włącznie z sądowniczą, ponieważ stwierdza ważność wyborów parlamentarnych i prezydenckich, a także ważność ogólnokrajowych głosowań referendalnych. Upraszczając nieco, można powiedzieć: kto ma Sąd Najwyższy, ten ma władzę. | Ryszard Piotrowski

Wracając do ustawy: wśród samych sędziów Sądu Najwyższego nie ma zgody, jak na nią zareagować. Część z tych, którzy przekroczyli już nowy, niższy wiek emerytalny, wnioskuje o możliwość pozostania na swoich stanowiskach. Z kolei pierwszy prezes SN, Małgorzata Gersdorf, powołuje się na zapisaną w Konstytucji gwarancję nieodwoływalności sędziów i zapowiada, że ze stanowiska nie ustąpi przed końcem kadencji, co Jacek Sasin nazwał ostatnio „jawnym pogwałceniem prawa”. Która droga jest pana zdaniem lepsza?

Nie będę tego oceniał. To jest nowa ustawa, niezgodna z Konstytucją. Zobaczmy, w jakim kierunku pójdzie praktyka jej stosowania, która w ogóle nie powinna mieć miejsca. Warto pamiętać, że jeżeli w ciągu bardzo krótkiego czasu można zmienić ustawę o zmianie ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, to równie dobrze można w takim czasie przywrócić zgodność z Konstytucją ustaw sądowniczych. Tego się jednak nie robi, ponieważ w tym przypadku Stany Zjednoczone i Izrael nie wywierają presji. Gdyby tak było, to sprawa zostałaby załatwiona w ciągu doby. Brak jednak dostatecznie silnych grup wpływu, które broniłyby niezależności sądów w Polsce. To źle, ponieważ upadek polskiej demokracji liberalnej stanie się kolejnym elementem tej „pięknej” światowej katastrofy. Nie jest oczywiste, że przyszły świat będzie światem wartości liberalnych. Obojętność elit wobec erozji tych wartości jest zjawiskiem niepokojącym.

A co z Unią Europejską? Komisja Europejska wnosiła już do Trybunału Sprawiedliwości sprawę związaną z reformą ustawy o sądach powszechnych. W wyniku tego PiS zrezygnowało z seksistowskiego przepisu, w ramach którego sędziny miałyby wcześniej od sędziów przechodzić w stan spoczynku. Czy taka sytuacja mogłaby się powtórzyć?

Ta ustawa już obowiązuje i zmiany zostaną wprowadzone. Komisja Europejska zna prawo europejskie i wie, co ma robić. Fakt, że dotychczas nie podjęła bardziej efektywnych kroków, tylko zdecydowała się na oddziaływanie perswazyjno-inspirujące, był wyborem zakładającym nawrócenie rządzących na wartości demokracji liberalnej. Gdyby istniały odpowiednie warunki polityczne i gdyby zależało na tym na przykład Stanom Zjednoczonym, to problem rozwiązałaby się szybko. Tymczasem Europa ma poważne kłopoty, związane między innymi z kryzysem uchodźczym, więc jej instytucje nie mogą być w tej sprawie wystarczająco skuteczne. W swoim czasie rząd podporządkował się tymczasowej decyzji Trybunału o natychmiastowym wstrzymaniu cięć w Puszczy Białowieskiej dopiero pod groźbą kar finansowych.

Co się stanie z tą ustawą, jeżeli za rok PiS straci władzę? Czy może ona zostać zmieniona?
Tę kwestię trzeba rozważyć na tle reguł konstytucyjnych. Jeżeli zostanie utrzymana obowiązująca konstytucja, to należy zmierzać do przywrócenia Sądowi Najwyższemu jego niezależnej pozycji.

Czy widzi pan możliwość wprowadzenia w najbliższym czasie zmian w Konstytucji?

To zależy od wyników wyborów parlamentarnych. Jeżeli pozwolą one na stworzenie koalicji opowiadającej się za zmianami w Konstytucji i dysponującej w Sejmie większością dwóch trzecich oraz większością bezwzględną w Senacie, to zapewne Konstytucja zostanie zmieniona. Stanie się to niezależnie od tego, co będą myśleli obywatele. Pamiętajmy o ankiecie konstytucyjnej przeprowadzonej przez PiS, która zawiera różne sugestie dotyczące zmian w ustawie zasadniczej. Jeżeli okaże się, że wynik wyborów nie będzie korzystny dla większości obecnie rządzącej, lub pod wpływem różnych okoliczności większość ta zmieni zdanie, to przywrócenie konstytucyjnego stanu władzy sądowniczej jest jak najbardziej możliwe w drodze zmiany zwykłej ustawy.

Co się stanie z sędziami, którzy w ramach „czystki” emerytalnej zostaną bezprawnie usunięci z Sądu Najwyższego, oraz tymi, którzy w lipcu zajmą wakaty?

Wobec tych pierwszych należy stworzyć rozwiązania prawne, które pozwolą im na powrót do orzekania w Sądzie Najwyższym. Sprawa tych drugich wymaga bardziej wnikliwego rozważenia. Są tu możliwe dwa stanowiska wynikające z podejścia do konstytucyjności tej ustawy – ich mandaty można uznać za ważne lub nie. Osobiście nie opowiadałbym się za drugim stanowiskiem, ponieważ ci sędziowie będą przecież orzekać i wydawać rozstrzygnięcia, w związku z czym uchwalenie ustawy działającej wstecz byłoby ryzykowne i wątpliwe konstytucyjnie. W sprawach ustrojowych upływ czasu odgrywa znaczącą rolę, która zawiera się w konsekwencji nieodwracalności pewnych procesów. Powstaje dylemat: czy za pomocą prawa można zmieniać przeszłość? Byłbym tutaj ostrożny, ponieważ niewyważone podejście może negatywnie wpłynąć na zaufanie obywateli do prawa i orzecznictwa, a tym samym – do Rzeczypospolitej.

*/ Ilustracja wykorzystana jako ikona wpisu: Fot. David Berkowitz; Źródło_Flickr.com [CC BY 2.0]