Nakładem Wydawnictwa Adamada ukazała się książka „Awantura w bajkach” Agnieszki Olejnik z ilustracjami Pauliny Wyrt. Wpisuje się w trwający już od dłuższego czasu trend wariacji na temat klasycznych baśni, takich jak te o Śpiącej Królewnie, Jasiu i Małgosi czy Kopciuszku. Wśród tego typu utworów wyróżnić można takie, które łączą ze sobą elementy kilku klasycznych opowieści, jak na przykład „Księgę wszystkich rzeczy” Johna Connolly’ego czy opowiadanie Neila Gaimana „Śpiąca i wrzeciono”.
Tak też jest w przypadku książki Olejnik, choć ta skierowana jest do zdecydowanie młodszych czytelników niż teksty wspomniane powyżej. Opowiada o Wyspie Bajek, którą zamieszkuje wielu bohaterów znanych czytelnikom między innymi z tekstów braci Grimm, Charles’a Perraulta czy Hansa Christiana Andersena. Wszyscy żyją tu w zgodzie i spokoju, skupieni przede wszystkim na powtarzaniu (czy raczej odtwarzaniu) swoich historii ad infinitum. I tak na przykład Rybak zawsze w poniedziałki rano łapie Złotą Rybkę, uwalnia ją, a następnego dnia ona spełnia pierwsze życzenie jego żony. Czerwony Kapturek niestrudzenie odbywa swoją wędrówkę przez las w tę i z powrotem, a Śnieżkę regularnie budzą krasnoludki zdumione tym, że „ktoś siedział na ich krzesełkach i pił z ich kubeczków”. Wszyscy się tu znają i nikt nie żywi do siebie urazy. Zła Królowa piecze wyśmienite racuszki z wiśniami i nawet jeśli w ramach schematu fabularnego, który realizuje, występuje przeciwko Śnieżce, na co dzień bardzo się o nią troszczy.
Cała ta baśniowa, choć nieco uwspółcześniona rutyna zostaje jednak przerwana pewnego poranka, kiedy Czerwony Kapturek gubi swój kapturek, krasnoludki Królewnę Śnieżkę, a Rybak Złotą Rybkę. Baba Jaga bezskutecznie próbuje uspokoić zdezorientowanych mieszkańców i odnaleźć się w panującym chaosie. W końcu wyrusza na ratunek Śnieżce z pomocą Jasia (tego od Małgosi), Kapturka (z braku kapturka nazywanego Kasią) i krasnoludków Mędrka i Gapcia.
Bardzo mały rozumek tego ostatniego nie raz staje się przedmiotem żartów narratora. Inni bohaterowie, z Mędrkiem na czele, często wyjaśniają mu zresztą – na użytek młodszych czytelników – trudne słowa pojawiające się w tekście. Poza wplecionymi w dialogi „ultimatum”, „akcesoriami” i „strategią” styl opowieści jest jednak dość infantylny. Pod tym względem opowieść przypomina bajki sprzed lat, z wyraźnie obecnym dorosłym głosem w narracji, który zwraca się do dziecięcego adresata, często w formie bezpośrednich zwrotów. Choć sporo tu porozumiewawczych mrugnięć do czytelnika ponad głowami tych mniej „dojrzałych” bohaterów, jednocześnie w języku wyraźnie wyczuwa się dużą dozę narracyjnej protekcjonalności.
Za zamieszanie na Wyspie Bajek okazują się odpowiedzialni nieszczęśliwi mieszkańcy sąsiedniej Wyspy za Mgłą – „pisarze, którzy ich stworzyli, nie mieli dobrych pomysłów albo wymyślali coś tylko dla żartu. A czasem po to, aby postraszyć niegrzeczne dzieci”. Sąsiedni wyspiarze są więc niedokończeni i nikt nie może poznać ich historii. Postanawiają zatem szantażem odebrać baśniowym bohaterom ich magiczne artefakty, wierząc, że tylko w ten sposób odzyskają szczęście i pokonają rządzącego ich wyspą złego Maga.
Poza postaciami znanymi z baśni w książce Olejnik występują także: Pomarańczowy Smok, który nie potrafi ziać ogniem, gigantyczny Pajęczak z wadą wymowy i Psińcio, latający pies, według opisu przypominający też trochę krowę, trochę ptaka, a trochę może nawet smoka. Żadne z nich tak naprawdę nie ma złych zamiarów; szybko zaprzyjaźniają się z Babą Jagą i jej drużyną i proszą ich o pomoc w rozwiązaniu swoich kłopotów.
Trzeba odwagi, żeby bohaterami własnej bajki uczynić postaci wymyślone przez nieudolnych (fikcyjnych) pisarzy. Dla zachowania konsekwencji i zbudowania wiarygodnej narracji z założenia powinny one bowiem nie mieć fabularnego potencjału, wydawać się co najmniej bezbarwne, niespójne albo źle skonstruowane – jednym słowem nieciekawe. Jeśli faktycznie takie są, czy oznacza to sukces tej książki?
Nie jestem pewna, jak odpowiedzieć na to pytanie. Udani czy nie, mieszkańcy Wyspy za Mgłą są jednak niewątpliwie bardzo sympatyczni. Szczególnie uroczy wydaje się sepleniący pająk, trochę nierozgarnięty, ale pełen zapału, w miarę rozwoju akcji przeżywający swoją indywidualną, logopedyczną krucjatę. On i jego „licne niescęścia” to w moim odczuciu główne źródło komizmu w opowieści.
Całkiem na poważnie za to w jednym z rozdziałów Pajęczak mówi do bohaterów: „Jak ktoś dostanie swoją bajkę, to się jej trzyma, nawet jeśli jest nieudana”. To przekonanie sprawia, że mieszkańcy Wyspy za Mgłą tkwią w impasie niedokończonych wątków. I choć pod wpływem przybyszów z bajkowej krainy odnajdują w sobie wolę walki, szczęśliwe zakończenie zapewnia im dopiero magia Złotej Rybki. To dzięki niej wszystko dobrze się kończy, Smok, Pajęczak i Psińcio dostają swoje wymarzone, napisane od początku do końca historie, a ich sąsiedzi z Wyspy Bajek mogą bezpiecznie wrócić do domu.
Takie zakończenie zwraca szczególną uwagę w kontekście autotematycznego wątku opowieści – podczas gdy jednym z wyróżników baśni jako gatunku jest jej nieustanna ewolucja, która sprawia, że dana historia za każdym razem przeistacza się w coś nowego, bohaterowie z Wyspy Bajek z ulgą powracają do powielania starych fabularnych schematów, a ci z Wyspy za Mgłą z entuzjazmem moszczą się w skrojonych na zamówienie ciasnych narracyjnych ramach, wybierając między misją strzeżenia skarbu a ratowania królewny. Zgodnie z obawami Pajęczaka okazuje się więc, że rzeczywiście, jeśli ktoś już dostanie swoją bajkę, to warto się jej trzymać – o ile tylko zamyka ją szczęśliwe zakończenie. Postaci z „Awantury w bajkach” za wszelką cenę strzegą więc zastanego ładu. Baba Jaga przestrzega zresztą przyjaciół: „Różdżka powinna być używana tylko przez wróżki. Miotła – tylko przez czarownice. […] Inaczej świat stanie na głowie!”.
Oczywiście nie każda baśniowa wariacja ma za zadanie wydrwić stare schematy albo idylliczne szczęśliwe zakończenia. I chociaż to chyba w porządku, kiedy czasem świat staje na głowie, nikt nie oczekuje, że każda opowieść zaoferuje czytelnikowi tego rodzaju szaleństwo. Wydaje się jednak niepokojące, jeśli tekst narzuca odbiorcy – szczególnie dziecięcemu – wizję jedynej dobrej narracyjnej struktury. Tym bardziej, że w przeciwieństwie do klasycznych baśni, złe uczynki nie mają tu konsekwencji, bohaterowie nie otrzymują szansy na samodzielne przejście procesu inicjacji, a antagonista na świadome odkupienie win. Mój sprzeciw budzi więc uproszczony finał opowieści, w którym „wszyscy są szczęśliwi. Bo tak właśnie powinno być w bajkach”. Wolę myśleć, że w bajkach nic nie „powinno być”, a już na pewno nie wszyscy zawsze „powinni” być szczęśliwi. Tym bardziej, jeśli to szczęście zapewnia Złota Rybka.
Książka:
Agnieszka Olejnik, „Awantura w bajkach”, il. Paulina Wyrt, wyd. Adamada, Gdańsk 2018.
Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.