Szanowni Państwo!
Jak jednym słowem podsumować ostatnie kilka burzliwych lat w polityce? Obok wieloznacznego „populizmu” wysoko na liście z pewnością znalazłby się jednoznaczny „antyelitaryzm”. Niemal w każdym kraju zachodnim pojawiał się w minionych latach polityk głośno występujący przeciwko „elitom”: w Stanach Zjednoczonych Donald Trump, w Wielkiej Brytanii zwolennicy brexitu, we Francji Marine Le Pen, we Włoszech Matteo Salvini oraz Ruch Pięciu Gwiazd, a w Polsce Prawo i Sprawiedliwość. Co najważniejsze, bezwzględna krytyka „elit” w imię obrony interesów „ludu” okazywała się skuteczną bronią w walce o głosy.
Antyelitaryzm stał się zjawiskiem globalnym, a nad Wisłą doczekał się własnej mutacji. Do dziś, pomimo sprawowania władzy od trzech lat, w retoryce PiS-u występuje się przeciwko „elitom III RP”. W końcu warto byłoby zadać zasadnicze pytanie: kto należy do owych mitycznych polskich elit? Gdy Polaków zapytali o to ankieterzy, okazało się, że… właściwie nikt.
„Czy Pan/Pani uważa, że należy do jakkolwiek rozumianej elity?”. Na tak postawione pytanie sondażowe twierdząco odpowiedziało zaledwie 2 procent badanych! Aż 94 procent stwierdziło, że do żadnej elity nie należy (4 procent nie było w tej sprawie jasnego zdania).
Czym zatem są owe znienawidzone elity? Jak je w Polsce definiować?
Najważniejszym kryterium wyznaczającym przynależność do elit są dla Polaków… pieniądze i wpływy. Proszeni o wskazanie tego, kto ich zdaniem należy do elity, badani przywoływali osoby najbogatsze (79 procent), znanych artystów i celebrytów (72 procent) oraz właścicieli mediów (71 procent). Dla porównania tradycyjnie utożsamiani z elitą intelektualną nauczyciele otrzymali jedynie 36 procent wskazań.
Jak w komentarzu do badań pisze Mariusz Janicki: „Tylko 20 proc. zgodziło się ze stwierdzeniem, że «Elita to ludzie zasługujący na szacunek z racji intelektu, kompetencji i postawy moralnej»”. Pod koniec drugiej dekady XXI wieku elitaryzm kojarzy się Polakom przede wszystkim z pokaźnym majątkiem, realnym lub wyobrażonym, bo wielu tak zwanych „celebrytów” poziomem życia nie odbiega wcale od nikomu nieznanych przedsiębiorców, informatyków czy pracowników korporacji.
A zatem „elita” równa się „pieniądze”? To zbyt proste. Pytanie, czy Polacy, którzy sami się do elity nie zaliczają, chcieliby, aby do elit trafiły ich dzieci? Chciałoby tego jedynie 18 procent ankietowanych! Przeciwnego zdania jest 62 procent, a 20 procent nie potrafi odpowiedzieć. To ciekawe o tyle, że jeśli elita kojarzy się przede wszystkim z dobrą pozycją materialną i wpływami, to dlaczego nie chcieć takiej przyszłości dla swojego potomstwa?
Wychodzi na to, że w Polsce prawie nikt nie chce być elitą.
A przy tym w ostatnich latach doszło nie tylko do poważnej zmiany cech, które w oczach społeczeństwa wyróżniają elity – od wykształcenia, kompetencji intelektualnych i kapitału kulturowego, do majątku – a za tym także oceny samych elit (od prestiżu do niechęci).
Z czego wynika ta zmiana? Najprościej byłoby zrzucić winę na obecnie rządzącą partię, która z krytyki nieokreślonych „elit III RP” uczyniła narzędzie walki politycznej. W rzeczywistości jednak PiS – podobnie jak wiele innych partii antysystemowych na Zachodzie – nie tyle kształtuje nastroje społeczne, co przede wszystkim trafnie odczytuje nastroje już wśród ludzi obecne. Nie jest tak, że przez partię Jarosława Kaczyńskiego ludzie nie lubią elit, ale raczej, że Polacy nie lubią elit, a PiS w jakimś stopniu na tym skorzystało. Jeśli więc założymy, że antyelitaryzm Polaków nie jest powodowany polityką Jarosława Kaczyńskiego (a przynajmniej nie tylko), to skąd się wzięła niechęć do elit?
„Negatywny stosunek do elit można interpretować różnie: jako wyraz rozczarowania państwem, jako przywiązanie do ideału równości albo tradycyjnego społeczeństwa klasy średniej. Znacznie bardziej interesujące jest jednak inne pytanie: czy to pojęcie cokolwiek nam dziś wyjaśnia? Przyglądając się trzem często podawanym wskaźnikom elitarności, dochodzę do wniosku, że nie ma ono żadnej wartości. Szczególnie w Polsce”, twierdzi Łukasz Pawłowski z „Kultury Liberalnej”. I dodaje: „Chociaż kilka cech – przede wszystkim wykształcenie i zawód – kwalifikują mnie niby obiektywnie do grona «elit», nigdy nie chciałem i nie chcę być do nich zaliczany”.
Właśnie o tym problemie – niechęci młodych dobrze wykształconych Polaków do elity intelektualnej – pisał w swojej książce „Inteligenckość zaprzeczona” socjolog dr Piotr Kulas. „Musimy odzyskać pojęcie inteligencji”, mówi Kulas w rozmowie z Tomaszem Sawczukiem. Jego zdaniem odpowiedzialność tej grupy polega na nazywaniu problemów, proponowaniu rozwiązań i występowaniu w imieniu tych, którzy nie mają swojego głosu w sferze publicznej. Czy to znaczy, że niechęć do elit nawet wśród tych Polaków, których wszelkie cechy kwalifikują do elity, jest przejawem… tchórzostwa i niechęci do wzięcia odpowiedzialności za państwo?
„Myślę, że pro-«ludzka» i anty-«elitarna» narracja ma tak naprawdę na celu uwolnienie nas od bagażu odpowiedzialności za tych, którzy cierpią i potrzebują naszej pomocy”, pisze w swoim tekście Katarzyna Kasia z „Kultury Liberalnej”. Dodaje jednak, że „populistyczne strategie budowania solidarności społecznej na bazie nieustannego odwoływania się do potrzeb dyskryminowanej większości” są „bardzo krótkowzroczne”.
Innego zdania jest socjolog prof. Tomasz Zarycki, autor książki „Totem inteligencki”. Jego zdaniem niechęć do zaliczania się do elity inteligenckiej jest, paradoksalnie, dobrym wskaźnikiem przynależności do tej elity. „To zaprzeczenie można uznać właśnie za część etosu inteligenckiego, to jest figura retoryczna”, mówi Zarycki w rozmowie z Jakubem Bodzionym. Nie wypada mi na przykład powiedzieć w naszej rozmowie, że mam świetne publikacje, dostałem wielką podwyżkę i w planach mam kupno nowego domu w dobrej dzielnicy. […] Prędzej powiem, że prestiżowe pismo odrzuciło mi artykuł, słabo płacą, a w dodatku dach przecieka. W polskich warunkach to jest akceptowalna autopromocja, pod płaszczykiem której można przemycić informacje o tym, że pisze się książki, ma dobrą pracę i dom”.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”