Szanowni Państwo!
Dzieją się rzeczy niewyobrażalne. Zamknięcie największych ikonicznych miast globalnej wioski – na czele z Nowym Jorkiem – do tej pory było wyłącznie przedmiotem fantazji autorów filmów katastroficznych. A dziś, zaledwie kilka tygodni po tym jak wirus dotarł do Stanów Zjednoczonych, staje się faktem. Przestają działać usługi, które dotychczas uznawaliśmy za oczywiste – teatry, kina, giełdy, sklepy, lotniska, środki transportu. Zdjęcia pustego nowojorskiego Times Square, centrów Londynu, Paryża czy Rzymu dziś jeszcze szokują. Ale powoli stają się nową normalnością. A co się stanie po zakończeniu epidemii koronawirusa?
Być może… zacznie się susza i wróci kryzys migracyjny.
Brzmi jak ponury żart, ale to wcale nie wykluczony scenariusz. W obliczu teraźniejszych wyzwań niewielu ludzi próbuje sięgnąć wyobraźnią w jeszcze odleglejszą przyszłość. Mało kto ma też czas na refleksję nawet nad niedawną przeszłością. A przecież jeszcze na początku roku pojawiały się ostrzeżenia przed wybuchem światowego konfliktu (po zabiciu irańskiego generała Kasema Sulejmaniego i wobec rosnącego napięcia w regionie). Czy pamiętamy jeszcze o pożarach w Australii i Amazonii oraz wiszącej nad nami katastrofie klimatycznej, którą takie wydarzenia zwiastują? Czy pamiętamy o północnokoreańskim arsenale nuklearnym, wojnie w Syrii i tysiącach migrantów czekających u bram Europy?
Eksperci z rozmaitych dziedzin snują przewidywania o nadchodzącej katastrofie, złowrogo majaczącej na horyzoncie. Ekonomiści zapowiadają gospodarcze zapaści, psycholodzy plagi depresji i samobójstw, klimatolodzy od każdej strony przerabiają niewyczerpany temat katastrofy klimatycznej. Wśród politologów i specjalistów od spraw międzynarodowych zaś coraz częściej pada pytanie: jak będzie wyglądać polityka i relacje międzypaństwowe w tej nowej epoce katastrof?
Zwykli obywatele pytają, co to oznacza. I próbując sobie odpowiedzieć, sięgają po wyjaśnienia i pojęcia znane z przeszłości. Jednym z najczęściej przywoływanych, szczególnie od upowszechnienia informacji o globalnym ociepleniu, jest wizja globalnej apokalipsy.
Czy ma to głębszy sens? Tak, albowiem z apokalipsą jesteśmy dobrze obeznani – wszystko dzięki dziełom kultury, które regularnie sycą nas jej obrazem. Powracające wizje apokalipsy w kulturze analizuje dla nas w swoim tekście socjolog, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, Lech Nijakowski. „Dzieła kultury popularnej pozwalają powiedzieć coś ważnego o społeczeństwach, w których powstają i są odbierane. Rzeczywistość czerpie z kultury popularnej, a ta czerpie z rzeczywistości”, pisze.
Temat spektakularnego końca świata jest w naszej kulturze obecny od tysiącleci. Chrześcijaństwo jest przecież religią apokaliptyczną, zapowiadającą Sąd Ostateczny i rychłe, powtórne przyjście Chrystusa. Kościół katolicki przy okazji wybuchów zarazy potrafił relegitymizować swoją ziemską władzę. Wymownym symbolem były nowe świątynie dziękczynne budowane po ustaniu tej czy innej epidemii.
Wizje końca świata i przebieg takich wydarzeń jak epidemie wyraźnie przy tym spleciony jest z testowaniem istniejących ustrojów politycznych. Co wydaje się lepiej chronić obywateli: liberalna demokracja czy ustroje autorytarne? Widzimy, jak dwuznaczne są europejskie zachwyty sukcesami Chin w walce z pandemią covid-19. Jeśli ktoś uzna, że państwa Zachodu gorzej sobie radzą z koronawirusem, w następnej kolejności gotowy będzie zapytać, co z ich ustrojami jest nie tak.
W wydanej przez „Kulturę Liberalną” książce „Jak kończy się demokracja” brytyjski politolog i profesor Uniwersytetu Cambridge David Runciman pisze: „W połowie XX wieku liczono na to, że widmo katastrofy pobudzi do życia politykę demokratyczną – że otworzy ludziom oczy na zbliżające się niebezpieczeństwo”. Później demokracja zeszła na drugi plan, ale mieliśmy całą plejadę bohaterów bez skazy – Batmanów, Supermanów, Jamesów Bondów – którzy ratowali nasz świat przed każdym niebezpieczeństwem. Dziś jednak nie mamy nawet ich. W ostatnich latach rosnącą popularnością cieszyli się bohaterowie, którzy nie tylko nie chcą ratować obecnego świata – chcą go podpalić. Fenomenalny sukces ostatniego filmowego wcielenia Jokera doskonale ilustruje te zmianę nastrojów. „W ostatnim czasie widać w tych wszystkich obrazach rodzaj poczucia, że tak już dalej być nie może. Dotarliśmy do granicy, nie ma drogi wyjścia. Dokładnie tak się czujemy w świecie rzeczywistym, którego popkultura jest przecież odbiciem. I oto właśnie w takim momencie, w tym rozległym kryzysie, pojawił się koronawirus”, mówi filozof Tomasz Stawiszyński w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim.
Ten sceptycyzm wobec rzeczywistości, w której żyliśmy do tej pory, może się zatem pogłębić, skoro pandemia koronawirusa w oczach wyborców może obnażać słabości systemów politycznych. Co sprawiło, że wirus pustoszy akurat Włochy? Dlaczego Stany Zjednoczone wydają się słabo przygotowane do walki z pandemią? Czy tylko Chiny skutecznie opanowały zagrożenie? A może informacje płynące z Pekinu są niewiarygodne i służą przede wszystkim celom propagandowym?
Apokaliptyczne wizje świata niewątpliwie przyciągają naszą wyobraźnię. W końcu to rodzaj atrakcyjnej opowieści, w której sytuacja jest zła i bez wątpienia będzie jeszcze gorsza. Oto „przyszłość” staje się „teraźniejszością”, bo prezentowane obrazy apokaliptyczne wyobrażamy sobie tak, jakby rozgrywały się już tu i teraz. W radykalnych ujęciach apokalipsy nie ma miejsca na wątpliwości, nie ma też miejsca na przypadek. Każdy z nas ostatecznie zostaje zdegradowany do roli bezbronnego widza w porażającym spektaklu.
Warto zachować ostrożność wobec uroku takiego „myślenia apokaliptycznego”, w ostatecznym rozrachunku nadawcy takich treści próbują nas przekonać, że nasza wolność jest niewiele warta lub że nie ma jej wcale. A choćby obecny kryzys z covid-19 najlepiej dowodzi, jak wiele zależy od tego, co realnie zrobimy dla siebie i dla naszych bliskich.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”