Emilia Kaczmarek napisała w swoim komentarzu po wyroku Trybunału Konstytucyjnego, że „to nie jest moment na kolejny wyważony tekst o moralnej ocenie aborcji”. Pozwólcie mi napisać do Was moim własnym językiem, który może wydawać Wam się śmieszny. Ale ja też czytam Wasze artykuły.
Ja też zaliczam się do tych kobiet, które chcą mieć dzieci – zdrowe dzieci. Wiem, jakim dramatem jest odkrycie jeszcze przed porodem, że ma się chore dziecko. Znam kilka osób, które z taką wiadomością się mierzyły. Jednym znajomym ostrzeżonym o ryzyku wady wrodzonej (zespołu Downa) urodziła się zdrowa dziewczynka. Inni mają synka dwa tygodnie starszego niż mój. Od roku kosztem wielkich ofiar zmagają się z jego ciężką chorobą – nie są w stanie uzyskać odpowiedzi, czy kiedykolwiek będzie lepiej.
Mój starszy syn koleguje się blisko w przedszkolu z chłopcem, który urodził się jako trzecie dziecko – drugie ma zespół Downa, potem przyszła na świat jeszcze zdrowa córeczka. Wiem, że są ludzie, którzy po doświadczeniu traumy oczekiwania na narodziny i śmierć dziecka, stanowczo nie zgadzają się na to, żeby komukolwiek odbierać prawo do decyzji w takiej sytuacji. Zwłaszcza że nie każdy otrzyma w niej dobre wsparcie medyczne, psychologiczne i duchowe. Myślę też, że również decyzja o aborcji dla większości kobiet w tej sytuacji musi być potwornym doświadczeniem.
Widzę dobrze, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego w tej chwili – a przede wszystkim pozwolenie posłom PiS-u na wyjście z wnioskiem, który do tego wyroku doprowadził – to elementy cynicznej gry Jarosława Kaczyńskiego. Wypowiedź tego polityka, że chore dzieci powinny zostać urodzone, by mogły zostać ochrzczone, świadczy o nieznajomości katolicyzmu. O chrzest powinni prosić rodzice, którzy mogą wziąć za dziecko odpowiedzialność. Chrzest nie może być gwałtem. W wiadomościach w Polskim Radiu następnego dnia po wyroku słyszałam chłodną informację, że Kościół popiera wyrok, a protestują środowiska kobiece.
Wybaczcie, ale ja też jestem kobietą. Należę do środowisk kobiecych, które z tym wyrokiem się solidaryzują.
Ja też boję się tego, co stanie się z tym tysiącem niechcianych niepełnosprawnych dzieci rocznie, z których spora część zostanie usunięta za granicą, część nielegalnie w kraju, przed lub po porodzie, część zostanie oddana do domu dziecka (zmiana prawa nie oznacza, że kobiety będą zmuszane do zatrzymania chorego dziecka po porodzie). Ale być może, dzięki prawnej ochronie, kilkoro z nich, może jedno, po pierwszym szoku rodziców okaże się chciane i kochane mimo wszystko. Ze względu na tych kilkoro, na to jedno, taka ochrona ma z mojej perspektywy sens.
Prawo odzwierciedla naszą wiedzę o świecie i postawę, jaką wobec tego obrazu przyjmujemy. Stanowione przez obywateli, niekoniecznie tych, których dana sytuacja bezpośrednio dotyczy (mężczyzn, kobiety, ludzi niepłodnych etc.), nadaje obiektywny kontekst wszystkim jednostkowym sytuacjom i dramatom. Decyzja Trybunału jest odzwierciedleniem konstatacji, że zarodek oraz płód, od momentu połączenia komórek rozrodczych, jest oddzielnym człowiekiem i jako taki ma prawo żyć. Państwo nie powinno rozkładać rąk i stwierdzać, że skoro tego człowieka nie chcą jego rodzice, można się go pozbyć. Władza rodzicielska ma swoje granice. Wyrok jest więc dobrą decyzją i mam nadzieję, że pomimo podgrzewania wojennej atmosfery wokół niego, przetrwa do czasu, gdy możliwe będzie spokojne wdrażanie go. I że walka o przepisy nie przyćmi konieczności rozmowy i wzajemnej pomocy (nie tylko prawnej) we wszystkich sytuacjach, które tego wymagają.
Autorka obrazu ilustrującego wpis: Marta Zawierucha