Partnerstwo bez granic, rozwój współpracy, wzajemne wsparcie dla polityki zagranicznej oraz budowa wielobiegunowego świata – to cele zadeklarowane przez przywódców Chin i Rosji podczas niedawnej wizyty rosyjskiego dyktatora Władimira Putina w Pekinie. Spotkaniom rosyjskiego prezydenta z Xi Jinpingiem towarzyszyła oprawa godna dworu królewskiego – rozwinięty ceremoniał powitalny, kompanie honorowe i wzajemne komplementy w rozpoczynających wizytę przemówieniach. Azja lubi ceremoniały, lubi dyplomatyczne rytuały i ceni przestrzeganie etykiety. A przede wszystkim kocha gesty.

Otwarte jednak pozostaje pytanie, czy za krzepiącymi deklaracjami o równoprawnym partnerstwie, które nie są skierowane – jak zgodnie zapewniali Xi Jinping i Putin – przeciw państwom trzecim, kryje się rzeczywista możliwość takiej współpracy. Rzeczywistość geopolityczna, gospodarcza i demograficzna, w której funkcjonują oba kraje, zdaje się przeczyć takiej możliwości.

Rosyjskie atuty słabną

Rosja wymiera. Kraj ten zamieszkuje niemal 145 milionów ludzi, ale jego sytuację demograficzną charakteryzuje rosnąca śmiertelność i malejący przyrost naturalny. To oznacza, że liczba ludności w Rosji będzie spadać.

W przypadku Chin trudno mówić o wymieraniu, choć kraj ten też przeżywa problemy demograficzne. Podobnie jak w Rosji – rośnie umieralność, spada wskaźnik dzietności. Jeżeli te trendy się utrzymają, to wedle prognoz przed końcem XXI wielu liczba ludności w Państwie Środka spadnie poniżej miliarda z dzisiejszej liczby miliarda czterystu milionów. Mimo to zasoby ludzkie Chin są zdecydowanie większe od zasobów Rosji i pozwalają temu krajowi na dynamiczny rozwój.

Od momentu agresji przeciw Ukrainie Rosja jest politycznie coraz bardziej izolowana na scenie międzynarodowej. Nie uczestniczy w spotkaniach najważniejszych światowych graczy. To, że są kraje, które utrzymują bieżące kontakty z moskiewskim reżimem, nie oznacza, iż Rosja odgrywa istotną rolę na światowej scenie. Fakt, że do Moskwy przybywają z wizytami przywódcy afrykańskich czy azjatyckich dyktatur, nie podnosi jej roli politycznej na świecie. W wymiarze wewnątrzrosyjskim wizyty te wykorzystywane są propagandowo i mają przekonać społeczeństwo, iż Rosja nie jest samotna, że nadal jest ważnym graczem o znaczeniu światowym.

Odwiedzający Moskwę autokraci szukają na Kremlu wyłącznie wsparcia militarnego dla swoich reżimów. Uzyskują je za cenę przyznawania spółkom rosyjskim dostępu do cennych kopalin w swoich krajach. Tyle tylko, że wojna z Ukrainą wyczerpuje możliwości rosyjskie w zakresie wsparcia afrykańskich i azjatyckich dyktatur sprzętem wojskowym. Coraz częściej to raczej Rosja jest wspierana przez przywódców w rodzaju Kim Dzong Una, tyrana Korei Północnej, czy też fundamentalistycznych władców Iranu. Dlatego też raczej wcześniej niż później dyktatorzy afrykańscy będą zmuszeni znaleźć innych dostawców broni.

Owszem, putinowska Rosja handluje z kilkoma istotnymi krajami i gospodarczo, nie jest w pełni izolowana, a zachodnie sankcje są dziurawe jak zardzewiały durszlak. Tyle że handel ten zdaje się bardziej opłacalny dla kontrahentów Rosji niż dla niej samej.

Cena awanturniczej polityki

Przykładem może być choćby trwająca w ostatnich dwóch latach ożywiona wymiana handlowa Rosji z Indiami. Indie kupowały wszak rosyjską ropę i węgiel w ilościach znacznie przewyższających wolumeny sprzed czasu zachodnich sankcji nałożonych na Rosję. Ale w sytuacji zachodniego embarga na rosyjską ropę to już Indie dyktowały ceny, Moskwa bowiem dramatycznie potrzebowała zbytu na te produkty. Potrzebowała także pieniędzy na podtrzymywanie swej machiny wojennej. Sprzedawała więc ropę i węgiel z dużymi rabatami. Problemem w handlu indyjsko-rosyjskim okazała się także możliwość płacenia za towary z Rosji w indyjskich rupiach. W efekcie Moskwa zgromadziła spory zapas indyjskiej waluty, z którą nie bardzo wie co zrobić. Indusi nie są bowiem skłonni eksportować do Rosji swych towarów i otrzymywać zapłaty w rupiach.

Przykład indyjsko-rosyjskich relacji handlowych nie jest odosobniony. Awanturnicza polityka Moskwy sprowadziła Rosję do pozycji petenta w relacjach międzynarodowych. Musi ona zabiegać o możliwość prowadzenia handlu z niewielką liczbą krajów. Kraje te zaczęły w obecnej sytuacji dyktować Moskwie warunki współpracy. Tym bardziej, że jedynym towarem, którym w obecnej chwili Rosjanie mogą kusić potencjalnych kontrahentów, są surowce naturalne. W krajach takich jak Chiny czy Indie zapotrzebowanie na surowce energetyczne jest nadal ogromne, ale nie tylko Rosja może być ich dostarczycielem. Ponadto Chiny, a i Indie również bardzo dbają o dywersyfikację dostaw surowców decydujących o bezpieczeństwie energetycznym kraju. Ma ono bowiem istotny wpływ na szeroko rozumiane bezpieczeństwo państwa.

Współczesna Rosja nie jest w stanie zaproponować swym nielicznym kontrahentom niczego więcej poza surowcami. Jej przemysł przestawiony w dużej części na tryby gospodarki wojennej z trudem zaspokaja potrzeby rynku wewnętrznego. Czyż Rosja produkuje i gdziekolwiek eksportuje w dużej liczbie samochody, sprzęt elektroniczny, artykuły AGD i tym podobne towary? Oczywiście nie. Jej rynek wewnętrzny jest coraz bardziej ubogi. Segment zbrojeniowy, który niegdyś był lokomotywą eksportu, systematycznie znika z rynków światowych. Dzieje się tak zarówno ze względu na to, że sprzęt nie jest dostatecznie nowoczesny, jak i z powodu z trudem zaspakajanych potrzeb rosyjskich sił zbrojnych. Zresztą wojna z Ukrainą pokazała odbiorcom rosyjskiego uzbrojenia, iż nie jest ono tak dobre, jak twierdzą Rosjanie.

Monolog chińskiego smoka

To tylko kilka sygnałów, których celem jest nakreślenie miejsca Rosji, rządzonej przez Władimira Putina, w relacjach z takim mocarstwem, jakim są Chiny. Rosyjski partner tego duetu jest oczywiście nieporównywalnie słabszy, ma ogromnie ograniczone pole manewru w politycznym i gospodarczym dialogu z Pekinem. Można nawet zaryzykować pogląd, iż nie jest to już dialog, ale raczej monolog chińskiego smoka, który jedynie odpowiada na prośby kierowane pod jego adresem przez rosyjskiego niedźwiedzia. A ten niedźwiedź potrzebuje wsparcia przede wszystkim w zakresie komponentów potrzebnych w przemyśle zbrojeniowym. Pekin zdaje się odpowiadać pozytywnie na takie potrzeby, cóż jednak może Chinom zaproponować Władimir Putin?

Oczywiście ropę. Tylko że Chiny wcale nie muszą korzystać z kolejnych nitek ropociągu Siła Syberii. Po pierwsze, nie chcą uzależnić się energetycznie od Moskwy, po drugie – musiałyby w znacznej części sfinansować realizację takiego przedsięwzięcia. Nie jest przy tym tajemnicą, że rosyjski przemysł wydobywczy przeżywa poważne problemy w efekcie zachodnich sankcji. Oczywiście są one omijane poprzez sprowadzanie niezbędnego wyposażenia przy pomocy pośredników. Ale nie jest to tak proste i wymaga układania się z takimi pośrednikami, jak choćby kraje Azji Centralnej. Tak więc to Chiny musiałyby przejąć prowadzenie syberyjskich inwestycji, by mogły one zostać szybko i sprawnie przeprowadzone. Pytanie, jaką cenę Moskwa musiałaby zapłacić za taką współpracę z Pekinem. Jej elementem byłby z pewnością dostęp do syberyjskich bogactw. A to już kolejny etap chińskiej ekspansji na północ.

Ekspansja ta trwa zresztą już od dawna. Kilkanaście lat temu, podczas spaceru po gdańskiej Starówce, opowiadał mi o tym były przewodniczący Rady Federacji, wyższej izby rosyjskiego parlamentu – Siergiej Mironow. Rosyjski polityk żalił się, że będąc we Władywostoku, miał problem ze znalezieniem restauracji, w której mógłby zjeść tradycyjne potrawy kuchni rosyjskiej. W tym portowym mieście przeważały bowiem restauracje prowadzone przez Chińczyków i Koreańczyków, serwujące rzecz jasna potrawy ich narodowej kuchni. Zaczęło się od kuchni, ale w czerwcu 2023 roku Rosja zezwoliła Chinom na transportowanie przez port we Władywostoku towarów wysyłanych z północno-wschodnich prowincji do miejsc docelowych w południowych Chinach. Jednocześnie na chińskich mapach Władywostok nosi obecnie nazwę Haishenwai, co jest powrotem do tradycyjnej nazwy tego miasta. Do roku 1860 miasto to należało bowiem do Chin.

Z własnych podróży na Syberię, które odbyłem w ostatnich latach XX wieku, pamiętam, iż choćby w Irkucku bazarowy handel zdominowali Chińczycy, a duża część produktów wytwarzana była przez chińskie fabryczki ulokowane tuż przy granicy chińsko-rosyjskiej, także na terytorium Federacji Rosyjskiej. Mieszkańcy Irkucka często mówili mi wówczas, że do chińskiego miasta Shenyang jest im bliżej, aniżeli do rosyjskich metropolii. Tworzenie korytarzy handlowych pomiędzy Syberią i Chinami, a także oferta bliższych kontaktów z Chinami kierowana do ludności Syberii to tylko niektóre elementy chińskiej ekspansji na północ. Kto wie, czy nie tego obawiał na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych Józef Stalin, gdy zachęcał przewodniczącego Mao do ekspansji na południe i ataku na Tybet. Jego efektem miało być podporządkowanie tego obszaru władzy chińskiej.

Współcześnie Chiny ekspandują nie tylko do Azji Południowo-Wschodniej, do krajów takich jak Laos czy Kambodża. Ambicją Pekinu jest zdobycie dostępu do bogactw Syberii, a także ekspansja na wody arktyczne i wykorzystanie tak zwanej Północnej Drogi Morskiej. Jest to szlak, który wraz z ociepleniem klimatu oraz postępem technologicznym pozwoli skrócić znacznie czas transportu towarów z Chin do Europy. Powiększająca się zależność Moskwy od Pekinu sprawia, że perspektywy chińskiej ekspansji na północ stają się coraz bardziej realne.

Czy niedźwiedź zostanie połknięty?

Podczas wizyty Putina w Chinach z Pekinu popłynęły zapewnienia o koordynacji polityk zagranicznych obu krajów. Pekin nigdy nie potępił ataku Rosji na Ukrainę, ale jednocześnie podkreśla konieczność przestrzegania prawa międzynarodowego i poszanowania ustanowionych nim granic. Rosja te prawa złamała i zaatakowała sąsiada. Czy po spotkaniu Putina z Xi Jinpingiem Pekin poprze rosyjską inwazję? Wydaje się to mało prawdopodobne. Chiny nie będą chciały narażać na szwank swoich relacji z partnerami zachodnimi, które i tak w obecnie są o krok od wojny handlowej.

Jednocześnie Pekin wcale nie widzi powodu, by zachęcać Rosję do zakończenia wojny. Wszak osłabia ona Rosję, powoduje, że kraj ten staje się coraz bardziej zależny wyłącznie od kilku partnerów, z których Pekin jest najważniejszym. Przykładem postępującej zależności Rosji od Chin jest chińsko-rosyjski handel ropą i gazem, który jest kroplówką finansową umożliwiającą Moskwie prowadzenie wojny. Innym przykładem jest rosnąca zależność rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego od komponentów pozyskiwanych w Chinach lub za pośrednictwem Chin. W obecnej sytuacji, to nie Chińczycy chcieliby mieć dostęp do rosyjskich technologii wojskowych, ale raczej Rosja potrzebuje dostępu do chińskich osiągnięć w sferze zbrojeniowej.

Pozostaje jeszcze chińsko-rosyjskie dążenie do budowy świata wielobiegunowego. Tutaj rzeczywiście interesy obu krajów są zbieżne. Zastąpienie dominacji świata zachodniego, którego liderem są Stany Zjednoczone, wielobiegunowym systemem relacji międzynarodowych od dawna jest celem artykułowanym zarówno przez Federację Rosyjską, jak i Państwo Środka. Wykorzystywanie w tej grze Rosji przez Chiny nie ulega wątpliwości. To przydatny partner. Ale i w tej kwestii duetem chińsko-rosyjskim dyrygować będzie Pekin, a Moskwie przypadnie wyłącznie rola mało znaczącego suflera. Chiński smok zdaje się coraz bliżej połknięcia rosyjskiego niedźwiedzia.