Polaryzacja kojarzy się zwykle źle. Tymczasem pozytywną stroną ostrych podziałów politycznych jest właśnie to, że wyborcy chcą udać się do urn. Przestają narzekać na państwo z dykty czy kartonu. Wierzą, że coś od nich zależy.

Co do wyników, po pierwszych exit pollach nie ma żadnego zaskoczenia. W niedzielny wieczór zaraz po 21 minimalnie wygrywa Rafał Trzaskowski. Po 23 mamy zwrot akcji. Z wyników late poll wynika, że wygrywa Karol Nawrocki.

Jednak jednocześnie dziś wieczorem były prezydent Aleksander Kwaśniewski mówi: „Radziłbym wstrzymać się z entuzjazmem”. I słusznie. Wszystko nadal w granicach błędu statystycznego. Ostatecznie sondaże pokazywały, że kandydaci idą łeb w łeb – i trzeba powiedzieć jedno. Skoro do ostatniej chwili nie wiemy, kto wygra, to znaczy, że w Polsce roku 2025 naprawdę mamy demokrację.

Fakt, że osoba szerzej nieznana ociera się o zwycięstwo, świadczy, że w Polsce głową państwa może zostać naprawdę każdy. Jak się okazało, milionom rodaków nie przeszkadzały ciemniejsze momenty w biografii kandydata. Warto o tym pamiętać. Podobnie, jak o tym, że ostateczny wynik będzie także przyczynkiem do oceny nie tylko kandydatów, lecz także tych polityków, którzy ich namaścili, czyli Donalda Tuska oraz Jarosława Kaczyńskiego.

To triumf polityki polaryzacji. Chociaż w żadnym wypadku nie można ich sprowadzić do wspólnego mianownika, to oni od 20 lat u władzy zamieniają się miejscami. I znów rozdali nam karty. Czekamy do rana na wyniki.

Warto zatem powiedzieć kilka mniej entuzjastycznych słów – o tym, z jakim „dorobkiem” wkraczamy w pięciolecie nowej prezydentury. Kampania wyborcza w dwóch turach przejechała się po III RP jak rozpędzony ekspres.

Po pierwsze, zdziczenie polskiej polityki

Świat dawnych kampanii wyborczych wraz z debatami odszedł na zawsze. Nigdy w III RP świat debat nie był idealny, zawsze wyrażał jednak nadzieję na minimalne cywilizowanie się polskiej polityki. Te marzenia obecnie leżą w gruzach. W kampanii wyborczej otwarcie posługiwano się językiem nienawiści – wobec rodaków! O nienawiści do obcych nawet nie ma co wspominać.

Po drugie, biznes próbuje zjeść politykę

Należy mocniej odnotować trend roku 2025. Gwiazdami kampanii stali się biznesmeni, którzy używają polityki do zwiększenia własnych zarobków. Idą po prostu z duchem czasu. Ich model biznesowy jest ściśle spleciony z własną popularnością oraz nowymi mediami. Prezydent Donald Trump, który między innymi handluje własną kryptowalutą, stanowi dowód, że światowe trendy są już obecne nad Wisłą. Pojęcie „konflikt interesów” trafia na śmietnik Historii.

Po trzecie, terror nacjonalizmu

Można było odnieść wrażenie, że w kampanii wyborczej wskazywano nam jedną drogę polityczną. Zmieniały się tylko odcienie. Nacjonalizm to, nacjonalizm tamto. Przed pierwszą turą zapanował prawdziwy terror intelektualny. Nie jest do końca żartem trzeba stwierdzić, że mieliśmy w wyborach wybór następujący: nacjonalizm liberalny, nacjonalizm lewicowy i nacjonalizm nacjonalistyczny. Mało kto miał odwagę i intelektualne zasoby, aby realnie się temu zjawisku przeciwstawić. „Kto nie z nami, ten zdrajca” itd.

Czekamy na wyniki. Widzimy, że Polska jest podzielona pół na pół. Emocje związane z wyborem pomiędzy Trzaskowskim a Nawrockim nie były zatem przypadkowe.