Unia musi okiełznać swoich dyktatorów
Jeśli Unia Europejska okaże się niezdolna do zastosowania sankcji wobec dyktatorów panujących wewnątrz jej granic, może po prostu nie przetrwać. I może, w takim przypadku – nie powinna.
Jeśli Unia Europejska okaże się niezdolna do zastosowania sankcji wobec dyktatorów panujących wewnątrz jej granic, może po prostu nie przetrwać. I może, w takim przypadku – nie powinna.
Ostatecznie rzecz biorąc, jeśli spojrzeć na ludową historię Polski, to jakie były jej postulaty? Więcej niezależności od panów, więcej praw i wolności. Można powiedzieć: żeby było bardziej tak, jak jest dzisiaj.
„Ukrytą tezą tej książki, która nie jest nigdzie wprost wypowiedziana, jest to, że nowoczesność się kończy. A wraz z nowoczesnością kończy się też jej ulubiona forma polityczna, czyli demokracja liberalna”. O książce „Lęk i olśnienie. Esej o kulturze niepokoju” z prof. Leszkiem Koczanowiczem rozmawia Michał Matlak.
Polska polityka europejska znów wchodzi w ostry wiraż. Ten manewr może jej zaszkodzić na kolejne dziesięciolecia. Poniżej przedstawiam powody, by stwierdzić, że weto to bardzo zły pomysł.
Ponad sześć lat podróżowania po Polsce. Sześćset odwiedzonych wsi i miasteczek. Dziewięć tysięcy zdjęć. A także rozmowy, rozmowy, rozmowy. Wynik? Wyjątkowy album, który po raz kolejny każe postawić pytanie, czym tak naprawdę jest polska prowincja.
W nowej książce Piątek postawił przed sobą zadanie – z jednej strony rozmontować dotychczasowy mit powojennego Biura Odbudowy Stolicy jako przybudówki partii komunistycznej, z drugiej – stworzyć nowy mit tej instytucji. Udało mu się. „Najlepsze miasto świata” to wiarygodna opowieść o ludziach, których zaangażowanie miało pozapolityczne źródła.
„Wymyślenie nowej marki, stworzenie nowego polskiego lub słowackiego samochodu jest po prostu niewykonalne. Proszę mi podać podwód, dla którego miałby pan stworzyć polską markę? Co by to panu dało?”, mówi były sekretarz generalny Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów.
Polityczni populiści bywają nazywani przez politologów „wielkimi upraszczaczami”. W złożonym świecie oferują proste wyjaśnienia i łatwe recepty. Epidemia koronawirusa to dla nich prawdziwa manna z nieba.
„Obecnie płacimy cenę za szkody, jakie populiści wyrządzili naszym demokracjom przez ostatnie lata. Krytycy populizmu zawsze podkreślali, jak duże niebezpieczeństwo stanowią rządy, które upolityczniają każdy aspekt życia publicznego, podważają zaufanie do instytucji oraz ich autorytet i odrzucają opinie ekspertów i naukowców”, mówi amerykański politolog, autor książki „Lud kontra demokracja”.
Prawo i Sprawiedliwość nie chce przesuwać daty wyborów. A dlaczego nie chce? Bo chce wygrać. A wygrana Andrzeja Dudy 10 maja jest dużo bardziej prawdopodobna niż miesiąc lub dwa miesiące później. Proste i logiczne.
W czasie epidemii liczy się sprawdzona i rzetelna informacja. Partia rządząca nam jej nie dostarcza, a jej politycy najzwyczajniej kłamią – albo wtedy, gdy zapewniają, że wszystko jest pod kontrolą, albo wówczas, gdy jak minister Szumowski twierdzą, że nie wiedzą, jak długo potrwa epidemia, a najgorsze jeszcze przed nami. Opozycja musi te sprzeczności nagłaśniać.
„Nie wierzę w żadną globalną rewolucję na rzecz empatii czy końca kapitalizmu, bo to po prostu nie jest możliwe. Obawiam się więc, że rzeczywistość po epidemii stanie się na dłuższą metę jeszcze bardziej brutalna. Ale na pewno skończył się świat, który znamy. Powrotu do dawnego modelu życia nie będzie”, mówi filozof i publicysta.
Wprowadzenie zakazu przylotów do Polski, i to z zaledwie niespełna dwudniowym wyprzedzeniem, wydaje się odważną i słuszną decyzją. Ale konsekwencje działania rządu naraziły nas – a tym samym także innych ludzi, z którymi mieliśmy kontakt – na znacznie większe niebezpieczeństwo zakażenia.
„Jeśli z powodu koronawirusa mielibyśmy zatrzymać handel światowy, to jest ogromne zagrożenie dla wszystkich – potężny impuls recesyjny. […] Gdybyśmy nagle obudzili się w takim świecie, to szykować się trzeba na wojnę, a nie na recesję. To byłby gigantyczny krok do tyłu”, mówi ekonomistka, profesor Joanna Tyrowicz.
W pewnym sensie rozumiem, że hierarchowie rzymskokatoliccy mogą się obawiać, że jeśli ludzie – te 10,5 miliona, które pojawia się na mszy w zwykłą niedzielę – teraz przestaną uczestniczyć w życiu Kościoła, już nigdy do niego nie wrócą. Takie myślenie uważam jednak za wyraz braku wiary w Boga i, jednocześnie, we własną sprawczość.