0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > PAWŁOWSKI: Nieśmieszne manaty...

PAWŁOWSKI: Nieśmieszne manaty i miś poniżej naszych możliwości

Łukasz Pawłowski

Nieśmieszne manaty i miś poniżej naszych możliwości

Wyobraźcie sobie, że do waszego wielkiego biura producenta filmowego wchodzi Seth MacFarlane, autor „Family Guya” – jednej z najpopularniejszych amerykańskich kreskówek dla dorosłych – i chce Wam sprzedać swój nowy pomysł.

Film – tym razem fabularny – opowiada o Johnie Bennetcie, chłopcu-nieudaczniku, podwórkowym popychadle, który przygnębiony brakiem towarzystwa prosi spadającą wigilijną gwiazdkę o prezent – przyjaciela. Gwiazdka życzenie spełnia, a kompanem chłopca zostaje cudownie ożywiony pluszowy miś – Ted. Lata mijają, John rośnie, a Ted… razem z nim. Bawią się na ulicy jako dzieci, szaleją w liceum, piją na studiach, dzielą mieszkanie, są razem, gdy John znajduje kiepsko płatną, ale bezstresową pracę w wypożyczalni samochodów, i gdy zaczyna spotykać się z Lori, wysoko postawioną specjalistką od public relations. Przepis na życie z Tedem nie jest skomplikowany – piwo, fajka wodna i niekończące się seanse kiczowatego amerykańskiego science fiction. Kiedy jednak po czterech latach związku z Lori John ani myśli pozbywać się Teda, a Ted ani myśli przestać się bawić, dziewczyna stawia warunek – albo misio, albo ona. Nasz bohater wybiera dorosłe życie u boku kobiety, ale jak każdemu chłopcu niełatwo będzie mu się rozstać z ukochanym pluszakiem. Jak to się skończy? Oczywiście, dobrze, a zanim się skończy, ma być zabawnie. To jak, bierzecie?

Ludzie z Universal Pictures wzięli i… dobrze na tym wyszli. Film, który kosztował 50 milionów dolarów, a tylko w Stanach Zjednoczonych zarobił już niemal pięć razy tyle.

Trudno się dziwić – pomysł miał MacFarlane świetny, jednak mimo sukcesu komercyjnego jego fabularny debiut to nic więcej jak jednosezonowa komedia pełna sprośnych gagów, fizjologicznych odgłosów, żartów z wszelkich możliwych mniejszości społecznych oraz przytyków do amerykańskiej popkultury. I nie w tym rzecz, że humor tego rodzaju nie bywa zabawny, ale w tym, że w tym filmie jest tak tylko z jednego powodu. Niemal wszystkie żarty bawią wyłącznie dlatego, że wypowiada je słodki pluszowy miś.

Postać Teda nakreślona została jednym grubym pociągnięciem edytora tekstu – to „myślący metką” bezczelny libertyn o rozbrajającej powierzchowności – śmieszy na zasadzie tego prostego kontrastu, nic więcej. Gdy na miejscu pluszaka wyobrazimy sobie inną postać, choćby użyczającego mu głosu McFarlane’a, cały komizm znika. W tym sensie Tedowi daleko choćby do Briana, gadającego i pieklenie inteligentnego psa z „Family Guya”. Brian nie znosi amerykańskiej prawicy, głosuje na Partię Demokratyczną, czyta książki, prowadzi samochód, pisuje powieści, a nawet romansuje ze swoją panią, ale ostatecznie jest tylko psem – boi się odkurzacza i zawsze aportuje rzuconą piłeczką tenisową. Filmowy misio o tak złożonej osobowości może co najwyżej pomarzyć.

A szkoda, bo z pierwotnego pomysłu MacFarlane mógł wycisnąć znacznie więcej. Kilka potencjalnych dróg sugeruje zresztą sam film. I tak wiemy na przykład, że Ted – jako pierwszy żywy miś pluszowy – miał w Stanach swoje pięć minut sławy. Był na okładce „Rolling Stone”, udzielał wywiadów, romansował z gwiazdami estrady, bywał na salonach zachodniego wybrzeża. Wkrótce jednak popularność minęła i obecnie nikt, poza dwójką szalonych fanów, nie zwraca na niego uwagi. Co sprawiło, że miś utracił status gwiazdy? Czy i jak sobie z tym poradził? Co widziały w nim kobiety, które zdobywał? Dlaczego obecnie gadający pluszak nie robi już na Amerykanach żadnego wrażenia? Każdy z tych wątków ma potencjał komediowy lepszy niż kolejny kosmaty dowcip czy żart z popkultury – albo tak oczywisty, że mało zabawny, albo tak hermetyczny, że dla większości widzów niezrozumiały.

W jednym z odcinków konkurencyjnego dla „Family Guya” „South Parku” Eric Cartman odwiedza studio produkujące kreskówkę MacFarlane’a. Podekscytowany trafia do pokoju scenarzystów serialu, którymi okazuje się… stado manatów (to te ssaki morskie przypominające przerośnięte foki). W swoim basenie mają ogromną górę piłeczek, a na każdej z nich wypisany jest czasownik, rzeczownik lub odniesienie do popkultury. Zwierzaki przenoszą wybrane na chybił-trafił piłeczki na drugą stronę basenu i wrzucają do specjalnych przegródek. I tak, z każdych kolejnych pięciu piłeczek – np. „idę”, „Meksyk”, „czarnuch”, „Michael Jackson”, „bekać” – powstaje żart w stylu „Family Guya”, dowiaduje się Cartman.

Szkoda, że w odróżnieniu od tych pracujących przy „Family Guy’u”, manaty piszące scenariusz do „Teda” mają marne poczucie humoru.

Film:
„Ted”
Scenariusz i reżyseria: Seth MacFarlane
USA, 2012

* Łukasz Pawłowski, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 192 (37/2012) z 11 września 2012 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ
(37/2012)
11 września 2012

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj