Sytuacja polityczna w Polsce już dawno nie była tak ekscytująca. Liczący się polityczni gracze zostali zmuszeni do realnej walki o wyborców. Ewa Kopacz oraz Beata Szydło wyruszyły w objazd po Polsce. Ich partie starają się przejmować głosy protestu artykułowane przy okazji kampanii prezydenckiej.
Co się zmienia?
Wyjście Prawa i Sprawiedliwości na prowadzenie w sondażach oraz porażka Bronisława Komorowskiego z Andrzejem Dudą ostatecznie przekonały wyborców, że po jesiennych wyborach parlamentarnych partia Jarosława Kaczyńskiego może sprawować władzę.
Świetny wynik Pawła Kukiza w pierwszej turze nasuwał myśl, że za jego sukcesem nie stoi postulat wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW), ale żądanie demokratyzacji, bliższego związku wyborcy z politykiem, realnej reprezentacji interesów każdego obywatela. Wszak właśnie dlatego Kukiz popiera JOW-y, choć nie dociera do niego, że udziela błędnej odpowiedzi na realny problem. Nie przyjmuje też do wiadomości, że polityka to arena zmagań ze skomplikowanymi i częściowo nieprzewidywalnymi procesami społecznymi i dlatego nie da się jej odmienić jedną decyzją w rodzaju zmiany konstytucji.
Dostrzegają to inne nowe ruchy polityczne, nastawione raczej na żmudne reformowanie, jak Razem oraz NowoczesnaPL. Obok żądania demokratyzacji to właśnie artykułowane przez nie żądanie bardziej inteligentnego państwa było charakterystyczne dla politycznej atmosfery ostatnich miesięcy. Dobrze wpisują się w ten trend publikowane niemal tydzień po tygodniu raporty Najwyższej Izby Kontroli, dotykające najważniejszych problemów instytucjonalnych, które w mediach znajdują oddźwięk większy niż zazwyczaj.
Równocześnie nastąpiło przesunięcie sceny politycznej w lewo w sprawach gospodarczych. W polskich warunkach to pozytywne zjawisko o prodemokratycznym zabarwieniu ideowym, które pozwoliło na większą pluralizację debaty publicznej i silniejszą obecność złożonych tematów społecznych w dyskusji.
To bardzo ważne. Tylko w ostatnim czasie w parlamencie przegłosowano różne sprawy odkładane na bok przez lata, jak ustawę reprywatyzacyjną, ustawę o in vitro czy głośno podnoszoną od jakiegoś czasu w debatach regułę orzekania w razie wątpliwości na korzyść podatnika w postępowaniach skarbowych. Dyskusje wzbudza kontrowersyjna reforma postępowania karnego. Nasza polityka wydaje się normalnieć, przechodzi od dyskusji o tym, kogo w ogóle wolno uznać za członka wspólnoty, do rozmowy, jak zorganizować społeczeństwo dla dobra wszystkich.
Z powrotem do Greków
Obserwowanie tych zjawisk jest także bardzo ciekawe w chwili, gdy Grecja została boleśnie zdyscyplinowana przez promujące politykę oszczędności Niemcy, zaś w wielu krajach zachodnich ścierają się wnioski płynące z debat o nadmiernych nierównościach społecznych oraz o długofalowych problemach z utrzymaniem państwa dobrobytu w warunkach starzejącego się społeczeństwa.
Z tego względu politycy tacy jak Ryszard Petru i Leszek Balcerowicz ostrzegają przed powtórzeniem w Polsce greckiego scenariusza. Polska nie jest jednak takim scenariuszem zagrożona. Po pierwsze, nasz dług jest na relatywnie niewielkim poziomie w porównaniu z innymi państwami UE. Po drugie, konstytucyjny limit zadłużenia chroni nas – wielu uważa aktualnie, że chroni wręcz zbyt agresywnie – przed realizacją pomysłów, które powodowałyby jego przekroczenie. Wszelkie obietnice wyborcze, licznie składane zarówno przez PO, jak i PiS, które skutkowałyby nadmiernym zadłużeniem, nie zostaną więc po prostu zrealizowane.
Dzięki temu znaleźliśmy się w bardzo dobrej sytuacji, w której z jednej strony otworzyło się szerokie pole do przedyskutowania polskiego modelu modernizacji na kolejnych 25 lat, a z drugiej strony, z powodu warunków wewnętrznych i zewnętrznych, zmiany wydają się mniej ryzykowne niż trwanie status quo.
Smutek odgrzewanych kotletów
Odpowiedź na ten problem wymaga pewnego wysiłku od samych polityków. Proces jej formułowania przebiega jednak w formie dalekiej od ideału.
Platforma doszła poniewczasie do wniosku, że należy być bliżej ludzi, a szczególnie ludzi młodych, ale nie jest w tym przesadnie autentyczna. Dobrze symbolizuje to przemówienie pani premier podczas niedawnej konwencji partii, w którym sprawę młodych chciała podkreślić tak bardzo, że było znakomicie widać, jak sztucznie ten fragment został do owego przemówienia wciśnięty. Chociaż więc PO ostatecznie zareagowała na wyborczą porażkę Bronisława Komorowskiego, reakcja ta przypomina stylem dokładnie ten sam ton, znany z jego kampanii, na który wielu wyborców nabawiło się alergii. W tym też duchu Ewa Kopacz promuje się na plakatach hasłem „Słucham, rozumiem, pomagam”, które mogłoby sugerować, że pretenduje raczej do roli kierownika sanatorium niż premiera. Hasło to – o, ironio! – dobrze współgra zresztą z jej licznymi groteskowymi gestami, jak wymuszonym zagadywaniem pasażera pociągu, czy kotlet, który zamówił, jest smaczny albo ludzi siedzących w ogródku piwnym w Łodzi, czy piwo jest „odpowiednio zimne”.
Jeżeli chodzi o PiS, ostatnie miesiące sprowokowały w partii bardzo interesujące zmiany. Desygnowanie jako kandydatki na premiera Beaty Szydło może wskazywać, że stosunkowo łagodna i pojednawcza retoryka Andrzeja Dudy nie była jednorazowym strzałem i partia ta ma faktyczną wolę skoncentrowania się na sprawach społeczno-gospodarczych w ramach liberalno-demokratycznego konsensu. Pojednawcza retoryka kończy się jednak, gdy partia proponuje ministerialny nadzór nad wyrokami sądowymi. Sprawy gospodarcze umykają w miesięcznice katastrofy smoleńskiej – a Szydło i Duda będą musieli jakoś reagować na comiesięczne obchody. Trudno też powiedzieć – z powodów zarówno historycznych, budżetowych, ideowych, jak i personalnych – czy ewentualna koncentracja na gospodarce rzeczywiście będzie przybierać tak socjalne oblicze, jak twierdzą dziś politycy PiS.
Paradoksalne w tym wszystkim jest to, że w warunkach przesunięcia dyskursu w lewo, lewica korzysta na tym najmniej. Kolejny projekt wspólnego startu różnych ugrupowań identyfikujących się jako lewicowe – Zjednoczona Lewica z Leszkiem Millerem, Januszem Palikotem czy Włodzimierzem Czarzastym na czele – ma niewielką wiarygodność. Z kolei kiełkująca partia Razem – która świadomie nie przyłączyła się do owego porozumienia – boryka się z problemami organizacyjnymi, stawiającymi pod znakiem zapytania możliwość wejścia do parlamentu w najbliższych wyborach.
Gdy więc przyglądamy się tym interesującym politycznym przetasowaniom z bliska, czar zazwyczaj pryska, zostaje zaś wiele przaśności. Ale chyba tylko tak – w praktyce, która z powodu istniejących układów sił będzie odbiegać od pięknych życzeń – ma szansę realizować się owo marzenie o demokratyzacji i bardziej inteligentnym państwie.