Liban to państwo mniejsze od 15 z 16 polskich województw, zamieszkane przez ludzi o kilkunastu wyznaniach, w którym ponad jedna trzecia wszystkich mieszkańców to uchodźcy z Syrii i Palestyny, pozbawieni praw obywatelskich. Dla około 40 procent gospodarstw domowych zakup wody jest poważnym obciążeniem budżetu. Kraj tonie w śmieciach i jest bezpośrednio dotknięty cięciami w USAID (United States Agency for International Development, czyli Agencja Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego), która często finansowała podstawowe usługi i infrastrukturę. Jednocześnie można w nim znaleźć lepsze restauracje i kluby niż te, które oferuje Warszawa, Kraków czy Trójmiasto.

Bomby od rana, imprezy do rana

Rośnie tam również problem używania narkotyków i alkoholu – do tego stopnia, że Hezbollah i inne partie prowadzą własne ośrodki walki z uzależnieniami, z których korzystają setki osób. Ma to swoją drugą stronę – w każdy weekend Batroun i Bejrut bawią się do białego rana. Jakby ludzie uciekali od tragicznej codzienności, wojen i masakr. Również teraz, kiedy na Liban spadają syryjskie i izraelskie bomby.

Mimo zawieszenia broni między Izraelem a Libanem, które obowiązuje od listopada 2024 roku, niemal codziennie dochodzi do izraelskich bombardowań i ataków dronowych na południu kraju. Okazyjnie atakowana też jest jego wschodnia część, Baalbek i dolina Bekaa, czy nawet przedmieścia Bejrutu. Media – Izraelski „Haaretz”, Al Jazeera czy „L’Orient” każdego dnia donoszą o nowych ofiarach. Tel Awiw uzasadnia swoje działania atakami na bojowników Hezbollahu.

Niedawno Liban został ostrzelany przez jeszcze jednego sąsiada. W niedzielę 16 marca w okolicach wioski Quasr w Dolinie Bekaa, we wschodniej części kraju, spadły rakiety wystrzelone z Syrii. Uzasadniając atak, tymczasowy rząd tego kraju oskarżył Hezbollah o przekroczenie granicy z Syrią, pojmanie trzech żołnierzy i zabicie ich na terytorium Libanu.

Syryjskie media państwowe, powołując się na anonimowych urzędników, podały, że armia ostrzelała „zgromadzenia Hezbollahu”, które doprowadziły do śmierci syryjskich żołnierzy.

Hezbollah zaprzeczył jakiemukolwiek udziałowi w pojmaniu i zabiciu tych żołnierzy. Część źródeł wskazuje, że starcia mają związek z kryzysem uchodźczym na granicy z Libanem. Tysiące uchodźców uciekają tamtędy przed masakrami alawitów, których miały dokonywać syryjskie siły rządowe. Te twierdzą z kolei, że walczą z lojalistami wspierającymi obalonego prezydenta Bashara al-Assada. Hezbollah był jednym z głównych sojuszników assadowskiego reżimu i wielokrotnie ścierał się z Hajat Tahrir asz-Szam – ugrupowaniem, które jest obecnie głównym rozgrywającym w Syrii.

Libański prezydent Joseph Aoun nakazał armii odpowiedzieć na przemoc na północnej i wschodniej granicy z Syrią. Reporter Al Jazeery, Resul Serdar, relacjonował z Damaszku w poniedziałek 17 marca, że dotychczas w starciach zginęło 10 syryjskich żołnierzy. Libańskie ministerstwo zdrowia tego samego dnia doniosło o 7 zabitych i 52 rannych.

Jednak w sercu Libanu – Bejrucie czy popularnych imprezowych miastach na wybrzeżu, takich jak Byblos czy Batroun, wojny nie widać. Kluby i plaże są pełne, zarówno turystów, jak i miejscowych chrześcijan oraz rzadziej – muzułmanów. W marcu restauracje podają wystawne iftary – kolacje przerywające ramadanowy post, składające się z bardzo wielu małych dań.

Na popularnych szlakach wycieczkowych w dolinie Kadiszy codziennie spacerują tłumy. Byłem w tych dniach w każdym z tych miejsc i widziałem kontrast między przyjemnym, imprezowym życiem a nagłówkami gazet.

Uchodźcy ugoszczeni w klubie, nie w meczecie

W Bejrucie widać zniszczone wybuchami budynki. W jego północnej części głównie z powodu eksplozji magazynu w porcie w 2020 roku. Zginęło około dwustu osób, kilka tysięcy zostało rannych, a około 50 tysięcy mieszkań zostało zdemolowanych. Do dziś trwa śledztwo, mające wyjaśnić przyczyny wybuchu. Większości zniszczeń wciąż nie naprawiono.Minister informacji Libanu, Paul Morcos, 17 kwietnia stwierdził, że „od podpisania porozumienia o zawieszeniu broni odnotowano 2 740 izraelskich naruszeń, które doprowadziły do 190 ofiar śmiertelnych i 485 rannych… Te naruszenia utrudniają libańskiej armii realizację jej misji” – powiedział. Druga połowa marca i kwiecień przyniosły kolejne setki naruszeń – włącznie z bombardowaniem Bejrutu. W południowej i centralnej części miasta, znajdziemy pozostałości po ostrzałach izraelskiej armii, prowadzonych jesienią 2024. Czasami są to ślady ataków precyzyjnych – pojedyncze wypalone mieszkanie trafione rakietą w prawie nietkniętym budynku; niekiedy to całe zawalone budynki mieszkalne, w których zginęły dziesiątki osób. Zdaniem libańskiego ministerstwa zdrowia w wyniku wojny na południu i bombardowań, od 2023 zginęły ponad cztery tysiące osób.

Charakter stolicy dobrze oddaje jednak fakt, że uchodźców wewnętrznych – których liczbę szacowano na ponad 800 tysięcy w kraju liczącym około 5 milionów mieszkańców – przyjęły lokalne kluby nocne i bary, takie jak słynny Skybar, a wiele meczetów odmówiło takiej formy pomocy.

Bejrut – miasto z partyjnymi dzielnicami

W panującym w Libanie systemie partie są jednym z głównych dostawców usług publicznych, rząd centralny dostarcza je w bardzo ograniczonym zakresie. Skutkuje to podziałem terenów na strefy znajdujące się pod opieką konkretnych ugrupowań – nawet w stolicy kraju.

Spacerując po Bejrucie, łatwo jest więc dostrzec granice dzielnic. Żółte flagi Hezbollahu i portrety Hasana Nasr Allaha oznaczają dzielnice znajdujące się pod panowaniem Hezbollahu. Białe, te z libańskim cedrem w czerwonym okręgu, to symbol obecności chrześcijańskiej partii Sił Libańskich. Zielone to Amal – inna, współpracująca z Hezbollahem partia szyicka. Gdzieniegdzie widać pojedyncze czarne flagi z czerwoną swastyką – znak niszowej Syryjskiej Partii Narodowych Socjalistów, która postuluje przyłączenie części Libanu do Syrii. Jednak poza Hezbollahem – który zawsze zaznaczał swoją obecność – tak mocne wizualne sygnalizowanie swojej przynależności to nowość.

Moi libańscy znajomi pracujący w organizacjach humanitarnych tłumaczą, że część partii oznaczyła tak swoje dzielnice podczas ostatniej wojny z Izraelem. Widoczne rozróżnienie stref miało uchronić strony, które nie mają nic wspólnego z Hezbollahem od operacji przeciwko niemu prowadzonej przez Izrael. Rzeczywiście, większość izraelskich ataków wymierzona była w muzułmańskie dzielnice, jednak ich ofiarami byli również chrześcijanie. Bejrut nie jest dużym miastem i nawet tereny zamieszkane głównie przez muzułmanów, mają od kilku do kilkudziesięciu procent ludności chrześcijańskiej. Szczególne głośne były ataki IDF na chrześcijańskie wioski takie jak Qartaba, Mayrouba czy Ehmej. Zbombardowano również położony na południu Bejrutu Mar Elias, obszar zamieszkany przez chrześcijan, w którym od dekad znajduje się palestyński obóz uchodźców.

Libański dziennik ”L’Orient-Le Jour” sugerował, że celem izraelskich ataków na obszary zamieszkałe głównie przez chrześcijan było zniechęcenie ich do wsparcia swoich szyickich sąsiadów. Przykładem może być bombardowanie Maasry i Keserwan, obszarów z większością chrześcijańską.

Tradycyjnie relacje między szyitami z Maaysry, Keserwan i Jbeil a ich chrześcijańskimi sąsiadami były przyjazne, nawet podczas wojny domowej w Libanie, a typowe sektariańskie uprzedzenia były tu słabsze niż w reszcie kraju. Sektarianizm to postawa, ideologia lub sposób działania, który polega na silnym przywiązaniu do własnej grupy religijnej, etnicznej, wyznaniowej lub ideologicznej i jednoczesnym odrzucaniu, wykluczaniu lub wrogości wobec innych grup. W Libanie oznacza to konstytucyjny podział władzy pomiędzy cztery największe grupy religijne: chrześcijańskich maronitów, druzów, sunnitów oraz szyitów. Mimo że reszta kraju mordowała się wzajemnie na tle religijnym pod koniec XX wieku, to ten rejon nie, tam panowała nietypowa dla Libanu bliskość szyitów i chrześcijan.

Po ataku Izraela na Liban w wrześniu 2024 roku miejscowość Maaysra przyjęła uchodźców, zwłaszcza obywateli z południowego Houli. Władze lokalne, współpracując z regionalnymi organizacjami i urzędami gminnymi, zapewniły tymczasowe schronienie przesiedlonym osobom. Wkrótce potem na miejscowość spadły bomby, które miały być wymierzone w ukrywających się wśród uchodźców agentów Hezbollahu.

Święty Patryk w Bejrucie

Nie wszyscy libańscy chrześcijanie przejmują się swoimi sąsiadami. 17 marca to dzień świętego Patryka – jak wydawałoby się, niezbyt popularne święto w Libanie. Wraz z przyjaciółką pracującą w międzynarodowej organizacji humanitarnej siedzimy w Celtic Barze. Znajduje się on w dzielnicy Aszrafija – dawnym bastionie chrześcijańskich Falang, a dzisiaj – dzielnicy pod opieką al-Quwwāt al-Libnānīyah, Sił Libańskich, prawicowej chrześcijańskiej partii będącej ich ideowym spadkobiercą.

Oprócz nas jest jedynie kilku gości. W pewnym momencie do baru wchodzi dobrze zbudowany mężczyzna. „Jestem Irlandczykiem – mówi – albo przynajmniej, moja matka jest Irlandką. Szoty dla wszystkich!”. Ma na imię Kenny, jest pół-Libańczykiem, pół-Irlandczykiem i administratorem jednego z najbardziej popularnych fanpage’ów imprezowych w Libanie. Podaje na nim informacje o festiwalach filmowych, imprezach, wystawach i nowych restauracjach. Jego profil ma 800 tysięcy obserwujących – to faktycznie olbrzymi sukces w kraju, który łącznie z migrantami i uchodźcami z ostatnich kilku wojen ma może 5,5 miliona mieszkańców. Kenny jest typowym przedstawicielem specyficznego typu bejrutczyka – mieszkańca Aszrafiji. Często są to osoby posiadające więcej niż jedno obywatelstwo, nieczujące związku z resztą Libanu, a nawet Bejrutu. Ich Liban to tych kilka–kilkanaście kilometrów kwadratowych.

Podnosi kieliszek i wznosi toast: „Za Holocaust!”.

Kiedy wszyscy przy barze dębieją, wybucha śmiechem i zgadza się na mniej kontrowersyjne „Za Świętego Patryka”. Opowiada – wszystkim zainteresowanym i też tym, którzy nie chcą tego słuchać – o tym, że był niedawno na meczu polo i imprezie z Pakistańczykami. Bawił się dobrze, ale był jedyną not a dark, nie-ciemną, osobą na imprezie. Z drugiego końca baru biały jak śnieg Kanadyjczyk zwraca mu uwagę, że ze swoimi brązowymi oczami, czarnymi włosami i oliwkową skórą być może powinien unikać takich sformułowań.Kiedy dosiada się do nas mówię, że z moich doświadczeń z innych państw arabskich wynika, że Irlandczycy mają opinię zwolenników sprawy palestyńskiej. Kenny gorąco protestuje. „To śmieci, ludzkie śmieci” – mówi.

Chwilę później wygłasza tyradę, w której obraża szereg narodowości. „Fuck Palestinians. Fuck Syrian. Fuck Israel. Dbam tylko o moich ludzi, o Libańczyków”.  Do ponad miliona uchodźców z Syrii i Palestyny, którzy mieszkają w Libanie czuje tylko niechęć i pogardę.

Kiedy przy barze pojawia się temat ciągłego bombardowania Libanu przez Izrael i niedawnych wzajemnych ostrzałów z armią syryjską, Kenny wyraża zadowolenie.

– Kogo niby bombardował Izrael? – mówi. – No powiedz, kogo?
– Nie wiem, z tego, co czytałem w mediach, to Liban – odpowiadam.
– Gdzie? Na południu? To nie jest Liban. W Baalbek, na wschodzie? To nie jest Liban. Tu jest Liban. W Bejrucie.
– Czytałem, że bombardowano też Bejrut.
– Bombardowali tylko Hezbollah.
– Naprawdę? Żadne bomby nie spadły na chrześcijańskie osiedla czy dzielnice?

Patrzymy na siebie z przyjaciółką zdziwieni. Ona pracuje w międzynarodowej organizacji humanitarnej. Oboje wiemy, że zarówno według raportów ONZ, jak i lokalnych mediów, to, co mówi Kenny, to nieprawda. Jeszcze kilka dni temu rozmawiałem z chrześcijanami, którzy opowiadali mi o bombach spadających na ich sąsiadów.

„Bombardowali tylko Hezbollah, terrorystów. Racja chłopaki?” – Tu Kenny łapie za ramię barmana i swojego kolegę. Obaj nieśmiało potwierdzają, nie patrząc nam w oczy.W pewnym momencie wspomina o tym, że ma marihuanę. Kiedy jeden z klientów pyta go, czy to legalne, Kenny odpowiada: „W Bejrucie wszystko jest legalne, jeśli znasz odpowiednich ludzi”.

Kiedy pierwsze bomby spadały na Bejrut we wrześniu 2024 roku, Kenny postował treści takie jak: „Kluby są pełne, plaże są pełne, nic się nie dzieje” albo „W ramach solidarności, imprezujmy dzisiaj tak, jakby miało nie być jutra”. „Pijmy całą noc, żeby pokazać, że nie da się złamać libańskiego ducha”.

Ucieczka w przyjemność

W nocy z 17 na 18 marca Izrael wznowił wojnę w Gazie, co było równoznaczne z zaostrzeniem wojny na południu Libanu. Wznowiono bombardowania miast na dużą skalę. Po dwóch dniach starć między syryjskim a libańskim wojskiem, w obliczu działań Izraela oba państwa ogłosiły zawieszenie działań zbrojnych. Jak się prędko okazało, tylko po to, żeby je wznowić nazajutrz. Starcia trwały przez kolejnych kilka dni, jednak dzięki presji Arabii Saudyjskiej i państw trzecich, pod koniec marca oba państwa podpisały nowe porozumienie o współpracy przy zabezpieczaniu granic.

Media wskazują, że prawdopodobnym inicjatorem konfliktu mogły być grupy przemytników substancji zakazanych, niezwiązanych z Hezbollahem, ale z konkurencyjnymi wobec niego lokalnymi rodzinami. Podobne incydenty miały już miejsce w lutym, a wzmocnienie pozycji klanów, kosztem osłabionego Hezbollahu, pozwala zakładać, że będą się powtarzać. W dniach 20–25 kwietnia znowu doszło do wymiany ognia na granicy libańsko-syryjskiej, pociągającej za sobą kolejne ofiary.

Jeśli jesteś trzydziestoparolatkiem żyjącym w Libanie, to najpewniej przeżyłeś przynajmniej pięć wojen. Do tego zapaść gospodarczą z 2019 roku, w efekcie, której zamrożono konta bankowe milionów obywateli, olbrzymi kryzys uchodźczy czy wybuch w magazynie w porcie w 2020 roku. Życie w Libanie oferuje wszystko, tylko nie stabilność i bezpieczeństwo.

Na ulicach można zostać poproszonym o pomoc przez tych, którzy nie radzą sobie z sytuacją, koczując z receptami i dokumentami od lekarzy przed aptekami. Mnie również to spotkało, a proszący nie oczekiwali pieniędzy, ale po prostu wykupienia leków, często psychiatrycznych.

W kraju, w którym nie ma odpowiedniej infrastruktury rządowej zajmującej się zdrowiem psychicznym, czy nawet elementarnymi potrzebami, takimi jak dostęp do wody, prądu czy opieki zdrowotnej, nie brakuje sposobów, by wyładować całą ciemność minionych lat. Imprezowanie i nadużywanie substancji, taniec do rana, wystawne kolacje to – obok religii – alternatywne metody radzenia sobie z sumą tych kryzysów. Mało prawdopodobne jest to, że w najbliższym czasie uda się załagodzić ich skutki, a co dopiero rozwiązać przyczyny.

 

This issue was published as part of PERSPECTIVES – the new label for independent, constructive and multi-perspective journalism. PERSPECTIVES is co-financed by the EU and implemented by a transnational editorial network from Central-Eastern Europe under the leadership of Goethe-Institut. Find out more about PERSPECTIVESgoethe.de/perspectives_eu.

Co-funded by the European Union. Views and opinions expressed are, however, those of the author(s) only and do not necessarily reflect those of the European Union or the European Commission. Neither the European Union nor the granting authority can be held responsible.