Print

Edmund de Waal, brytyjski artysta ceramik, autor instalacji wystawianych w renomowanych muzeach na całym świecie, krytyk i historyk sztuki, w swojej najnowszej książce wyprawia się szlakiem białych wzgórz. Mianem tym określa miejsca wynalezienia lub ponownego wynalezienia porcelany, gdzie – jak pisze de Waal – dokonano transformacji białej ziemi w coś wyjątkowego.

Brytyjczyk zna te lokalizacje od dzieciństwa – z opowieści, książek, a przede wszystkim dzięki samym naczyniom, które z pasją kolekcjonuje. Pierwszym białym wzgórzem okazuje się Gaoling w Chinach. Drugim – Florencja nad Łabą, czyli Drezno. Trzecim – korwalijskie Tregonning Hill. Czwartym – Ayoree w Appalachach. Ostatnim – choć de Waal unika w tej części książki określenia „białe wzgórze” – obóz koncentracyjny w Dachau.

Białe wzgórza

W „Białym szlaku” wokół ceramiki wirują opowieści. Przeplatają się w nich losy anonimowych rzemieślników, słynnych artystów, opętanych żądzą posiadania władców. Spaja je wątek maniakalnego tworzenia, a przynajmniej nieodpartej potrzeby kolekcjonowania.

Każde z białych wzgórz, które odwiedza de Waal, jest swoistym palimpsestem, przestrzenią zagadkową, w której spotykają się zjawiska kultury i świadkowie różnych epok. Na wzgórzach de Waal nabywa artefakty. Nośnikiem pamięci o kolebce porcelany będzie „czapka mnicha”, czyli dzban wykonany dla cesarza Yongle; prosty kubek z Drezna zrobiony dla Ehrenfrieda Walthera von Tschirnhausa, matematyka z Łużyc, bez którego uporu w Miśni nie wynaleziono by porcelany; kanciasty kufel do cydru Williama Cookworthy’ego z Plymouth. Każde z naczyń, jak pisze de Waal, zostało wykonane specjalnie dla niego (stwierdzenia to nie oznacza jednak, że artysta ceramik, decydując się w podróż dookoła świata, z góry wiedział, gdzie trafi).

De Waal podróżuje bez planu. Podąża za materializacją pewnej niedookreślonej idei, zgodnie z rytmem jej pojawiania się na arenie historii. Zamiast przewodnika zabiera ze sobą skrawki źródeł historycznych, które mają mu dostarczać wskazówek, niczego więcej. Przykładowo, do Jingdezhen bierze kserokopie listów ojca François Xaviera d’Entrecolles’a, francuskiego jezuity, który mieszkał w Chinach przed trzema wiekami oraz „Opisanie świata” Marco Polo. Historie Europejczyków penetrujących Daleki Wschód mienią się barwami, rzucają coraz to nowe światła i cienie na początki ceramiki porcelanowej. Także i narrację de Waala wypełniają erudycyjne dygresje, w tym anegdoty autobiograficzne, które zawarł w swojej poprzedniej książce – „Zającu o bursztynowych oczach”.

Razem z autorem przemierzamy przeróżne miejsca pamięci na szlaku porcelanowym – opuszczone hale fabryk w Chinach, archiwa w Niemczech, cmentarze, gdzie pochowano zarówno skorupy naczyń, jak i kości ich wytwórców. De Waal odwiedza muzea – na przykład Gabinet Przyrządów Matematycznych i Fizycznych w Dreźnie. Wyraźnie fascynuje go choreografia baroku, natłok kunsztownie wykonanych, drogocennych przedmiotów, choć nie stroni też od pchlich targów i bazarów, gdzie handluje się popękanymi starociami. W pewnym momencie stwierdza, że nie było go jeszcze w fabryce, która produkuje porcelanowe kubki dla Starbucksa i gadżety z Hello Kitty. Choć tak na dobrą sprawę czytelnik musi sobie sam odpowiedzieć, czy de Waal dotarł do owej wytwórni, czy tylko z niej kpił. Taki jest właśnie język de Waala – pełen lirycznych niedopowiedzeń, groteskowych żartów, słodko-gorzkiej ironii.

Okiełznać mit Orientu

Wyprawa de Waala ma w sobie coś z pielgrzymki. Jest też formą spłaty długu wobec mistrzów białego złota, od których Brytyjczyk uczył się fachu. De Waal chce zobaczyć, jak wygląda porcelana pod innym niebem, jak biel zmienia się wraz z szerokością geograficzną. Rozpoznaje jej dźwięk i zapach. De Waal często bowiem rozmawia z przedmiotami. Nie mamrocze oczywiście do nich opętańczo. Dialog ten polega głównie na odczytywaniu sensów zawartych w ceramice.

Przyznać trzeba, że Brytyjczyk znakomicie rozumie społeczno-gospodarczy kontekst procesu wytwarzania porcelany. Świetnie pokazuje, jak akulturacja porcelany w Europie i Ameryce korespondowała z początkiem rewolucji przemysłowej. Wytwarzanie białego złota w ciągu raptem kilku dekad przestało być postrzegane jako domena alchemików. Sam mechanizm produkcji został doskonale opisany oraz opatentowany. Zwycięski pochód porcelany można zatem scharakteryzować swobodnie przy użyciu określeń takich jak: technicyzacja, profesjonalizacja, merkantylizacja, standaryzacja.

De Waal unika jednak epitetów tego rodzaju. Zostały jedynie zasygnalizowane w końcowych partiach książki. Porcelana jest dla de Waala przede wszystkim zlepkiem innowacji. Każda, nawet najmniejsza, miseczka skrywa niepowtarzalną historię – jednostki, grupy społecznej czy też całego państwa i narodu. Porcelana stanowi arcanum, metaforę marzeń i uporu. Dla de Waala to także synonim oddalenia.

Kontakt z porcelaną oznacza przekraczanie granic, pokonywanie dystansów – zarówno w sensie dosłownym, jak i przełamywania granic kulturowych. Opowieść de Waala o ceramice jest opisem determinacji Zachodu w doganianiu Wschodu. Dzieje oswajania nowej kości słoniowej poza Azją uzmysławiają także pełną sprzeczności gospodarkę emocjami, która kierowała Europejczykami. Obrazy Orientu były do bólu numinotyczne – zawierał się w nich strach i żądza poznania, podziw i obrzydzenie, chęć niszczenia i posiadania. Takie właśnie są dzieje porcelany ukazane przez de Waala – zbudowane z paradoksów, nieustannej gry przedstawieniami.

Mistyka porcelany

Porcelana rejestruje każdą zmianę nastroju twórcy. Stanowi zapis jego myśli, zwierciadło uczuć. Określa jego tożsamość. De Waal stwierdza: „Robienie porcelany jest sposobem zaczynania na nowo, znajdowania swojej drogi, szlakiem i okrężną marszrutą do samego siebie”. Autentyczność, oryginalność, tożsamość – to jedne ze słów kluczy do opisu porcelanowego uniwersum de Waala. Nie ma w nim miejsca na fałszywki, imitacje. Nadając kształt żądzy piękna, ślęcząc długie godziny w pracowni czy też pisząc o ceramice, artysta tworzy ramy dla swojego stylu życia. Próbując to uczynić na siłę, działając wbrew sobie, byłby skazany na porażkę. Klęski takiej doświadczył na przykład Jean-Baptiste Colbert, minister finansów Ludwika XIV. Chciał wytworzyć porcelanę za każdą cenę. Nie obchodziło go, czy będzie ona contrefaçon, fałszywa. Musiał przez to ponieść klęskę.

Przymus światła. Instalacja artystyczna Edmunda de Waala, której tytuł nawiązuje do fragmentu wykładu wygłoszonego przez Paula Celana, ulubionego poety artysty. Fot. Anton-kurt. Źródło: Wikimedia Commons (CC BY-SA 3.0 AT)
Przymus światła. Instalacja artystyczna Edmunda de Waala, której tytuł nawiązuje do fragmentu wykładu wygłoszonego przez Paula Celana, ulubionego poety artysty. Fot. Anton-kurt. Źródło: Wikimedia Commons (CC BY-SA 3.0 AT)

Biorąc kruche precjoza do ręki, de Waal uczestniczy w misterium ich ponownego tworzenia. Odczuwa ich czystość. Wyobraża sobie dłonie, które je wykonywały. Stara się wgłębiać w psychikę ich autorów. Z lektur wie, że w akcie kreacji porcelany przez wieki dopatrywano się alchemicznej transmutacji. Przemienić ołów w złoto, a glinę w porcelanę – każde z tych szaleństw to poiesis, stawanie się czegoś nowego o niewyobrażalnym potencjale. Brytyjczyk rozumie, że pisząc o tym, nie jest w stanie zachować reporterskiej bezstronności.

Hybris, czyli grzech pychy

De Waal zdaje sobie sprawę, że biel może uwieść człowieka, zassać go i pochłonąć. Jest wszak harmonią, bo kryje w sobie wszystkie barwy. Daje bogactwo, ale i sprowadza obłęd. Jego symptomy z przymrużeniem oka autor dostrzega u siebie, na przykład gdy nie mogąc zasnąć, liczył w myślach porcelanowe miseczki, a nie owieczki.

Według de Waala porcelana jest nośnikiem idei, które łatwo stają się czynnikiem autodestrukcyjnym. Ładunek ów najłatwiej dostrzec można w utopijnych planach stworzenia z porcelany czegoś wielkiego – choćby pawilonu Trianon de Porcelaine, który dla Madame de Montespan usiłował wznieść Ludwik XIV, czy Japanisches Palais, zbudowanego za kolosalne sumy przez Sasów. Projekty takie – niewykonalne z racji na ograniczenia czysto technologiczne – de Waal nazywa hybris, grzechem pychy i niezaspokojenia, który sprowadzić musi nieszczęście. A dotyczyć to może każdego, nawet osoby z pozoru uodpornionej na wirusa porcelanowego wariactwa – choćby stonowanych, wiodących doskonale uporządkowane życie kwakrów angielskich na przełomie XVIII i XIX w. Ich także pochłonęła gorączka porcelanowa, poświęcili się eksperymentowaniu, pogoni za białym złotem.

Jak objawia się zatem hybris, ów stan ducha, który wywołuje gniew bogów? Nie tylko w pożarach, które regularnie niszczyły całe dzielnice rzemieślników, wytwarzających w pocie czoła figurki z podobizną cesarza czy przewodniczącego partii. Gniew ten w minionych wiekach przybierał formę maladie de porcelaine, choroby porcelanowej, na którą cierpieli monarchowie oświeceniowej Europy. Jej objawy były różnorakie. I tak August II, elektor saski i elekcyjny król Polski, ochoczo wymieniał naczynia na ludzi, a konkretnie niebiesko-białe wazy na oddziały dragonów. W Dreźnie, obserwując obłęd kolekcjonerski Wettynów, mawiano ponoć, że porcelana jest miednicą, do której upuszcza się krew Saksonii.

Najbardziej skrajnym dowodem na hybris twórców porcelany były jednak naczynia wytwarzane w Porzellan-Manufakturer Allach, w obozie koncentracyjnym w Dachau. Cechować je miała niemieckość, klarowność. Biała porcelana ponoć ucieleśniała aryjskość duszy. Małe rzeźby przedstawiające atletów odzwierciedlały aspiracje kulturowe elit III Rzeszy. Komplet takich figurek wręczył Himmler Hitlerowi na urodziny w 1944 r. Jak pisał de Waal: „Oto kult ciała, fetyszyzowanej gładkości i prawidłowych proporcji, czystości, aseksualności. (…) Biel pretenduje do jasności, pokrywa tak wiele, pokrywa zbyt wiele. To historia bez ludzi”.

 

Książka:

Edmund de Waal, „Biały szlak”, przeł. Marianna Cielecka, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2017.