Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, jedna z najlepiej znanych polskich pisarek, doczekała się wielu książek biograficznych na swój temat. Magdalena Samozwaniec jako pierwsza próbowała sportretować swoją starszą siostrę. Najpierw wydała wspomnienia zatytułowane „Maria i Magdalena”, a następnie biografię poetki – „Zalotnicę niebieską”. Zapiski Samozwaniec, pomimo sukcesu wśród szerokiego grona czytelników, nie zostały dobrze przyjęte przez środowisko literackie, które wciąż dobrze pamiętało Lilkę Kossak, czyli Marię Pawlikowską-Jasnorzewską. Krytycznie do publikacji odniósł się chociażby Jarosław Iwaszkiewicz, czemu dała wyraz w listach urażona autorka: „Iwaszkiewiczowi na przykład wcale się ona [„Maria i Magdalena” – przyp. EA] nie podoba i tylko wytknął mi szereg błędów w realiach, których [błędów?] jest niestety dość dużo w mojej książce” [1]. Pracę satyryczki na przestrzeni lat uzupełniły: próby monograficzne Elżbiety Hurnikowej, relacje osób pamiętających Pawlikowską-Jasnorzewską zebrane przez Mariolę Pryzwan, a także biografia autorstwa Anny Nasiłowskiej i wiele innych publikacji o charakterze biograficznym. Trzeba więc zadać pytanie, dlaczego powstała kolejna tego typu książka i czy wnosi coś nowego. Moment na wydanie „Zgiełku serca” jest doskonały. Po pierwsze, obchodzimy właśnie rok poetki, po drugie wiersze autorki „Pocałunków” aktualnie przeżywają mainstreamowy renesans za sprawą piosenek Sanah. Nazwisko pisarki wciąż przykuwa uwagę, więc nowa opowieść powinna sprzedać się całkiem nieźle, szczególnie jeśli będzie ładnie wydana, a ta zdecydowanie jest.

Łapczywie patrzą na kobiety [2]

Zacznijmy od tego, że „Opowieść o Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej” autorstwa Małgorzaty Czyńskiej pozostaje w znanej nam wszystkim estetyce kobiecej. Wystarczy spojrzeć na okładkę (wizerunek rozmarzonej poetki przygotowany na podstawie zdjęcia) i na tytuł, „Zgiełk serca”, które upewniają odbiorców w przekonaniu, że mają do czynienia z pisarką kobiecą. Nie jest to jednak świadoma kobiecość, tylko zinfantylizowana, spod szyldu „kobiecych głupotek”. Dzięki tego typu etykiecie, nadanej zresztą przez męską część krytyki, twórczość ta miała być nieatrakcyjna, niemodna i coraz mniej poważana w kręgach akademickich. Świadomość szkodliwości tej szufladki miała Irena Krzywicka, która już w 1929 roku pisała tak: „[w]ydaje mi się zabawne, kiedy słyszę, że niektórzy krytycy mówią pobłażliwie o poezji Pawlikowskiej, jako o czymś gatunkowo lżejszym niż zwykła poezja męska” [3]. Przypomnę tylko, że według tego rozumowania teksty tworzone przez „drugą płeć” miały być subtelne, efektowne i pozbawione głębszego zamysłu intelektualnego. Oczywiście twórczość Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej taka nie jest i od kolejnej biografii oczekiwałam ukazania profilu świadomej, politycznie zaangażowanej autorki. Niestety, próżno szukać pogłębionej analizy tego tematu w książce Małgorzaty Czyńskiej. Pomyślałam zatem, że przy okazji recenzji przytoczę wybrane wypowiedzi Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, aby lepiej pokazać, co mam na myśli, pisząc o jej zaangażowaniu w myśl emancypacyjną. Każdy śródtytuł pochodzi z zapisków wojennych pisarki, dostępnych w całości w Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie. Powyższy odnosi się do zasadnych obaw dotyczących tego, że kobieta jest „tylko ciążą” [4].

Zarejestrować ciąże i karać śmiercią usiłowanie poronienia. Hasło: umierać i rodzić dla ojczyzny [5]

Pawlikowska-Jasnorzewska obawiała się konfliktu zbrojnego, podczas którego, jak pokazała nam polska historia, kobieta równa się figura Matki Polki. Takie obawy poetki możemy wyczytać w wystawionym w 1939 roku dramacie „Baba-Dziwo”. Warszawska premiera satyry na Adolfa Hitlera odbyła się już po wybuchu wojny – 2 września. W dramacie zostały poruszone problemy takie jak: komisja poborowa do rodzenia dzieci, kary za bezdzietność, kariera naukowa a życie rodzinne, prawo do wolności jednostki. Pomysł rejestracji ciąż był obecny także we wcześniejszym dramacie Pawlikowskiej – „Mrówkach”. Poetka wiedziała, że społeczny wymiar kobiecości sprowadza się wciąż przede wszystkim do jej biologii i funkcji rozrodczej, dlatego jeszcze przed wojną współpracowała z Boyem i Krzywicką, edukując kobiety – choć w mniejszym stopniu od pary – co znaczy świadome macierzyństwo. 

Wracając jednak do twórczości dramatycznej, w której objawia się zaangażowanie autorki „Rezerwatu” w sprawy kobiet, trzeba zauważyć, że w najnowszej biografii widnieje zaskakująca informacja, pochodząca od samej Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, jakoby pierwszy dramat – „Szofer Archibald”, został napisany we współpracy z jej siostrą, czyli Magdaleną Samozwaniec. Uwaga ta jest o tyle istotna, że ani na afiszach teatralnych, ani w wydaniu książkowym nigdy nie było wzmianki o współautorstwie. Czyńska przytacza fragment wywiadu, w którym poetka mówiła w ten sposób: „[p]ewnego razu postanowiłyśmy z siostrą napisać sztukę, na żart. Skomponowało się wtedy wśród śmiechu i zabawy «Szofera Archibalda». No i od razu go przyjęto” [6]. Magdalena Samozwaniec natomiast inaczej zapamiętała ten moment: [p]isała bez przerwy, nie przyszedłszy na obiad, i wieczorem cała trzyaktowa komedyjka pod tytułem «Szofer Archibald» była gotowa” [7]. Samozwaniec też zaznaczyła, że to starsza siostra poprawiła jej debiut dramatyczny – „Malowaną żonę”. Prawdą jest, że obie siostry zadebiutowały scenicznie w podobnym momencie, konsultowały też (przede wszystkim Samozwaniec) ze sobą własne pomysły twórcze. Trzeba więc zadać pytanie, dlaczego Pawlikowska-Jasnorzewska podała taką informację. Tego pytania jednak nie stawia biografka, pozostawiając czytelników bez odpowiedzi. Możliwe, że poczyniona podczas rozmowy przez autorkę „Pocałunków” uwaga miała na celu podkreślić, iż późniejsza jej twórczość (w domyśle samodzielna) była znacznie bardziej istotna, jak na przykład „Egipska pszenica”. Świadczyłby o tym dalszy fragment wywiadu: „[p]otraktowano to jako sensacyjny żart, psotę, figiel kasowy. A ja tymczasem uwierzyłam w moje posłannictwo i w pocie czoła ułożyłam nową sztukę, pełną niesamowitych, wizjonerskich sytuacji. Jak dziś pamiętam, gdy dyrektor oświadczył mi, że jej nie przyjmie” [8]. Przy okazji warto przypomnieć, że drzwi teatrów w tamtym czasie wciąż były rzadko otwarte dla pisarek.

Wąsiki, które wyrywam pinsetką [sic!], odrastają mi. Rosną, jak chwasty w ogrodzie. Jestem kawałkiem przyrody, jakieś miasto-ogród [9]

Książka Małgorzaty Czyńskiej jest promowana jako opowieść ukazująca nowoczesne oblicze poetki, na co wskazuje fragment jej opisu: „[j]oginka, zielarka, kobieta pełna magnetyzmu, zauroczona czarnoksięstwem, astrologią i telepatią”. Nieco sensacyjnie brzmiąca wzmianka jest jednak bliska prawdzie. Warto dodać, że o tym wszystkim, o czym wspomina autorka książki, pisała już Samozwaniec. Opowieść ta, w przeciwieństwie do wcześniejszych, posiada jednak wyjątkowo „magiczne” fragmenty, w których pojawiają się wróżby. Nie mam na celu dyskredytowania zainteresowań Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej magią – poetka w nią wierzyła, o czym świadczą jej prywatne zapiski, jednak wróżenie wstecz wydaje się pomysłem dość bezsensownym. Małgorzata Czyńska poprosiła wróżkę – Polę Godot – aby ta powiedziała coś o poetce. Godot opisała małżeństwo Pawlikowskich tak: „[z]a kurtyną namiętnego wstępu czaiło się życie najeżone przeszkodami: Słońce Jana w kwadraturze Marsa Lilki sprawiało, że Lilka jawiła się jako agresorka” [10]. Mimo wszystko, muszę przyznać, że wróżby okazały się najbardziej zaskakującymi i świeżymi fragmentami tej biografii.

Wracając jednak do dość nowoczesnego stylu życia pisarki, warto powtórzyć za Samozwaniec, że poetka była wegetarianką i troszczyła się o zwierzęta. Trzeba zaznaczyć, że jej twórczość mogłaby znaleźć się w nurcie ekopoezji. Zagadnienie to bada w swojej pracy doktorskiej Mateusz Kucab. Przytoczony powyżej cytat z dzienników poetki uwidacznia także wyjątkową świadomość na temat naturo-kultury. Wyobrażenie Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej mogłoby korespondować z najnowszymi rozważaniami badaczek takich jak Donna Haraway czy Stacy Alaimo. Temat ten niewątpliwie wciąż wymaga rozwinięcia.

Wycięli mi macicę, która była zdrowa, za to pozostawili część szyjki macicznej, gdzie wyrastały polipy [11]

Na ostatniej stronie okładki znajduje się także sformułowanie „cielesna ułomność”. Rzeczywiście, Pawlikowska-Jasnorzewska prawdopodobnie chorowała na krzywicę, miała wystającą łopatkę. O deformacji tej pisała już Magdalena Samozwaniec, natomiast warto podkreślić, że poetka bardzo świadomie odczuwała swoją cielesność. Nie bez powodu większość jej utworów dramatycznych mówi o sprawach ciała, nieodłącznie związanych z podmiotowością bohaterek, między innymi tematyce tej poświęcam swoją pracę doktorską. O własnej cielesności Pawlikowska-Jasnorzewska pisała także podczas choroby nowotworowej. Czyńska jednak nie zdecydowała się na włączenie do książki ważniejszych opisów stadiów choroby [12]. Może decyzja ta miała podłoże etyczne, jednak temat ten już wcześniej był podejmowany przez biografki Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Myślę, że to wielka strata, gdyż fragmenty te ukazują wyjątkowy moment w życiu kobiety mierzącej się ze śmiertelną chorobą. Biografka natomiast poświęciła temu zagadnieniu niewiele miejsca i opisała koniec życia pisarki w ten sposób: „[m]iłość, śliczne ubrania i drobiazgi straciły moc talizmanów, po naświetleniach radem Lilka leżała sparaliżowana od pasa w dół […]. Jeszcze zanim nadszedł krytyczny stan, Lilka poprosiła Teodozję Lisiewicz o postawienie kabały” [13], z której kobiety wyczytały daleką drogę. Pawlikowska-Jasnorzewska swoją chorobę przedstawiała nie tylko naturalistycznie, w jej opisach nie brakowało też elementów lirycznych. Żegnając się z usuniętą macicą, pisała tak: „[n]ieśmiertelna, której zwracałam nadzieję z łagodnością, radością i poczuciem niespodziewanego zdrowia, wyrywająca się, by jeszcze kochać, wydarta, rzucona w brutalne ręce, relikt mojej młodości i mych miłości […]. To była ona, moja towarzyszka, wyrzucona ze mnie przez beztroskie ręce w wielkiej pogardzie czasów wojny [14].

„Zgiełk serca. Opowieść o Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej” proponuję jedynie tym osobom, które dotychczas nie interesowały się życiem i twórczością poetki. Uważam jednak, że znacznie ciekawiej (mimo błędów) sportretowała tę postać jej siostra, dlatego zainteresowanym tym tematem wciąż polecam „Marię i Magdalenę” oraz „Zalotnicę niebieską”. Warto zauważyć, że w najnowszej opowieści, oprócz wyraźnych cytatów, pojawia się też wiele parafraz ze wspomnień Samozwaniec. W rozmowie dla „Vogue” Małgorzata Czyńska określiła swoją książkę „eksperymentem literackim”. Zapewne miała na myśli specyficzny styl ujętej historii – wannabe Samozwaniec & Pawlikowska-Jasnorzewska i lekkie fabularyzowanie narracji. Zabieg ten, moim zdaniem, nie udał się, a jego efekt bywa pretensjonalny. Przemilczę fakt, że nie jest to oczywiście żaden eksperyment. 

Na koniec chciałabym jednak docenić przedruki akwarel Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Dotychczas o niektórych tylko czytałam, część widziałam w zbiorach archiwalnych, innych nie znałam. Warto zobaczyć je w dobrej jakości. Warto też przejrzeć dołączone zdjęcia i spotkać się ze spojrzeniem Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, skierowanym na jej ówczesnego partnera – Jana Gwalberta Henryka Pawlikowskiego. W oczach poetki skrywa się złożoność jej wyjątkowego charakteru, którego opowieść ta, niestety, nie odkrywa.

Przypisy: 

[1] M. Samozwaniec, „Listy do rodziny i przyjaciół”, oprac. R. Podraza, Warszawa 2014, s. 101.

[2] M. Pawlikowska-Jasnorzewska, „Zapiski dziennikowe”, t. III, zbiory Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie, sygnatura: 866_3_0_0106.

[3] I. Krzywicka, „O poezji Marii Pawlikowskiej”, „Wiadomości Literackie”, 1929, nr 1, s. 2.

[4] M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Zapiski dziennikowe, dz. cyt., sygnatura: 866_3_0_0106.

[5] M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Zapiski dziennikowe, dz. cyt., sygnatura 866_3_0022.

[6] „U Jasnorzewskiej” – wywiad z M. Pawlikowską-Jasnorzewską przeprowadzony przez L. Ciechanowiecką, „ABC literacko-artystyczne” [dodatek pod red. S. Piaseckiego], 1934, nr 41, s. 3.

[7] M. Samozwaniec, „Maria i Magdalena”, t. 2, Szczecin 1989, s. 82.

[8] „U Jasnorzewskiej”, dz. cyt., s. 3.

[9] M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Zapiski dziennikowe, dz. cyt., sygnatura: 866_3_0_0019.

[10] M. Czyńska, „Zgiełk serca. Opowieść o Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej”, Kraków 2025, s. 148.

[11] M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Zapiski dziennikowe, dz. cyt., sygnatura: 866_5_0_0055.

[12] Fragmenty te analizowała też A. Stabro, zob. tejże, „Życie listami pisane”, Warszawa 2013.

[13] M. Czyńska, dz. cyt., s. 319.

[14] M. Jasnorzewska, „Listy do przyjaciół i korespondencja z mężem” (1928–1945), red. K. Olszański, Kraków 1998, s. 849.

Książka: 

Małgorzata Czyńska, „Zgiełk serca. Opowieść o Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2025.