Powieść amerykańskiego pisarza uznana przez „New York Times” za bestseller ukazała się niedawno nakładem wydawnictwa Marginesy w przekładzie Kai Gucio. To premiera o tyle ważna, że „James” uhonorowany został National Book Award oraz znalazł się na shortliście Nagrody Bookera, a także otrzymał Nagrodę Pulitzera.
Wraz z bohaterami poznajemy amerykańską codzienność w stanie Missisipi początku lat sześćdziesiątych XIX wieku, czyli w przededniu wojny secesyjnej. Narracja, zbudowana prawie wyłącznie na dialogach, stawia sobie jasny cel: przewartościowanie czytelniczego myślenia o kanonie i rasowym przywileju. Everett oddaje w powieści głos tytułowemu bohaterowi – niewolnikowi Jimowi/Jamesowi, który wraz z uciekającym przed przemocowym ojcem Huckiem wyrusza w dół rzeki Missisipi w poszukiwaniu wolności.

„Ołówkiem wpisałem samego siebie w istnienie” – mówi Jim/James w jednym z rozdziałów. Już na wstępie domyślamy się, że wolność Hucka, a wolność Jima to dwie różne, choć połączone wspólną podróżą i perypetiami, historie. Jak pokazuje rozwój powieściowych wydarzeń, bohaterów łączy coś więcej niż wspólna odyseja w stronę wolności.
Retelling Twaina
Zapytany w wywiadzie dla Bookera o inspiracje dla książki, Everett wyjaśniał: „Mam nadzieję, że napisałem powieść, której Twain nie napisał i nie mógł napisać” [1]. Dodał także, że nie postrzega swojej książki jako korekty przeszłości, lecz jako próbę wejścia w dialog z Samem Clementsem, znanym nam pod pseudonimem Mark Twain. Ten komentarz od razu osadza „Jamesa” wobec kanonu zachodniej tradycji literackiej, do czego dochodzi ważny – i mam nadzieję coraz bardziej obecny w szerszej czytelniczej świadomości – aspekt tożsamości i rasy. W jednym z rozdziałów książki czytamy: „Nazywam się James. Chciałbym móc przedstawić swoją opowieść nie tylko z pietyzmem, ale i z historycznym rozmachem”.
Aspiracja ta oraz problem wcześniejszej marginalizacji głosu Jima dominują jako wątki w anglojęzycznych recenzjach. Everett chwalony jest w nich zarówno za odwagę, z jaką eksploruje „mroczny rozdział historii”, dając świadectwo „odporności ludzkiego ducha”, jak i za sposób, w jaki przedstawienie przez niego bólu i cierpienia równoważone jest przez „przyjemność czytania jego prozy” [2]. W innej z recenzji czytamy, że „James” jest „rodzajem komentarza lub midraszu, który poszerza nasze zrozumienie klasyka poprzez wydobycie tragedii ukrytej za komiczną fasadą” [3].

Akcent położony na to, że opowieść jest odzyskaniem głosu przez Jima/Jamesa, szybko – może zbyt szybko – pozwolił recenzentom stwierdzić, że skoro książka reinterpretuje klasykę, to najpewniej sama zasługuje na miano nowej klasyki. Choć twórczość Everetta warta jest uwagi, nie przesadzałabym z nazywaniem jej „językową wirtuozerią” czy nadawaniem „Jamesowi” rangi nowej klasyki. Nawiasem mówiąc, rozbawił mnie komentarz Alka Hudzika, który – zapowiadając krytyczną recenzję tego tytułu autorstwa Wojtka Engelkinga [4] – proponuje, by napisać polskiego „Jamesa” i z perspektywy sienkiewiczkowskiego „Janko Muzykanta” opowiedzieć o statusie klasowym i historii pańszczyzny. Też czekam na „Janko”, choć nie sądzę, że zostałby bestsellerem.
Zmiany perspektywy
Gdyby nie natężony import literatury nagradzanej za granicą na polski rynek wydawniczy, nie wpadłabym na pomysł, by w czasie wolnym sięgnąć po lekturę uzupełniającą dla piątej klasy szkoły podstawowej. „Przygody Hucka Finna” opublikowane w 1884 roku to z jednej strony przejmująca przygodówka, z drugiej – gorzki polityczno-społeczny komentarz Twaina na temat Ameryki lat czterdziestych XIX wieku. Powieść wpisuje się w nurt tak zwanego local color realism, czyli podtypu powieści amerykańskiego realizmu, który miał kreślić panoramę lokalnych problemów społecznych, często czerpiąc z dialektów odbiegających od standardowego idiomu [5].
Na gruncie krytyki literackiej Twain został odkryty na nowo dopiero w latach pięćdziesiątych i wczesnych sześćdziesiątych XX wieku, wraz z rosnącą potrzebą dyskusji o narodowej tożsamości. Powojenna recepcja zwracała uwagę na moralne dylematy niewinnego Hucka, odczytywanego jako figura amerykańskiego Adama, który zabierał głos w sprawie niewolnictwa, niesprawiedliwości i przemocy. Podróż wzdłuż rzeki była w oryginale podróżą w głąb siebie, unaoczniającą proces zyskiwania przez Hucka większej świadomości. Szczególnie tej dotyczącej schematów rasowej przemocy. U Twaina w subtelnym przedstawieniu relacji Hucka i Jima niewolnik stawał się dla białego chłopca figurą nieobecnego ojca, bo uczył go wychodzenia z pasywnej akceptacji przemocy, prowokując chłopca do pytania: jak to możliwe, że jedna osoba może posiadać drugą. U Everetta relacja ta potraktowana jest bardzo dosłownie, co spłyca głębię pierwowzoru.

Warto pamiętać, że w momencie publikacji „Przygód Hucka Finna” zmiana perspektywy z opowieści Tomka na narrację Hucka była rewolucyjna. Oto biały chłopiec ze społeczno-ekonomicznego marginesu, dla wielu czytelników postać wulgarna, werbalizował problem przywileju. Kontrowersję budził dodatkowo język, który – jak pokazywała Shelley Fisher Fishkin w „Was Huck Black? Mark Twain and African American Voices” [1993] [6] – inspirowany był dialektami, składnią i dykcją charakterystyczną dla afroamerykańskich dzieci wychowywanych w Missouri z czasów dzieciństwa Twaina.
Odzyskiwanie opowieści
Jednym z ciekawszych wątków w „Jamesie” jest kwestia podwójnego, maskowanego języka i motyw artykułowania przez Jima/Jamesa własnej opowieści [7]. „Po raz pierwszy w życiu miałem papier i atrament. Nie mogłem się nacieszyć” – mówi bohater, a następnie wnioskuje, że skoro znaki, które skrobie na kartce, mogą mieć znaczenie, to „życie może mieć znaczenie, to ja mogę mieć znaczenie”. Wątek podwójności idiomu i strategii maskowania jest wyraźnie zarysowany w scenie, w której Jim/James uczy czarne dzieci, jakiego języka należy używać wobec białych: nie powinno się nawiązywać kontaktu wzrokowego, nie wolno odzywać się bez pytania. Biali, wyjaśnia dzieciom Jim/James, „muszą wiedzieć wszystko przed nami […] to oni muszą wszystko nazwać”.
Proces odzyskiwania wolności, by móc opowiedzieć własną historię, jest ważny nie tylko ze względu na rozwój narracji, ale też w kontekście decyzji przekładowych. Zapytana przeze mnie o język powieści tłumaczka, Kaja Gucio, podkreślała, że:
„Język u Everetta jest bohaterem samym w sobie – nie tylko w warstwie dialogów, choć tutaj, rzecz jasna, zaznacza się to najwyraźniej. Język determinuje tu tożsamość, ale służy też za ochronną maskę i to w sytuacji zagrożenia życia. Zależało mi więc, żeby tę wielowarstwową, kalejdoskopową złożoność oddać bez „zdradzania” bohaterów, bez wkładania im w usta istniejących w polszczyźnie dialektów i gwar, bo przecież nie na Mazowszu ani na Podlasiu toczy się akcja. Z drugiej strony, bardzo chciałam uniknąć tworzenia pseudogwary opartej na tanich chwytach i prymitywnym humorze – bohaterowie posługują się tym językiem, walcząc o przetrwanie, o czym czasem łatwo nam zapomnieć”.
Pędząca dynamika dialogu
Mamy tu do czynienia z jednotorową narracją, która wciąga i pędzi przed siebie, choć wiele scen zapada w pamięć. Znajdujemy się na wyspie Jacksona, na farmie niewolników, wśród trupy teatralnej, napotykamy oszustów, którzy pozornie chcą pomóc Jimowi i Huckowi, a robią to tylko po to, by przy pierwszej okazji sprzedać Jima. Zmiana perspektywy miała pozwolić nam na nowo odczytać historię opowiedzianą przez Twaina, podczas gdy konstrukcja książki zbudowana jest na nawrotach suspensu i pędzącej akcji, a oddawanie głosu Jimowi/Jamesowi nazbyt często zakrawa na naiwność.
Przykładem może być scena, w której po ugryzieniu przez węża Jim prowadzi wyimaginowane rozmowy z Wolterem, Rousseau i Lockiem na temat niewolnictwa i rasy. Ich książki zobaczył w bibliotece sędziego Thatchera i choć nie miał pojęcia o ich wartości monetarnej, „ich wartość intelektualna natychmiast rzuciła [mu] się w oczy”. Świat wewnętrzny Jima – jego obawy, jego język – wszystko to miało potencjał zbudowania złożonego obrazu, w którym równość nie musi oznaczać uznania języka białych lub być sprowadzona do potajemnej lektury „Rozprawy o nierówności” Rousseau.
Nie mam wątpliwości, że „James” porusza temat ważny i odpowiada na potrzebę odzyskania marginalizowanej opowieści, lecz Everett serwuje nam gotowy morał, nie pozostawiając przestrzeni do interpretacji. Książka może być zarówno lekturowym kontekstem dla piątej klasy szkoły podstawowej, marzeniem studentów pierwszego roku komparatystyki i pageturnerem czytanym w pociągu. Mimo to warto spróbować, bo „Jamesa” czyta się dobrze, a dla wielu ta lekka lektura może być impulsem do ponownego spojrzenia na klasykę.
Przypisy:
[1] Wywiad z Percivalem Everettem.
[2] Wybór recenzji dostępny na stronie nagrody Bookera.
[3] Sam Sacks, „«James» Review: Percival Everett’s Retelling of Twain”, „The Wall Street Journal”, w polskim tłumaczeniu.
[4] Z treścią można zapoznać się tutaj.
[5] Więcej na temat historii publikacji „Przygód Hucka Finna” zob. wstęp [w:] Mark Twain, „Adventures of Huckleberry Finn”, Oxford, Oxford University Press, 2008.
[6] Shelley Fisher Fishkin, „Was Huck Black? Mark Twain and African American Voices”, Oxford, Oxford University Press, 1993.
[7] W kontekście podwójnego języka zob. również recenzję „Jamesa” Justyny Sobolewskiej.
Książka:
Percival Everett, „James”, przeł. Kaja Gucio, wyd. Marginesy, Warszawa 2025.
* Specjalne podziękowania dla tłumaczki Kai Gucio za komentarz dla „Kultury Liberalnej”.