0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Czytając > PEISERT: Upadek i...

PEISERT: Upadek i fabrykowanie sztucznej sfery publicznej

Arkadiusz Peisert

Upadek i fabrykowanie sztucznej sfery publicznej

Przełożona (dopiero) przed dwoma laty znakomita książka Jürgena Habermasa „Strukturalne przeobrażenia sfery publicznej” w ostatnich rozdziałach traktuje o atrofii tejże sfery w Niemczech Zachodnich w latach 60. (Habermas, 2007). Przedstawiony przez Habermasa obraz sfery publicznej wygląda dziwnie znajomo. Zagłębiając się w książkę, trudno się oprzeć wrażeniu, że opis dotyczy współczesnej Polski początku XXI wieku. Z analogiami trzeba uważać, ale gdy konkluzje wysuwane przez Habermasa zupełnie nieświadomie pojawiają się w wypowiedziach co światlejszych publicystów, mamy już dość powodów, żeby o tej diagnozie opowiedzieć dziś. Warto również zwrócić uwagę na to, iż diagnoza Habermasa powstała kilkanaście lat po upadku totalitaryzmu nazistowskiego. Podobny czas upłynął w Polsce od upadku systemu komunistycznego i bardzo prawdopodobne, że te czynniki mają wpływ na podobieństwo stanu sfery publicznej w obu przypadkach.

W państwie socjalnym, takim jak RFN w latach 60., ale i do pewnego stopnia we współczesnej Polsce, stosunek obywatela do państwa to najczęściej indywidualny lub branżowy stosunek roszczeniowy do określonych agend administracji państwowej. Obywatel zgłasza roszczenia, ale jednocześnie nie chce właściwie walczyć o określone decyzje. Habermas nazywa to „roszczeniową obojętnością”. W dużej mierze jednak te roszczenia zagospodarowywane są przez partie polityczne przez zabieganie o głosy. Wydaje się tylko pozornie, że dopóki istnieją wybory, dopóty istnieje sfera publiczna. W obywatelskich, XIX-wiecznych państwach prawnych głosowanie było tylko końcowym etapem nieustającego sporu argumentowania. Publiczność rozprawiających obywateli pełniła funkcje krytyczne i ustawodawcze. Spośród tego grona klasycznych intellectuals wywodzą się współcześni opinion leaders, którzy raczej zainteresowani są bardziej rozpowszechnianiem swoich poglądów niż ich publiczną konfrontacją z innymi przemyślanymi opiniami.

Kolejnym elementem jest rozpad wewnętrznych powiązań między wyborcami oraz spadek ich mobilności. Poza opinion leaders wyłaniają się marginalne grupy, których poglądy są skostniałe i trwałe. Poza tym jednak istnieje spora rzesza wyborców, których określić można mianem niezdecydowanych. Paradoks polega na tym, że o ile w klasycznej debacie publicznej mówca zwracał uwagę przede wszystkim na siłę argumentów, adresując swoją wypowiedź niejako do tych swoich adwersarzy, których najtrudniej było przekonać, o tyle w tym wypadku głównym celem jest oddziaływanie na wyborcę niezdecydowanego.

W ten sposób dochodzi o sztucznego fabrykowania sfery publicznej, gdyż oddziaływanie na niezdecydowanych za pomocą klasycznej argumentacji jest zasadniczo nieskuteczne. Opanowana przez media sfera publiczna zaczyna więc pełnić funkcję reklamy. Pojawia się w różnych odmianach marketing polityczny. Zanikają tradycyjni agitatorzy i propagandziści i na ich miejsce wkraczają neutralni fachowcy, którzy apolitycznie „sprzedają politykę”. Psychospołecznie przestaje się to różnić od reklamy. Tak jak w świecie reklamy, tak jak i w takiej sztucznie wytwarzanej sferze publicznej wyborcy-konsumenci nabierają dystansu do spraw publicznych.

Posiadanie i wymiana poglądów stają się po prostu formą konsumpcji polityki, a nie jej refleksyjnego współtworzenia. Charakterystyczne dla sfabrykowanej sfery publicznej są badania popularności polityków, analogicznie do tego, w jaki sposób bada się popularność towarów. Nie przypadkiem wiele firm badawczych określa siebie jednym tchem jako badaczy „rynku i opinii”. Popularność to miara skuteczności oddziaływania kampanii politycznych prowadzonych na zasadach marketingowych oraz skuteczności manipulacji. Bądź co bądź jednak w takiej sfabrykowanej sferze publicznej muszą pojawiać się tematy quasi-debaty. Zazwyczaj są one po prostu tymi wycinkami życia społecznego, których użycie wpasowuje się akurat w określoną strategię promocji polityka bądź polityków i zazwyczaj mają marginalne znaczenie dla całokształtu spraw publicznych. Coraz częściej jednak na tę arenę wkraczają epizody z życia prywatnego polityków, co wskazuje na pełną już „prywatyzację” sfery publicznej.

Innymi słowy – jak to określa Habermas – w miejscu opinii publicznej pojawia się opinia „nie-publiczna”. „Nie-publiczna” głównie w tym sensie, że niedotycząca spraw publicznych, a po drugie niebudowana w procesie symetrycznej debaty. Tak zwani niezdecydowani nie mają po prostu systematycznych opinii dotyczących poszczególnych sfer życia publicznego i nie czują potrzeby, by je mieć. Mają „prywatne opinie na prywatne sprawy”. Wyjątkiem są interesy branżowe, z którymi określona grupa „niezdecydowanych” się utożsamia. Samo w sobie zjawisko mediatyzacji i marketingu politycznego nie byłoby jeszcze takie złe. Jednakże właśnie tak kształtująca (czy pozwalająca kształtować) swoje decyzje „publiczność” stanowi z założenia ostateczną instancję legitymizacji politycznych kompromisów i decyzji. Dochodząc do istoty sprawy: jeżeli demokracja w ostatecznej instancji odwołuje się do woli ludu, to problem polega na tym, że ta wola przestaje być w jakikolwiek sposób możliwa do zamanifestowania, co z kolei odbiera życiu politycznemu demokratyczną legitymizację.

W tym kontekście Habermas mówi o tzw. refeudalizacji, która zapewne bliska jest trybalizacji Etzioniego (Etzioni, 1968) czy bardziej współcześnie – Maffesoliego (Maffesoli, 2008). Reprezentowanie interesów i poparcie nabiera charakteru wzajemnych zobowiązań. Depozytariuszami poparcia stają się liderzy partyjni, których rola rośnie głównie dlatego, że stanowią oni fizyczny desygnat siły politycznej, którą reprezentują. I ten desygnat, w procesie obróbki z zakresu marketingu politycznego nazwany „twarzą partii”, budzi określone skojarzenia czy wywołuje sztucznie pozytywne emocje.

Należy także wskazać na fakt, powodowany w pewnym zakresie oddziaływaniem PR, że odbiorcy „polityki” coraz większą wagą przywiązują do emocji, które w nich określone postacie i politycy wywołują. Wreszcie, do już sztucznej sfery publicznej, jako temat wkraczają sprawy prywatne (aborcja, in vitro, etc.), co w jakiejś mierze wynika ze wzrastającej opiekuńczości państwa, z mediatyzacji i wreszcie z możliwości pozyskiwania określonych grup „wyborców” przez pozytywne odniesienie się do ich specyficznej sytuacji prawnej.

Technologie nowoczesnej komunikacji według Habermasa nie służą rozprawianiu. W tym wypadku jednak istnieje wiele przesłanek, aby podważyć tę tezę, choćby ze względu na rewolucję komunikacyjną, jaka nastąpiła od czasu publikacji książki Habermasa.

Habermas mówi o zasadzie jawności jako podstawie komunikacji. Ale również rozróżnia jawność manipulacyjną, gdzie informacja służy wywieraniu wpływu oraz jawność krytyczną, która jest warunkiem koniecznym istnienia opinii publicznej. Habermas dostrzega jednak wewnątrz-organizacyjną sferę publiczną, która istnieje tylko wewnątrz poszczególnych organizacji, wewnątrz partii i stowarzyszeń. Wskazuje na potrzebę rozwoju demokracji deliberatywnej czy – w innych ujęciach – dyskursywnej, która wymagałaby osobnego omówienia.

Cytowana literatura:

Jürgen Habermas, Strukturalne przeobrażenia sfery publicznej, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2007
Amitai Etzioni, The Active Society, The Free Company, Toronto 1968
Michel Maffesoli, Czas plemion, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2008

* Arkadiusz Peisert, doktor socjologii, niezależny ewaluator. Adiunkt Uniwersytetu Gdańskiego. Absolwent Kolegium MISH UW.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ
(45/2009)
23 listopada 2009

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj