KULTURA LIBERALNA > Czytając > KLIMCZYK: Trochę nudy...
KLIMCZYK: Trochę nudy i zwyczajne demony
Joanna Klimczyk
Trochę nudy i zwyczajne demony
Czytelnik, który chciał sięgnąć po tę biografię Kapuścińskiego, nie miał łatwego zadania. Głównie dlatego, że zanim książka pokazała się w księgarniach, dowiedział się o niej wszystkiego, a nawet więcej, niżby sobie życzył.
Przez „wszystko” rozumiem nie tylko streszczenie zasadniczych i „kontrowersyjnych” (używam cudzysłowu, bo owa kontrowersyjność w moim przekonaniu jest etykietką przyczepioną zdecydowanie na wyrost) wątków biografii, odbierające ochotę na jej przeczytanie. A więc, że Kapuściński konfabulował i to raczej częściej niż rzadziej. Że nie był od kołyski niezłomnym opozycjonistą, lecz człowiekiem nie tylko lubianym przez peerelowskich dygnitarzy, ale który tę sympatię nierzadko odwzajemniał, a często z niej korzystał – a kiedy przestał, to ze względów koniunkturalnych. Wreszcie: że lubił kobiety i to z wzajemnością.
Czytelnik poznał też wprawiające w zakłopotanie kulisy wydania biografii – kto, na jakim etapie i dlaczego coś pomyślał, co poskutkowało odrzuceniem maszynopisu przez wydawnictwo, które ją zamówiło. W ten sposób odbiorca, zanim jeszcze mógł zajrzeć do książki, został wciągnięty w nieczytelne dla niego – bo wciąż brakowało mu wiedzy niezbędnej do rozstrzygnięcia, kto ma rację – spory o przyzwoitość i moralność. Tym samym decyzja o zakupie książki Domosławskiego została sprowadzona do wyboru między hołdowaniem taniej ciekawości a zachowaniem przyzwoitości. Sięgniecie po biografię Kapuścińskiego stało się absurdalnym testem na lojalność: czytelnik został zmuszony do udzielenia sobie odpowiedzi na pytanie, czy jest, czy też nie jest „za Ryśkiem”. Gdyby zabiegi socjotechniczne nie odniosły spodziewanego skutku i odbiorca okazał się odporny na formułowane wprost i nie wprost zarzuty o współuczestnictwo w szarganiu dobrego imienia zmarłego „autorytetu”, mógł wreszcie nie wytrzymać ciągnącej się dzień w dzień w gazetach dyskusji na ten temat i po prostu stracić ochotę na wyrobienie sobie własnego zdania. Ten ostatni przypadek dotyczy mnie samej – o mały włos się nie poddałam.
Jednak po lekturze wiem, że gdyby osoba potencjalnie zainteresowana książką o Kapuścińskim, z któregoś z wymienionych wyżej powodów, odstąpiła od jej przeczytania, wiele by straciła.
Artur Domosławski napisał bowiem biografię wyważoną, porządną, obfitującą w cytaty z książek Kapuścińskiego oraz ich egzegezę (przez co momentami książka wręcz nudzi). Owszem, są w niej liczne fragmenty, które – zwłaszcza czytelnikowi zauroczonemu Maestro – mogą sprawić przykrość. Znajdzie bowiem potwierdzenie tego, o czym i tak wcześniej zazwyczaj wiedział – że Kapuściński miał dość luźny stosunek do faktów. Może poczuć się rozczarowany, że Mistrz miał tak wrażliwe ego, że bał się jakiejkolwiek krytyki, uciekał przed nią, a kiedy już go spotkała, wściekał się, nie próbując zrozumieć argumentów strony przeciwnej. Jednak o to, że autorytet nie jest bez skazy, trudno oskarżać jego biografa. Tego ostatniego można winić, jeśli opowieść o życiu swojego bohatera traktuje jako trampolinę dla własnych ambicji, kreśląc ją w taki sposób, aby odpowiadała gustom tych, którzy szukają w czyimś życiorysie sensacji.
Sadzę, że taki zarzut wobec Domosławskiego jest chybiony i niesprawiedliwy. Jego pech polega na tym, że nie chce być tylko „posłusznym” kronikarzem, piszącym książkę zgodnie z oczekiwaniami innych – nawet tych szczególnie ważnych, jak najbliżsi bohatera. I za to musi spotkać go kara. W Polsce bowiem panuje zasada, że autorytetów się nie krytykuje, ale wyłącznie czci. Autorytetom nie zadaje się trudnych pytań, bo nie wypada. Niezgadzanie się z autorytetem to jego obraza i zamach na jego cześć. Autorytetom można pisać wyłącznie laurkę, a wchodzenie w spór z autorytetem to grzech pychy itd. Nie wybacza się tym, którzy, jak Domosławski, owej niepisanej reguły nie przestrzegają. Zwłaszcza, jeśli uchodzą za ulubieńca tego, o kim piszą. Właśnie dlatego Domosławski został pozbawiony tego wyróżnienia, jakim dla autora jest nieuprzedzona recepcja jego książki.
Książka:
Artur Domosławski, „Kapuściński non-fiction”, Świąt Książki, Warszawa 2010.
* Joanna Klimczyk, doktor filozofii.
„Kultura Liberalna” nr 62 (12/2010) z 23 marca 2010 r.
Skoro tu jesteś...
...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa
Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.
Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!
PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU
KOMENTARZE