Katarzyna Suchcicka

Jak, czyli co – głos w dyskusji o „Incepcji”

Czytaj także:
* G. Brzozowski, Nolan/Zagajewski, czyli
podświadomość strzela ślepakami…

** K. Wigura, Wymyśl to!

Jest taki wątek w filmie Christophera Nolana: młoda praktykantka Ariadne, którą po usilnych prośbach szef projektu, Dom Cobb, pozyskuje do swojej pracy dzięki pomocy ojca profesora, ucieka od niego po pierwszych traumatycznych doświadczeniach w kształceniu na szpiega podświadomości.

Ona wróci – stwierdza Cobb – jest za zdolna. Rzeczywistość będzie dla niej niewystarczająca.

I to właśnie rzeczywistość, która rozczarowuje, można uznać za przyczynę nowych teorii, ideologii, mniej i bardziej udanych prób jej zmiany. Również incepcji, o której traktuje film. Kontrolowanie umysłu zaś wpisuje się w schemat dziwnie znajomy, również gdy idzie o ideologie: w schemat dominacji i uległości. Patronuje mu wyróżniony przez psychologa, profesora Antoniego Kępińskiego, tzw. pochyły stosunek w kontaktach międzyludzkich, bycie pod lub nad, nigdy na równi. Realizuje on stare ludzkie pragnienie, żeby panować, bo skoro rzeczywistość jest niewystarczająca, ja będę władcą i ją zmienię!

Emanacją dominującego stosunku do świata i do jego idei staje się prawda wyrażona ustami jednego z bohaterów „Incepcji”: „Nigdy nie kopiuj w całości tego, co już znasz. Używaj tylko fragmentów i składaj je we własną całość”.
I to staje się również receptą Nolana na stworzenie własnego filmu. W recenzji „Incepcji” opublikowanej w poprzednim numerze „Kultury Liberalnej” Karolina Wigura wskazuje na pokrewieństwa filmu z „Planetą małp”, „Odyseją kosmiczną” oraz „Matriksem”. Zauważa wykorzystanie wątków z tych filmów i jednocześnie krytykuje metodę kompilacji skopiowanych fragmentów. A przecież właśnie na tym cały dowcip polega!

Sposób przekazania ilustruje jego treść. Nolanowi nie wystarcza wykład, on pokazuje i hipnotyzuje. Bezwolność śpiących wiedzionych w świecie bez grawitacji. Powolna, a konsekwentna katastrofa samochodu spadającego z mostu do rzeki. Rany przenoszące się ze snu w rzeczywistość. Dużo tu pomysłów z horrorów i teorii snów. Ale tak ma być – chaosowi zarówno idei, jak i świata zostaje oddana sprawiedliwość.

Autorka mówi dalej o wyższości idei całkowicie własnej. Ale kto dziś wie, co własne, zbombardowany tekstami, filmami i ideami, więcej – postrzelony nimi, jeśli nie zainfekowany!? Na marginesie wspomnę reklamę podprogową, wykorzystywanie w reklamie działających na podświadomość bodźców seksualnych czy muzycznych. A my sami, czy jesteśmy tacy do końca „właśni” z kodem DNA od przodków?

Christopher Nolan jako reżyser (i zawołany scenarzysta, pracujący podobno w swoim przystosowanym garażu, aby nikt go nie podpatrzył w Hollywood) miękko poddaje się tej opresyjnej rzeczywistości. Jest ona jego narzędziem i materiałem. Za pomocą chropowatej formy reżyser dokonuje incepcji na nas. I jak to sztuka ma czynić – przerysowuje, uwidacznia, uderza.

Oczywiście mamy tu i łzawe sceny, jak ta przedstawiająca sejf z przechowywanym w środku dziecięcym wiatraczkiem, otworzony przez syna na prośbę ojca tuż przed jego śmiercią. Ale i to pokazuje, że idee z wszechobecnych teraz oper mydlanych są z dna podświadomości, niespełnień i tęsknot, jak eksploatowana już w literaturze i kinie miłość niszcząca, która wyrzeka się świata, sama się pożera (vide: puste, ślepe, zatopione miasto).

Ale „Incepcja” jest też – wbrew pozorom, wszelkim recenzjom i peanom nad immisją w głąb podświadomości – hymnem na cześć rzeczywistości. Aby wrócić do rzeczywistości trzeba aktu wiary – mówi doświadczony przez życie główny bohater, który stracił żonę, bo sam zaszczepił jej nieszczęsne „kwestionowanie rzeczywistości”. Ona popełnia samobójstwo – to jest nowe, własne u Nolana – skuteczna śmierć w podświadomości – i już z innych poziomów snu kusi męża projekcją dzieci. Żywe i prawdziwe będą na niego czekały dopiero w Ameryce, do której może wrócić w nagrodę za incepcję idei w podświadomość pewnego dziedzica mocarstwa energetycznego.

Sposób pokazania tragicznej historii miłosnej coś mi przypominał, aż w końcu wpadłam na trop. Tak – „Solaris” Lema! Zabita kochanka, która powracając budzi i przerażenie, i miłość mężczyzny. Niemożność połączenia się, rozpacz, większa od nas potęga, która decyduje o naszym losie, bezradność człowieka. Czy Nolan inspirował się Lemem? Kto wie, może to była tylko incepcja?

Kuszące dla ludzi zmęczonych ilością bodźców, których nota bene nie brakuje i w „Incepcji” (akcje z samochodami, tłuczone szkło, piski opon) są zarówno uspokajający rytm fal w „Solaris”, jak i odżywczy sen w „Incepcji” – twarze śpiących pozostają tu spokojne, nieledwie rozanielone. Ale tu i tu jest również ocean cierpienia. W swojej książce w pewnym momencie Lem przyrównuje rozumny, ucieleśniający najskrytsze marzenia, ale i groźny ocean do Boga. Czy podświadomość jest też Bogiem, naszym wszechświatem? Kiedy patrzy się na to, co dzieje się z Paryżem w filmie Nolana, można i tak pomyśleć. Zmieniają się zasady rządzące światem. Ale ważniejsze jest może to, że gdy 40 lat temu tematem, który zainspirował Andrieja Tarkowskiego (a 8 lat temu Stevena Soderbergha) był wszechświat, teraz jest nim wnętrze naszej głowy. Czy to nie znak szczególnego narcyzmu, że w roku 2010 podróżujemy w głąb siebie samych? A może to najgłębsza i najważniejsza z rzeczywistości?

W drugiej recenzji, która ukazała się w „Kulturze Liberalnej”, Grzegorz Brzozowski mówi między innymi o osobliwym niepokoju po filmie Nolana. Zauważa jeszcze dociekliwie, że zwycięstwo Cobba jest jednocześnie klęską – do głowy człowieka można się dostać! Odpowiem w języku filmu i zwrotem bliskim Amerykanom: „so what?”. I co z tego, że dopiero w tym przypadku objawić może się nasza siła. Możemy okazać dystans wobec tego, co pojawia się w naszych głowach. Użyć zdrowego, inteligenckiego zmysłu ironii wobec tego, co nam się wydaje.

Bo przecież, kto właściwie robi tę całą robotę? Dzieciaki. Leonardo DiCaprio, kreujący główną rolę jest typem mężczyzny chłopca, trudno by się na nim oprzeć, choć reprezentuje tu i kochanka, i męża, i ojca. Jak odmiennie wygląda jego ojciec, zdecydowany i oszczędny w emocjach. A partnerka, zdolna studentka, to rachityczne dziecko, rozmiar 0 – jeśli stosować typologię odzieżową. A przecież ciało mówi w sztuce aktorskiej, mamy pajdokrację.
Zresztą i tu węszę incepcję (gdzie jest granica między nieświadomym zapożyczeniem a plagiatem?), bo para ta niezwykle jest podobna do innej (z bardzo popularnej od roku książki Stiega Larssona „Millennium”): Mikaela Blomkvista i Lisbeth Salander, hakerki, której nie oprze się żadna informacja.

Czyli to już było, i to, i to.

Nawet przywołana tu, wraz z imieniem studentki, nić Ariadny.

Film:

„Incepcja” reż. Christopher Nolan, USA 2010, dystrybutor: Warner Bros. Entertainment Polska.

* Katarzyna Suchcicka, poetka, krytyk literacki i dziennikarz. Autorka filmów dokumentalnych. Obecnie pracuje dla TVP Kultura. Autorka scenariusza i wydawca bloku programowego „Niedziela z… Leszkiem Kołakowskim”. Wydała ostatnio tom Haust powietrza”.

„Kultura Liberalna” nr 84 (34/2010) z 17 sierpnia 2010 r.