0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > JĘDRZEJCZAK: Kawiarniani bywalcy,...

JĘDRZEJCZAK: Kawiarniani bywalcy, kawiarniane bywanie (część V cyklu)

Helena Anna Jędrzejczak

Kawiarniani bywalcy, kawiarniane bywanie

Międzywojenna kawiarnia nieodmiennie kojarzy się z bywaniem. Do niej się nie przychodziło, jej się nie odwiedzało, o nią się nie zahaczało przypadkiem. W niej się właśnie bywało. Czyli pojawiało w sposób szczególny, przybywało celowo i spędzało w niej czas w określony sposób.

Bywanie to sposób spędzania czasu właściwy bywalcowi – czyli temu, kto w kawiarni czuł się rzeczywiście jak u siebie, czyja obecność była przez właściciela lokalu wysoce pożądana (nawet jeśli bywalec nie płacił rachunków), bo przyciągała rzesze innych klientów i kto nadawał lokalowi określony charakter i klimat. Trudno sobie wyobrazić kawiarnię, która na dłużej pozostałaby w społecznej pamięci i byłaby pozbawiona jakichś szczególnych postaci, bywających w niej oryginałów, zadomowionych ekscentryków.

Bywał Franc Fiszer.

Bywał generał Wieniawa Długoszowski.

Bywali Skamandryci.

Bywała Kwadryga.

Bywał Leśmian, bywał Tyrmand, bywał przed i po wojnie Słonimski. Bywał Saliński i bywał Głowacki, bywał Kołakowski i bywała Skarga, bywała Ordonka i bywali Jaracz, Zelwerowicz i Koło Polonistów.

Bywalców zapraszamy od Dwudziestolecia

Początków tego zjawiska charakterystycznego dla kawiarni Dwudziestolecia a potem PRL-u należy szukać dużo wcześniej – w modernizmie. Wtedy zwyczajowo bywalców nazywano cyganerią artystyczną. Podobnie jak w innych krajach Europy, w jej skład wchodzili artyści, literaci, poeci i wszelkie inne i nietypowe postaci, w kawiarni spędzające większą część swego życia, czasem znane wyłącznie z bywania. Gdy rozpoczynało się Dwudziestolecie, cyganeria w kawiarniach po prostu już była. Ci, którzy mieli tworzyć życie kawiarniane wolnej Polski, w Udziałowej zwyczajnie spotykali tych, którzy siedzieli w niej od początku dwudziestego stulecia albo nawet jeszcze dłużej. Cyganerii poświęcono niejedno opracowanie – by wspomnieć choćby „Cyganerię z Udziałowej” Władysława Grzelaka czy „Cyganerię warszawską” Stefana Kawyna, opisujące jej genezę, postaci i ich kawiarniano-artystyczne życie.

Granica czasowa pomiędzy zjawiskami istnienia cyganerii i bywalców jest płynna – po prostu od pewnego czasu osoby przebywające często w kawiarniach, tam tworzące i budujące specyficzny klimat czy atmosferę, zaczęły być określane innym mianem.
W Udziałowej dawna cyganeria spotykała nowych bywalców, starzy siedzieli przy jednych stolikach z młodymi, zapraszając ich po kolei do towarzystwa i tym samym nadając specyficzny status.

Sztuka pt. „Bywalec w pustej kawiarni”

Interakcja bywalca z pozostałymi uczestnikami życia kawiarnianego polegała z jednej strony na oczekiwaniu na to, co bywalec uczyni (to domena gości przy innych stolikach, właściciela, niezwiązanych z nim bywalców), i z drugiej – na świadomości istnienia publiczności podejmowanych działań i pozornym niezwracaniu na nią uwagi.

Bo czyż w pustej kawiarni Wieniawa wylałby na głowę wojewody warszawskiego szklanki porteru, by „ukarać” go za osobliwy sąd na temat prozy Conrada1. Czyż bez wdzięcznych i niby-nieświadomych słuchaczy Fiszer powiedziałby, że „przyjechała pusta dorożka i wyszedł z niej Leśmian”? Albo czy gdyby poza Skamandrytami w Ziemiańskiej nie było nikogo zainteresowanego tą sprawą, Fiszer demonstracyjnie opuściłby „Górkę”?

Można by więc pewnie uznać, że bywanie to swoisty teatr, gra, w której role są rozpisane i znane wszystkim. Bo nie ma miejsca na przypadkowość, bo wiadomo, że nawet jeśli wszyscy uczestnicy życia danej kawiarni pojawiają się w niej równie często, to od jednego oczekiwać się będzie zaprezentowania nowego wiersza czy obrazu, od drugiego – kolejnego żartu, a od trzeciego – tylko wyrażenia zachwytu. Można by powiedzieć, że zanika tu naturalność, że relacje są sztuczne i zapośredniczone, że każdy z uczestników sztuki pt. „Kawiarnia” tylko odgrywa swoją rolę. Być może.

Być może rzeczywiście tak było. Być może przez całe dwadzieścia lat Dwudziestolecia „znani i lubiani” odgrywali jakieś przedstawienie według napisanego przez kogoś scenariusza. Być może powojenni bywalcy także postanowili wedle niego pojawiać się na scenie i recytować rozpisane jeszcze w wolnej Polsce role. Być może wszyscy robili to pod przymusem i dlatego, że lubili się w ten sposób zniewalać, cierpieć i poddawać przemocy symbolicznej. Nie brzmi to jednak bardzo przekonująco.

Z próbą zmiany „zasad bywania” w zasadzie mieliśmy do czynienia tylko raz. Tylko raz bowiem otwarto Pikadora, wywieszono cennik obcowania z artystami, ci ostatni zeszli z piedestału, by odrzucić własną niedostępność poprzez wykpienie jej. Po trzech miesiącach wrócili jednak do dawnego trybu życia i to nie dlatego, że „bratanie się z ludem” było tak bardzo nieprzyjemne albo tak bardzo nie przystawało do skamandryckich potrzeb, albo wychodziło poza ramy spektaklu, w którym przyzwyczaili się grać. Rzeczywiste przyczyny wspomina Zaruba w swoich „Pamiętnikach bywalca”– „(…) Jaracz zaczął mi opowiadać o całym tym okresie, którego jako spóźniony repatriant nie widziałem. O Picadorze i jego zachlanym do delirium założycielu, niejakim Kubinie, o tym, jak ówczesny prezydent miasta Anusz sam płacił podatek magistracki za ten lokal, a to z powodu kategorycznej odmowy płacenia takowego przez prawowitych gospodarzy artystów”2.

Znośna lekkość bytu

Byt, a raczej – bywanie – to z założenia nie praca, tylko przyjemność. To tematy z konieczności ograniczone do tego, co mogą usłyszeć inni goście, na co pozwala konwenans i co nie przekracza niepisanych reguł. Stoliki stoją blisko, okazja do powstawania plotek – doskonała, usłyszenie historii przyciszonym głosem opowiadanej przy stoliku oddalonym o niespełna metr – prawie pewne. Niedosłyszenie, przekręcenie, niecelowa zmiana faktów – jeszcze pewniejsza. I każdy, kto zajmuje się bywaniem, zdaje sobie z tego sprawę. Bo można by powiedzieć, że trzeba uważać i być czujnym, nie mówić za wiele i przyglądać się pozostałym gościom – to jednak fałszywy trop, do kawiarni nie przychodzi się po to, by omawiać strategie wojenne czy giełdowe; tu każdy wie, a czasem i wykorzystuje to, że może i zapewne będzie usłyszany przez innych ludzi.

Dlatego też porusza tematy lekkie, przyjemne, rozmawia o codziennym życiu (ale raczej w jego milszych aspektach), dyskutuje o poezji i sztuce, plotkuje o romansach (ale wtedy, gdy są tajemnicą poliszynela, a nie gdy popychają zdradzaną żonę do samobójstwa) albo je nawiązuje, czasem – rozprawia o polityce, choć częściej z tymi, którzy podzielają nasze poglądy. Bo ci, którzy ich nie podzielają, zazwyczaj bywają w innym lokalu i także utwierdzają się wzajem w swoich racjach.

W kawiarni pewnie można by prowadzić rozmowy na „poważne” tematy. Trochę trudno je zdefiniować – dla jednego będą to filozoficzne rozważania dotyczące teorii bytu (przez Franca Fiszera skwitowane powiedzeniem „Bytu nie ma”3), dla innego – zrecenzowanie najnowszego wiersza, ostatnio przeczytanej książki czy obejrzanej sztuki. To tematy poważne, ale niezwiązane ze „zwykłym życiem”, „niepraktyczne” – jak powiedzieliby niektórzy. Bo bywanie w kawiarni to nie członkostwo w salonie politycznym lub literackim. Bywanie to kawa i ciastka, przyjemność i pewność spotkania znajomych, sposób spędzania czasu i tworzenie „na papierowych serwetkach”, a więc po prostu kanon zachowań przystojących poecie, artyście, literatowi. Obserwowanemu rzecz jasna przez wdzięczną publiczność, która dzięki wciągnięciu w prowadzoną grę choć na chwilę mogła poczuć się cząstką bohemy, cyganerii, grupy tak zawsze atrakcyjnej i niedostępnej.

1 Tę sytuację opisuje Antoni Słonimski w „Alfabecie wspomnień”, PIW, Warszawa 1975, s. 254

2 Jerzy Zaruba, Z pamiętników bywalca, ISKRY, Warszawa 1960

3 Przytacza je Piotr Łopuszański.

* Helena Anna Jędrzejczak, historyk idei, socjolożka, doktorantka w ISNS UW. Pracuje w Centrum Nauki Kopernik, współpracuje z Instytutem Obywatelskim. Przygotowuje rozprawę doktorską na temat relacji między teologią a kwestiami społeczno-politycznymi w pismach Dietricha Bonhoeffera.

„Kultura Liberalna” nr 10_ (_/2011) z _ stycznia 2011 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 105

(1/2011)
11 stycznia 2011

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj