0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > PAWŁOWSKI: Darren Aronofsky...

PAWŁOWSKI: Darren Aronofsky i łabędzie Czajkowskiego

Łukasz Pawłowski

Darren Aronofsky i łabędzie Czajkowskiego

Najnowszy film Darrena Aronofsky’ego „Czarny łabędź” to opowieść o młodej baletnicy, Ninie Sayers (znakomita Natalie Portman), która staje przed życiową szansą zatańczenia głównej roli w nowej inscenizacji „Jeziora łabędziego”, otwierającej kolejny sezon baletu nowojorskiego. To szansa, ale i wyzwanie, na dodatek właściwie podwójne. Delikatna, zamknięta w sobie, spokojna i dążąca do technicznej perfekcji Nina ma bowiem zagrać równocześnie dwie role: Odetty, Białego Łabędzia, będącej uosobieniem niewinności oraz łudząco do niej podobnej złej Odylli, Czarnego Łabędzia, która uwodzi przeznaczonego Odetcie księcia, rujnując tym samym szczęście dwojga kochanków. Nakłaniana zewsząd do odkrycia w sobie mrocznej, porywczej, uwodzicielskiej strony duszy, Nina powoli traci kontakt z rzeczywistością, całkowicie zatracając się w roli.

Po obejrzeniu filmu Aronofsky’ego byłem niemal pewien, że fani jego poprzednich produkcji podzielą się teraz na dwie grupy – tych, którzy „Czarnego łabędzia” uznają za dobrze pomyślany i wykonany thriller psychologiczny oraz tych, dla których stanie się on natychmiast filmem kultowym. Z pierwszymi miałem zamiar się zgadzać, z drugimi zaś – polemizować. Szybko okazało się jednak, że powyższa dychotomia nie przystaje do rzeczywistości, nie uwzględnia bowiem tych widzów, którzy najnowszy film Aronofsky’ego uznali za całkowicie nieudany. To ataki właśnie tej grupy postaram się odeprzeć, zamiast spierać się z bezkrytycznymi entuzjastami twórczości amerykańskiego reżysera: uczynię to na przykładzie dwóch wybranych argumentów.

Wtórność. Nie ulega wątpliwości, że świat widziany oczami człowieka, który przestaje panować nad własnym umysłem, widzieliśmy już niejednokrotnie. Aronofsky nie otwiera przed nami nowych filmowych przestrzeni. Zarówno w warstwie fabularnej, jak i ze względu na specyficzną, nieśpieszną technikę budowania napięcia „Czarny łabędź” przypomina „Wstręt” Polańskiego. Podobieństwo widać zwłaszcza w scenach kręconych w dusznym, klaustrofobicznym mieszkaniu Sayers, dzielonym z apodyktyczną matką, niespełnioną baletnicą. To zresztą nie jedyne podobieństwo do filmów polskiego reżysera. Ścisłe splecenie losów Niny i Beth Macintyre, gasnącej gwiazdy nowojorskiego baletu, której miejsce zajmuje główna bohaterka, przywodzi na myśl „Lokatora”. Pomysł Aronofsky’ego oryginalny więc nie jest, ale fakt, że wniosek ten buduje się przez porównanie go do najlepszych filmów gatunku, a nie gniotów, gdzie tak zwany klimat budują wyskakujące znienacka upiory, powinien stanowić raczej argument za, a nie przeciw wybraniu się na ten film.

Oczywistość analogii pomiędzy losem Niny i Odetty. Przyznam szczerze, że ten argument jest dla mnie nie do końca zrozumiały. Aronofsky chciał pokazać widzowi, jak coraz ciaśniej splatają się w głowie Niny rzeczywistość i fikcja libretta. W pewnym momencie oczywistość tej paraleli staje się – by zacytować klasyka – oczywista, ale taki był zamysł reżysera i moim zdaniem Aronofsky realizuje go bardzo konsekwentnie. Nieco nachalny staje się jedynie na początku, kiedy dwukrotnie wprowadza na scenę tajemniczą, łudząco podobną do Niny dziewczynę w czerni. W kontekście dalszych wydarzeń to zderzenie faktycznie wydaje się zbędne.

Oba powyższe zarzuty nie dyskredytują więc filmu, a dodatkowo bledną w świetle bardzo dobrej gry wszystkich głównych postaci – zarówno samej Portman, jak i, wcielającej się w jej główną konkurentkę do roli Odetty, Mili Kunis – do tej pory znanej w Polsce przede wszystkim z kiepskiego serialu komediowego „Szalone lata 70.”. Całości dopełniają dobre kreacje Vincenta Cassela w roli reżysera oraz Barbary Hershey, czyli matki Niny. I chociaż „Czarny łabędź” z pewnością nie jest filmem tej miary, co choćby „Requiem dla snu”, to bardzo przyzwoite kino, na które z pewnością warto poświęcić czas.

Film:

„Czarny łabędź”
Reżyseria: Darren Aronofsky
USA 2010
Polska premiera: 21 stycznia 2011 r.

* Łukasz Pawłowski, doktorant w Instytucie Socjologii UW. Członek redakcji „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 107 (4/2011) z 25 stycznia 2011 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 107

(3/2011)
25 stycznia 2011

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj