Łukasz Jasina
Jan Karski. O kilku życiach wielkiego człowieka i nie tylko…
Jan Kozielewski-Karski żył długo. Osiemdziesiąt sześć lat. Stał się jednym z najważniejszych świadków Zagłady (choć nie tylko, o czym często się zapomina). Życie Jana Karskiego to wiele różnorodnych światów i miejsc. To przedwojenna historia młodego inteligenta z biednej rodziny. To niewola sowiecka i więzienie Gestapo. To spotkanie z młodą Zofią Rysiówną, która zajmowała się Kozielewskim-Karskim po ucieczce z więzienia. To jego brat i mentor Marian Kozielewski – pierwszy komendant Policji Granatowej i hitlerowski więzień. To epopeja świadka Zagłady, którego bieg historii zaprowadził aż do Izbicy i piekła tamtejszego obozu przejściowego. To wreszcie kurierski szlak i spotkania z wielkimi ówczesnego świata. Kozielewski-Karski nie przyniósł na zachód jedynie prawdy o Holokauście – Churchilla czy Roosevelta informował wszak o sytuacji w okupowanej Polsce. Wtedy przeżywał po raz pierwszy zainteresowanie mediów – skromny emisariusz wydał w USA książkę o polskim państwie podziemnym. Po pięćdziesięciu kilku latach została wznowiona w kraju.
Po wojnie ostrzeżony przez Mikołajczyka do Polski nie wraca. Wiedzie skromny żywot profesora na Uniwersytecie Georgetown. Polskę odwiedza jeszcze przed 1989 rokiem (na zaproszenie swojego znajomego – Józefa Cyrankiewicza). Z zapomnienia wydobywa go wywiad w „Shoah” Claude’a Lanzmanna. Order Orła Białego wręczony przez Lecha Wałęsę (8 maja 1995 roku), rozpoczyna proces kształtowania się legendy Jana Karskiego. Obok Władysława Bartoszewskiego czy Marka Edelmana (a w mniejszym stopniu Władysława Szpilmana czy Arnolda Mostowicza) staje się symbolem stosunków polsko-żydowskich. Jest nim również po śmierci.
Książka Andrzeja Żbikowskiego nie jest pierwszym opracowaniem poświęconym Karskiemu. Sam Żbikowski wydawał się być do jej napisania predestynowany w sposób szczególny. Wystarczy spojrzeć na jego bogaty dorobek naukowy, bez którego nie sposób wyobrazić sobie polskiej historiografii dotyczącej Zagłady. Autor nie zawodzi. Książka jest obszerna, napisana rzeczowo, pozbawiona sztucznego obiektywizmu. Nie brakuje w niej informacji – nie brakuje także i sądów.
Karski to człowiek prawy i wierny swoim zasadom aż do bólu. Jego normalną egzystencję przekreśliła wojna. Po 1939 roku jego życie zostało na zawsze naznaczone misją. Żbikowskiemu udało się przedstawić mikrohistorię głównego bohatera, jednocześnie nie gubiąc nic z jej wielkiego kontekstu. Mamy tu więc i okupowaną Warszawę, i polsko-żydowski chaos. Mamy uczciwe rozliczenie z polityką aliantów – jakże inną od mitów z przedsionka waszyngtońskiego Muzeum Holokaustu (gdzie jest tylko wyzwolenie i nic więcej).
Podobno nie można nazywać książek wybitnymi. To szkodzi ich odbiorowi. „Karski” Żbikowskiego jest jednak biografią wybitną. Metodologicznie uczciwa książka może również spełnić ważną rolę społeczną.
W październiku 1999 roku Jan Karski przyjechał do Lublina. Zaprosił go kolega z włodzimierskiej podchorążówki – Grzegorz Leopold Seidler, były rektor UMCS. Powojenna wysoka pozycja Seidlera w strukturze władzy nie zaszkodziła ich przyjaźni. W tym samym czasie do miasta przybył Czesław Miłosz. Media ekscytowały się oczywiście ich przypadkowym spotkaniem w hotelu. Miejscowe sławy usiłowały zasiąść przy Karskim – wpychały się zresztą wyjątkowo nieumiejętnie.
Widziałem profesora, gdy składał kwiaty pod tablicą upamiętniającą zamordowane dzieci z żydowskiej ochronki. Składał ją sam. Notable zostali gdzieś daleko. On pamiętał o zmarłych i kontynuował misję rozpoczętą w Delegaturze Rządu.
Pół roku później Karski przyjechał do Polski po raz ostatni. W rodzinnej Łodzi udzielił radiowego wywiadu. Powiedział, że z ostatniej podróży do Polski wraca zadowolony. Ciekawe, czy po jedenastu latach byłby zadowolony nadal? Nigdy się jednak tego nie dowiemy.
Książka:
Andrzej Żbikowski, „Karski”, Świat Książki, Warszawa 2010.
* Łukasz Jasina, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 120 (17/2011) z 26 kwietnia 2011 r.