0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > JASINA: O nieudolności...

JASINA: O nieudolności filmowej dekolonizacji

Łukasz Jasina

O nieudolności filmowej dekolonizacji

Nie tylko Brytyjczycy i Francuzi rozliczają się ze swoją kolonialną przeszłością. Kinową dekolonizacją zajmują się również Hiszpanie – choć czasem rozliczeń dokonują za nich inni. Najważniejsze kinowe produkcje o wyprawie Krzysztofa Kolumba, zdobywcach i konkwistadorach, takich jak Pizarro czy Cortez, oraz zjawiskach w rodzaju El Dorado powstawały dzięki pieniądzom niegdysiejszych anglosaskich rywali hiszpańskiego imperium – i w ich języku. Niejednokrotnie miały one tyle wspólnego z prawdą historyczną, co skecz Monthy Pythona o hiszpańskiej inkwizycji z tą instytucją.

Dwadzieścia lat temu przez świat przetoczyła się dyskusja o skutkach hiszpańskiej ekspansji. Sami Hiszpanie roztaczali wizję spotkania światów i kultur, która stała się zresztą podstawą prezentacji dziejów Hiszpanii na Wystawie Światowej w Sewilli – mieście niezwykle ważnym w dobie ich panowania na morzach. O złych czynach Corteza i Pizarro pamiętano, ale Kolumba uznano już za postać pozytywną. Eksponowano za to (czasem zbyt mocno) obronę Indian przez księdza de Las Casas. Bardzo pasowało to do ówczesnych trendów pojednawczych w światowej kulturze lat 90.

O tym, że rola Hiszpanii w kolonizacyjnej historii nie jest jednak oceniana najlepiej, przypomniała nam publiczna kłótnia Hugo Cháveza i króla Juana Carlosa sprzed kilku lat. Hiszpania zaczęła rozliczać się z przeszłością – miejsce łagodnych debat z „Ay, Carmela!” Carlosa Saury zajęły filmy drapieżne, takie jak „Nawet deszcz” Icíar Bollaín

Historia opowiedziana w filmie jest bardzo prosta. Grupa filmowców kręci film o zdobyciu Ameryki. Mamy tu i straszliwych konkwistadorów, i łagodnego księdza broniącego tubylców, siłę hiszpańskiej kultury i prymitywnych zbrodniarzy z Galicji i Leónu. Twórca uciekł się do zabiegu wymagającego a nieudającego się czasami nawet filmowym geniuszom – łączenia teraźniejszości ze współczesnością. Film o odkrywaniu Ameryki realizowany jest w Boliwii. Ten słabo znany (w porównaniu z wielkimi sąsiadami) kraj postrzegany jest przez potencjalnego widza głównie przez pryzmat śmierci Che Guevary i prezydentury Evo Moralesa. Bohaterowie filmu, hiszpańscy filmowcy, realizują ckliwe filmidło w miejscu pełnym konfliktów pomiędzy potomkami dawnych kolonizatorów i wciąż prześladowanymi Indianami. Na przełomie stuleci – czyli zaledwie dekadę temu – w Boliwii dochodziło do poważnych konfliktów. Walka o prawa pogardzanej, rodzimej ludności doprowadziła do zwycięstwa Evo Moralesa, potomka tubylców. Europejscy filmowcy traktują Indian jak niegdysiejsi konkwistadorzy. Przeszłość się powtarza. Mimo udawanego pojednania i oficjalnego potępienia zbrodni kolonizatorów, stosunek Europejczyków do Indian jest taki sam. Jedynie moda na ich cierpienia dobrze się teraz sprzedaje.

Jeśli mielibyśmy rozmyślać o hiszpańskim rozliczeniu z kolonialną przeszłością, należałoby stwierdzić, że wprawdzie stało się ono bardziej drapieżne, ale nie przestało być miałkie. Film Bollaín jest nie do końca udanym głosem w dyskusji o obecnej kondycji Ameryki Południowej: mówi o niej niezbyt dużo i zgodnie z utartymi schematami filmowymi, wypracowanymi przez nieśmiertelne klasyki, takie jak „Misja” czy „El Dorado” – bez głębszej refleksji i z nadmierną ilością klisz. Nawet Gael García Bernal – ostatnio na karierowym rozdrożu – nie daje się zapamiętać.

Film ten podzieli niestety los podobnych mu dzieł – sławnych w jednym sezonie, wytrwale powtarzanych później przez publiczne stacje telewizyjne, ale grubo po północy.

 Film:

 „Nawet deszcz” (También la lluvia)
reż. Icíar Bollaín
Hiszpania, Meksyk 2010

Łukasz Jasina, historyk, publicysta, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.

 „Kultura Liberalna” nr 140 (37/2011) z 13 września 2011 r.


Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ
(37/2011)
13 września 2011

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj